Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Clubbing w Nowej Hucie

Redakcja
Pani Stanisława obawia się o przyszłość Stylowej. - Zakaz palenia obniżył frekwencję o jakieś 70 proc. Nigdy nie było tak mało klientów - mówi
Pani Stanisława obawia się o przyszłość Stylowej. - Zakaz palenia obniżył frekwencję o jakieś 70 proc. Nigdy nie było tak mało klientów - mówi Andrzej Banaś
Meksyk, Mozaika, Zosieńka, Jubilatka, Stylowa. Przeżywały czasy świetności, kiedy pełną parą pracował nowohucki kombinat. Dziś ich młodość minęła. Jedne zmieniły klientelę i odnajdują się w nowej rzeczywistości, inne chylą się ku upadkowi. We wszystkich czas się zatrzymał. Nowohuckie lokale z duszą, gdzie króluje ciepła wódka i swojska galareta, odwiedziły Magda Wrzos-Lubaś i Katarzyna Ponikowska.

Maraton po lokalach Nowej Huty kończy się bardzo wcześnie. Większość restauracji, knajp i barów, które mają swoją historię, zapada w sen około godz. 22. Nie to co kiedyś. - Na wytrwałych czekał Meksyk czynny 24 godziny na dobę - opowiada Staszek, nowohucianin, którego spotykamy w Stylowej przy al. Róż. - Nad ranem można tam było jeszcze wypić wino. Ważne, żeby być z Huty. Dla obcych wizyta w Meksyku mogła się skończyć fatalnie - dodaje kolega Staszka, Tomek.

Przystanek Meksyk
Kojarzy się dziś bardziej ze stacją benzynową niż barem. Pomalowana na żółto z daleka rzuca się kierowcom w oczy. Choć została dobudowana później. Początkowo była tam tylko piwiarnia. Jej historia sięga 20 lat wstecz. Czuć to, wchodząc do środka. Zmieniła się jednak klientela. - Dziś nie ma już stałych bywalców. Do Meksyku przychodzą głównie kierowcy - wyjaśnia Elka, która pracuje w barze prawie 20 lat.

Meksyk znajduje się tuż przy nowohuckim kombinacie, przy Igołomskiej. - W czasach świetności naszymi klientami byli głównie pracownicy kombinatu. Kończyła się zmiana i lokal się zapełniał - opowiada Elka. Potem zaczęto zwalniać ludzi z Huty. Właściciele ograniczyli godziny otwarcia do 23. Następnie zlikwidowano piwiarnię. Dziś Meksyk to knajpa z jedzeniem i sklep. Zamyka swe podwoje o godz. 20. Klientów jest coraz mniej.

- Nic się tu nie dzieje - urywa rozmowę Danusia zza baru w drink barze Mozaika na os. Szkolnym. Nie chce rozmawiać o lokalu. - Przecież same panie widzą, jak jest - kwituje. Rzeczywiście, nie najlepiej. Jeden stolik zajęty, trzy osoby piją piwo. Dwóch młodych chłopaków gra na automatach. Stałych klientów nie ma. Pracownice co do minuty pilnują godziny zamknięcia. Punkt 22 wypraszają klientów za drzwi. O ile mają kogo wypraszać.

Lamperie na ścianach
Do godz. 22 otwarta jest również Jubilatka na os. Teatralnym (koło Świtu). Tu obsługa jest zdecydowanie bardziej przyjazna. Choć lokal przeżywał swą młodość w czasach świetności kombinatu, dziś nadal ma swoją klientelę. - Takiej atmosfery nie ma nigdzie indziej - uważa Wiesław, który przychodzi tu regularnie od dwóch lat. Jak twierdzi, czasem zjeść i napić się piwa, czasem zagrać na automatach. Te ostatnie są jedną z nowości lokalu.

Bo w Jubilatce czas się zatrzymał. Widać to po stylowym, choć mocno zniszczonym szyldzie, czy lamperiach na ścianach. Groszkowy kolor obrusów komponuje się z kolorem ścian. Na jednym z wysokich filarów plastikowa tabliczka zakazuje palenia. Ale zasłony, też w kolorze zielonym, przesiąknięte są jeszcze dymem papierosowym. Na stoliku w szklance na piwo stoją zakurzone, sztuczne kwiaty. Towarzyszą im firmowe sztućce i talerze z napisem Społem. - Dawniej wnętrze było jasne, morelowe - wspomina pan Zenek. Twierdzi, że jest jednym z pięciu stałych klientów. Siedzi w rogu sali i po cichu gra z kolegami w karty. - Ale to i tak najmniej odmieniony lokal ze wszystkich starych miejsc w Hucie - podkreśla.
Zenek do Jubilatki przychodzi od ponad 50 lat. - Przybiegałem tu jako dwudziestolatek na piwo, później potańczyć do słynnej Arkadii - wspomina. Dziś jest emerytem i w restauracji zjawia się każdego dnia - spotkać kolegów i zaryzykować 10 zł na kolejne rozdanie. Podkreśla, że w Jubilatce można pograć w karty, podczas gdy w Stylowej nie wypada. Na stołach Jubilatki, która istnieje od 1966, niezmiennie króluje wódka, galareta z octem i herbata w szklankach.

Lokal istnieje od 1966 r. Początkowo nazywał się Halinka. - Dawniej konsument był grzeczniejszy. I miał pieniądze - podkreśla pracująca w Jubilatce od 15 lat Halina Rudzińska. - Dziś jest coraz gorzej - nie ukrywa.

Herbata i setka
Legenda Zosieńki na os. Szkolnym zrodziła się w latach 90. Ale miejsce, w którym istnieje lokal, ma dłuższą tradycję. Wcześniej była tu słynna restauracja Wisła. - Pracowałam tam 26 lat w bufecie. Na jednej zmianie było sześciu kelnerów. Przychodziło mnóstwo ludzi - wspomina Zofia Maślak, właścicielka restauracji. Zdrobnieniem swojego imienia nazwała nową restaurację, po tym jak Wisła upadła.

Po 45 latach pracy twierdzi, że najważniejsi są klienci, choć przyznaje, że jest ich coraz mniej. - Kiedyś to miejsce tętniło życiem, ludzie wracali z kombinatu. Pół szklanki herbaty i setka, potrafili tak cały dzień - opowiada pani Zosia. Stałych klientów było wtedy ok. 15. Większość umarła, został jeden. Po wypłacie emerytury wciąż przychodzi przez kilka dni, ale już sam.

Dziś Zosieńkę odwiedzają młodzi ludzie. - Przede wszystkim zjeść, bo kuchnię mamy znakomitą - chwali się z uśmiechem. Specjalnością lokalu są placki ziemniaczane z gulaszem, pieczarkami i surówkami. Już o 9 rano można zjeść tu śniadanie. Wieczorami jest pusto. Klienci na piwo idą do lokalu po sąsiedzku - kilka lat temu obok Zosieńki powstała nowoczesna piwiarnia Warka. Do piwa można zamówić pizzę i posiedzieć do 23. Pani Zofia nie chce jednak przyznać, że nowoczesny lokal odebrał jej część najmłodszych klientów.

- Lubię młodzież, ale ta dzisiejsza bardzo mi się nie podoba. Zwracam im uwagę na zachowanie i chyba ich tym stresuje, więc nie przychodzą tu - mówi.

Dancing w Stylowej

Legendarna Stylowa ze wszystkich lokali ma się najlepiej. I jest najdłużej otwarta, bo do 23. Choć w ciągu tygodnia stałych klientów trudno spotkać, w soboty podczas dancingów restauracja wypełnia się po brzegi.

- Muzyka na żywo, tańce, eleganckie panie i prawdziwi dżentelmeni - wylicza Stanisława Olchawa, pracująca w Stylowej od 25 lat. Twierdzi, że dawne czasy były wyjątkowe. Po otwarciu restauracji w latach 50-tych do środka można było wejść pod krawatem. Lokal zapełniał się już 10 minut po otwarciu. - Przychodzili tu lekarze, inżynierowie, nauczyciele. Jednym słowem nowohucka elita - mówi z dumą pani Stasia. Nie ukrywa, że dziś lokal istnieje w dużej mierze dzięki turystom, na których drodze Stylowa jest punktem obowiązkowym.

- Zaglądają też coraz częściej młodzi, ale pani Stasia wpuszcza tylko grzecznych. - Jeśli wejdzie tu jakiś zakapturzony małolat, zdejmuję mu ten kaptur z głowy i pytam, czy wstydzi się swojej twarzy - opowiada. Na pytanie czy się nie boi odpowiada ostro: - To oni mają się mnie bać. Do Stylowej wracają wreszcie stali klienci z rodzinami. - Niedawno organizowałam 25-lecie małżeństwa, które poznało się w Stylowej, połączone z uroczystością weselną dzieci. - Bo pary, które poznały się u nas tworzą tylko udane, wieczne związki - zaznacza z uśmiechem.

Czytaj także:
Nowa Huta na mej skórze
Bzyk. Muzyk-pracoholik z Nowej Huty

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Gang Olsena napadł na bank ING w Nowym Targu
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska