Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brexit po gorlicku: pracują, zarabiają, w większości nie myślą o powrocie

Halina Gajda
Halina Gajda
fot. archiwum rodzinne
Osiedlili się, kupili domy, pracują i płacą podatki. Mówią: - Nie mamy się czego obawiać. Jeśli nawet planują, by wrócić, to dopiero za jakiś czas, gdy zarobią na dom, życie, na rodzinę

Brexit? Cóż, decyzja tak naprawdę polityków. My się nie boimy, bo nie mamy czego. Uczciwie pracujemy, płacimy podatki, nie mamy zatargów z prawem, nikomu nie szkodzimy - mówi ze spokojem Katarzyna Mituś, gorliczanka, od dziewięciu lat mieszkająca w Bostonie. - Nie myślę o powrocie do Polski - podkreśla.

Stała praca daje pewną przyszłość
Pani Katarzyna z mężem Józefem wyjechała do Anglii tak jak inni Polacy - szukać lepiej niż w Polsce płatnej pracy. Początki nie były proste, ale nie doświadczyła niczego, co skłoniłoby ją do zmiany decyzji.
- Owszem, w referendum Brytyjczycy zdecydowali nie tylko o przyszłości swojej, ale także o losach tysięcy Polaków mieszkających na Wyspach, ale tak naprawdę wciąż nie wiadomo, jak będą wyglądały konsekwencje Brexitu - mówi.

O nieprzyjemnych incydentach wobec Polaków słyszała, ale tylko z radia i telewizji. Sama takich doświadczeń nie ma.
- Wręcz przeciwnie. Bo moi sąsiedzi, obojętne, czy to Anglicy, czy Ukraińcy, czy Słowacy, których jest tu wielu, zgodnie twierdzą, że jeśli Polacy wyjadą, to miastu grozi upadek. Z prostego powodu - wielu naszych rodaków założyło tu firmy, sklepy, restaurację. Są płatnikami podatków, pracodawcami. Budują lokalną przedsiębiorczość. Jeśli zostaną zmuszeni do wyjazdu, wszystko upadnie - przytacza.

Katarzyna zaczynała od pracy w zakładzie produkującym żywność. Podobnie jak jej mąż. Teraz zajmuje się dwójką ich dzieci. - Tylko ja pracuję. Mam legalny kontrakt, pewne dochody. Nie mam się czego obawiać - mówi Józef Mituś.
Potwierdza słowa żony - o powrocie nie myślą. Syn chodzi do tamtejszego przedszkola, ma przyjaciół, coraz lepiej mówi po angielsku. Zresztą obaj urodzili się już w Anglii. - Po referendum staliśmy się medialnymi gwiazdami - śmieją się rodzice. - Przez lata nikt nas nie zaczepiał, nie pytał o opinię. Po referendum jesteśmy w centrum zainteresowania. Nie dalej jak kilka dni temu zagadnęli nas reporterzy radia BBC, pytając, jak widzimy swoją przyszłość - opowiadają.

[b]Plan małżeński: zarobić i wrócić do kraju
Gdyby wierzyć zapowiedziom, to Mitusiowie rzeczywiście nie mają się czego bać. Jeśli Wielka Brytania zaostrzy politykę wobec imigrantów, to ewentualne restrykcje dotkną tych, którzy dopiero wybierają się na Wyspy, bo z chwilą rzeczywistego wyjścia Polacy będą traktowani tak, jak teraz obywatele wszystkich państw spoza Unii Europejskiej obecnie. Najprościej mówiąc - nie będą mieli żadnych przywilejów. Trudności mogą mieć także ci, którzy na Wyspach mieszkają od niedawna.

Rafał Gucwa ze Stróżówki do Anglii przyjechał wiosną 2013 roku. Sam, bo narzeczona Sylwia została w kraju, kończyła studia. Decyzję o jego wyjeździe podjęli wspólnie. Planowali przyszłość, potrzebne im były pieniądze na ślub.
- Przez agencję pracy znalazłem zatrudnienie w zakładzie produkującym żywność. Potem dostałem kontrakt. Żona dołączyła do mnie po ślubie. Zaczęła pracę jako asystent domu opieki nad starszymi osobami, a ponieważ jest z wykształcenia pielęgniarką, dostała pracę w swoim zawodzie - opowiada.

Przyznaje, że wynik referendum lekko ich zaskoczył, gdyż pokazał, że w Unii Europejskiej nastąpiła destabilizacja. Mimo że wsłuchują się w polityczne komentarze, nie przeliczają miesięcy pobytu.
- Tu chcemy tylko zarobić na godne życie. Przyszłość wiążemy z ojczystym krajem - podkreśla raz jeszcze.

Godna płaca to mój priorytet
Wynik referendum nie zaskoczył również Jakuba Miki, gorliczanina, który od trzech lat mieszka i pracuje w Castleford. Od co najmniej miesiąca po ulicach miasta jeździły samochody z naklejkami nawołującymi do głosowania za wyjściem.
- Moi angielscy współpracownicy mówili mi wprost: czujemy coraz większą presję ze strony imigrantów. Nie może tak być dalej - opowiada.
Ani w pracy, ani na ulicy, ani w miejscu, gdzie mieszka, nie spotkał się z szykanami, nieprzyjemnymi uwagami, ale jak mówi, da się odczuć, że atmosfera jest coraz cięższa. - Chciałbym tu zostać, mimo wszystko - mówi.

Na razie pracuje przy obsłudze przemysłowego magazynu.
- Mam umowę, wszystkie świadczenia - wylicza. - Na razie się nie martwię - dodaje.

To oni mają powody do obaw, a nie my
Anna i Aleksander Bogoniowie mieszkają w Irlandii Północnej, w Newry. Z kraju wyjechali jedenaście lat temu. O powrocie nie myślą. - Najpierw pojechał mąż, a gdy znalazł pracę, dojechałam do niego z naszym synem Brunonem. Wiktor urodził się już w Irlandii. Starszy syn teraz skończył szkołę podstawową i od września będzie uczył się w high school. Brexit to na razie referendum, ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły - mówi pani Anna.

Obserwuje, że wyjścia z Unii bardziej boją się tamtejsi pracodawcy niż sami Polacy.
- Mówią wprost, że obcokrajowcy to dobrzy pracownicy, i martwią się, kto ich zastąpi. Przecież dla wielu Polaków na wyspach wybudowano całe osiedla, niektórzy kupili tutaj domy - argumentuje.

I dodaje: - Jesteśmy tu legalnie, płacimy podatki. Prawo nie działa wstecz, więc nie szykujemy się na powrót do kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska