Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chrzanów. Strażacki mundur nauczył mnie dycypliny i szacunku

Magdalena Balicka
Magdalena Balicka
Marek Dybał, nowy komendant strażaków z Chrzanowa prywatnie jest mężem i ojcem 9-letniego syna oraz 18-letniej córki. Kocha „grzebać” w ogrodzie, marzy o urlopie nad polskim morzem.

Zadomowił się Pan już w gabinecie komendanta chrzanowskiej straży pożarnej?

Oficjalnie odebrałem nominację, dzięki której nie jestem już „po”, czyli pełniącym obowiązki, a pełnoprawnym komendantem. Czuję się dobrze na tym stanowisku, chociaż nie ukrywam, że ten awans był dla mnie wielkim zaskoczeniem.

Nie spodziewał się Pan, że zastąpi Marka Bębenka?

Nie, chociaż to on przed tym wyborem wyznał mi, że jestem jednym z kandydatów branym pod uwagę.

Jest Pan związany z chrzanowską strażą od 1990 roku. Ostatnio jako zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo- Gaśniczej. Jak koledzy zareagowali na awans? Chyba trudno rządzić kumplami?

Praca w straży uczy dyscypliny i szacunku do munduru. Wszczepia też hierarchię. Moi znajomi, przyjaciele oraz koledzy cieszyli się z tej nominacji i potrafią uszanować, że jestem teraz wyżej szczeblem. Respektują rozkazy, ale tak naprawdę strażacy to jedna brać. Mamy wspólny cel i pasję. Gdy jesteśmy wzywani na pomoc, wszyscy wspólnie spieszymy z ratunkiem.

Chrzanowscy strażacy są sławni w całym kraju. Zasłynęliście kilkoma spektakularnymi akcjami: gaszeniem pożaru w Rafinerii w Trzebini, potem cysterny z gazem, która utkwiła pod przejazdem kolejowym w Chrzanowie, a ostatnio ratowaniem klasztoru w Alwerni.
W dwóch ostatnich akcjach czynnie brałem udział, lecz gdy płonęła Rafineria byłem na urlopie poza regionem. Pamiętam, że oglądając wiadomości serce mnie kłuło, że nie ma mnie z kolegami na miejscu. Faktycznie, akcje te są tematem wielu prac studentów, a ponadto znalazły swoje miejsce w szkołach pożarniczych w całym kraju jako przykład dla przyszłych strażaków.

Strażacy co dzień narażają swe życie. Otarł się Pan kiedyś o śmierć?

Na szczęście nigdy nie potrzebowałem pomocy lekarzy po akcji. Zdarzyło się raz, że ratując mężczyznę z zadymionej kamienicy miałem problem, by go wyciągnąć. Brakowało mi powietrza w butli i przez chwilę myślałem, że nie podołam. Na szczęście obaj wyszliśmy z tego cało.

Przynosi Pan emocje do domu?

Staram się nie, chociaż czasami to trudne. Pamiętam, jak dostaliśmy wezwanie, że mały chłopiec utknął nóżką pomiędzy szybem windy a kabiną. Jego mama wpadła w panikę, bo nie było wiadomo, czy nóżka nie została zmiażdżona. Na szczęście zabezpieczenie tj. czujniki w windzie nie zawiodły i kabina nie ruszyła. Przy użyciu specjalnych narzędzi wyciągnęliśmy dziecko. Nic mu się nie stało.

Macie też dużo interwencji ze zwierzętami...

W ciągu roku odnotowujemy kilkanaście zdarzeń, m.in. ze żmijami, kotami, które trzeba ściągnąć z drzewa, dzikami, ale też sarnami czy końmi. Szczególnie utkwiła mi w pamięci sytuacja, kiedy koń ciągnący wóz wpadł do wielkiego szamba. Wyciągnięcie go z dziury było nie lada wyzwaniem.

Jaki Andrzej Dybał jest prywatnie?

Mam żonę, córkę i syna oraz kundelka Freda. Po pracy spędzam czas z rodziną. W wolnych chwilach zajmuję się ogrodem. To dla mnie sposób na relaks. a

Rozmawiała Magda Balicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska