Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorożkarz wie, co magistrat miał w d.

Artur Drożdżak
Lipcowe upadły w 1921 r. tak się dały we znaki dorożkarzowi, że zgłupiał od nadmiaru słońca. Nie dość, że w środku dnia wyrażał się wulgarnie, to pozwolił sobie na zelżenie prześwietnego magistratu. W konserwatywnym Krakowie źle się to dla chłopa skończyło.

Wiadomo od wieków o tym, że krakowscy dorożkarze coś pod nosem mamroczą wiecznie niezadowoleni z klienteli, turystów i urzędników. Gdy jednak głośno i publicznie zaczynają wylewać swoje żale narażają się na gniew urzędu prokuratorskiego. Tak było w przypadku 43-letniego Ludwika B., zamieszkałego przy ul. Siemiradzkiego 9, żonatego tatusia dwójki dzieci, nie karanego.
Doniósł na niego posterunkowy z III komisariatu, który 30 lipca 1921 r. powiadomił zwierzchników, że dorożkarz pięć dni wcześniej około godziny 17.30 dopuścił się "przestępstwa przeciwko spokojowi i porządkowi publicznemu".

Z pisma urzędowego wynikało, że Ludwik B. poruszał się dorożką miejską o numerze bocznym 168 po ulicy Długiej. Był środek dnia, mieszczański naród krakowski w tym właśnie czasie wracał z pracy, gdy, jak to napisano w doniesieniu, stróżowie domów przy powyższej ulicy zamiatali i skrapiali wodą chodniki w myśl rozporządzenia Magistratu.

- Wtedy Ludwik B. podburzał ich do zaniechania rzeczonych czynności. Przy czym wyraził pogróżki pod adresem Magistratu do wszystkich pracujących, a bezpośrednio do Małgorzaty D., stróżki domu przy ul. Pędzichów 3, wulgarnymi słowami: leziecie Magistratowi do dupy - poinformował Franciszek D., policjant, naoczny świadek niegodnego zachowania miejskiego dorożkarza.

Zauważył jeszcze, że "jakkolwiek działanie podburzające Ludwika B. nie uwiodło nikogo z pracujących do zaniechania skrapiana lub czyszczenia chodnika to jest do niewykonania obowiązującego rozporządzenia, to jednak zważyć należy że słowa wyrażone przez dorożkarza i jego zachowanie się wpłynęło bardzo ujemnie na obecnych stróżów i wzbudzało u niektórych nienawiść przeciw Magistratowi".

Policjant oprócz stróżki z Pędzichowa zanotował jeszcze nazwisko kolejnego świa dka incydentu, a to Karola S., woźnego Zakładu Czyszczenia Miasta zam. przy ul. Wrocławskiej 216. Przy okazji posterunkowy zamieścił uwagę nieco usprawiedliwiająca krzykacza. "Jak z przedstawionego stanu rzeczy można przypuszczać Ludwik B. podburzając ludzi czynił to z lekkomyślności lub swawoli". Widać policjantowi też były nie w smak niektóre decyzje urzędników miejskich.

Obowiązek jednak Franciszek D. wypełnił sumiennie, doniesienie sporządził, a prokurator sprawę oddał do sądu 16 września 1921 r. Oskarżył Ludwika B. o to, że "publicznie i przed więcej ludźmi wzywał, pobudzał i usiłował skłonić do nieobyczajnych czynności zakazanych przez ustawę". Oskarżony do winy się nie poczuwał. Zaprzeczał, by namawiał stróżów do machania miotłą i skrapiania chodników. Pogrążyły go jednak zeznania świadków.

Chłop dostał wyrok 7 dni więzienia i 7 tys. marek grzywny. Z pobytu w ciupie nawet się uciszył, bo chłodne mury dawały ulgę przed upałem tego lata. W celi dalej wyzywał prześwietny Magistrat. Ale już cichutko.

Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!

Kochasz góry?**Wybierz najlepsze schronisko Małopolski**

Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail

Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska