MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cieplarniana przedsiębiorczość to szansa dla naszych rolników

Halina Gajda
Halina Gajda
Zofia Szarawara ze Zdyni jest specjalistką od domowych wędlin. By móc rozkoszować się smakiem tradycyjnej szynki czy boczku, trzeba ustawiać się w kolejce. Niewielka skala przerobu gwarantuje jakość.
Zofia Szarawara ze Zdyni jest specjalistką od domowych wędlin. By móc rozkoszować się smakiem tradycyjnej szynki czy boczku, trzeba ustawiać się w kolejce. Niewielka skala przerobu gwarantuje jakość. Halina Gajda
Lokalna Grupa Działania ma milion złotych na tworzenie inkubatorów przedsiębiorczości. Jest kilka pomysłów: linia do wyciskania soków, przerobu mleka, mięsa albo wyrobu... pierogów.

Milion złotych do wzięcia dla tych, którzy nie boją się pracy, ale i wyzwań. Kasę daje Lokalna Grupa Działania Beskid Gorlicki. By ją zgarnąć, potrzebny jest tylko i aż - dobry pomysł i trochę odwagi. - I jeszcze chęć do pracy - mówi z uśmiechem Stanisław Kaszyk, prezes LGD.

Pieniądze przewidziane są na tworzenie jednych z pierwszych w Polsce, lokalnych inkubatorów przedsiębiorczości. Obrazowo rzecz wygląda tak: - Przyczepa jabłek niewarta zbyt wiele, ale gdyby ją przetworzyć na przykład na domowy sok jabłkowy, który potem sprzeda się jako produkt regionalny, to już całkiem inna rozmowa - dodaje.

Inkubator jak mała firma przetwórcza

Inkubatorami prezes Kaszyk zaraził się jakiś czas temu - spodobało mu się europejskie rolnictwo, szczególnie to niemieckie czy austriackie, gdzie rolnicy bez większych ceregieli administracyjnych mogą sprzedawać swoje wyroby, od soków, dżemów po sery czy wędliny, a nawet mięso. Gdy w Polsce pojawiły się zapowiedzi swoistego uwolnienia rynku, czyli danie rolnikom możliwości bezpośredniej sprzedaży swoich produktów, uznał, że choć potencjał w tym wielki, to potrzebne jest jeszcze miejsce.

- Dajmy na to takie sery. Domowe, bez chemicznych dodatków - opowiada. - Jak rolnik ma krowy, to sery robi. Tyle że na swoje i co najwyżej sąsiadów potrzeby. Na szerszą skalę, nie ma siły, nie da rady, bo musiałby z kuchni nie wychodzić. A nawet gdyby w niej zakotwiczył z tymi twarogami, to gdzie je przetrzymywać - mówi rzeczowo.

Inkubator ma być właśnie takim miejscem, gdzie można będzie przetwarzać produkty. Z małą linią produkcyjną, potrzebnym zapleczem. Żadna masowa produkcja, bardziej manufaktura. - Najważniejsza zasada jest prosta - potem taki produkt rolnik będzie mógł sam sprzedawać - opisuje prezes Kaszyk. - Czy to na lokalnym bazarze, targowisku czy u siebie w domu. Bez pośredników, którzy tak naprawdę generują dodatkowe koszty - dodaje.

Pół miliona to sporo, ale z drugiej strony o wiele za mało, by tworzyć coś od zupełnych podstaw. Poza tym, jaki kierunek działania wybrać? - Rozpytywaliśmy wśród rolników i wyszło nam, że najbardziej pożądane jest przetwórstwo mleka albo mięsa, produkcja soków owocowych - zdradza. - Co zaś do pieniędzy, to będą mogły o nie występować gminy, stowarzyszenia czy przedsiębiorstwa, które już mają pewne zaplecze - dodaje.

Ktoś musi zrobić pierwszy krok

Piotr Bołdyś, rolnik z Koniecznej gospodaruje na kilkudziesięciu hektarach. Postawił na bydło mięsne. Jego włoskie krowy są znane w całej okolicy - większość czasu spędzają pod gołym niebem. Specjalna odporna na klimatycznie niedogodności rasa to wciąż u nas rzadkość. Jego ojciec hodował bydło mleczne. Po tym, jak pan Piotr przejął rodzinne gospodarstwo, też zajmował się produkcją mleka. Z czasem uznał, że trzeba coś zmienić, bo nic nie wskazuje, by ceny miały wzrosnąć. Uznał, że zamiast tracić czas i energię na narzekanie, trzeba coś innego wymyślić. Zajął się więc hodowlą bydła mięsnego. Chętnych na porządną wołowinę nie brakuje. Tyle tylko, że rolnik i tu jest w tyłek bity. Nie tak, jak w przypadku mleka, ale jednak.

- W skupie za kilogram żywca można dostać jakieś osiem złotych - mówi. - Gdybym sam sprzedawał, to pewnie o połowę więcej by było - mówi wprost.

Do sprawy inkubatora podchodzi z rozsądkiem.

- Nie od razu Kraków zbudowali - stwierdza. - O przedsiębiorstwie na razie za wcześnie myśleć. Na razie potrzebny byłby punkt rozbioru. Bo jak się już ubije, to nie ma gdzie podzielić takiej tuszy. Teraz wozimy do Męciny. Praca przy tym do łatwych nie należy, więc trudno oczekiwać, że ktoś za darmo będzie robił, a to generuje kolejne koszty - dodaje trzeźwo.

Pogadał z innymi rolnikami w okolicy, którzy mają podobne problemy. Mówi, że gdyby tak zebrali się w kilku, punkt rozbiórkowy mięsa miałby co robić. Inkubator to dla niego strzał w dziesiątkę. - Te pół miliona wystarczy, żeby taki punkt rozbiórkowy przy ubojni zrobić - ocenia.

Nie przeszkadza mu przecieranie szlaków - ktoś musi być pierwszy.

A kto na Kleparz jechać rolnikowi zabroni?

LGD nabór wniosków zamierza przeprowadzić jeszcze w tym półroczu. Na pewno potrzebny będzie biznesplan. - O pieniądze może wystąpić na przykład gmina. Dofinansowanie wyniesie wtedy dokładnie 63,63 procent. Gdy jednak o wsparcie wystąpi na przykład stowarzyszenie, może liczyć na sto procent kwoty - tłumaczy Stanisław Kaszyk.

Po stronie wnioskodawcy będzie zabezpieczenie całej potrzebnej infrastruktury, zaplecza sanitarnego. - Kwestią dogadania się będzie sposób użytkowania - dodaje. - Wariantów współpracy rolnika z inkubatorem jest kilka - zapowiada.

Może być tak, że rolnik dostarcza surowiec i recepturę, wedle której jest on przetwarzany. Albo inna wersja. To po stronie inkubatora będzie znalezienie odpowiedniego przepisu przetworzenia danego produktusurowca.

Nie ma też przeszkód, by gotowe produkty sprzedawać nie tylko na lokalnych bazarkach czy jarmarkach, ale choćby na krakowskim Kleparzu.

Siły tradycyjnych wyrobów nie trzeba tłumaczyć Zofii Szarawarze ze Zdyni. Jej domowe wędliny są znane w całej okolicy. Jej szynki, boczki, kiełbasy czy kabanosy mają amatorów w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Tak samo, jak sery z dodatkami.

- Robi się tak, jak kiedyś w domu - mówi skromnie. - Prosto, bez udziwnień. Ludziom to widać smakuje - dodaje.

O pomyśle inkubatorów dowiedziała się od nas. Pomysł się jej podoba, bo wierzy w jego sens: - Mam u siebie kredens, taki jak dawniej stały w kuchniach naszych babć. Pięknie go odnowiliśmy, córka przyozdobiła. Zamiar był taki, żeby postawić w nim słoiczki z naszymi przetworami, między innymi powidłem z mirabelek - opowiada. - Nie nastały się za długo te słoiczki, oj nie nastały. Zaraz znaleźli się chętni - dodaje ze śmiechem.

Chrapkę na pół miliona ma Mirosław Wędrychowicz, burmistrz Biecza. W ramach inkubatora chciałby założyć linię do wyciskania skoków albo taką garmażeryjną. Z zapleczem chłodniczym. Mówi, że ziemia biecka ma owocowy potencjał - jest kilku całkiem sprawnych plantatorów truskawek i malin, borówki amerykańskiej. - Mamy działkę koło dworca PKP, chcemy tam zrobić centrum komunikacyjne, a obok plac targowy. Taka owocowa manufaktura doskonale by się tam sprawdziła - ocenia.

Pół miliona z LGD nie wystarczy na wszystko, szuka więc pieniędzy w innych źródłach.

- Zrobimy ten inkubator, bo to fajna sprawa - uśmiecha się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska