Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Oberżyświat" nadaje z drogi do Lhasy: Kirgiz nie zsiadł z konia

Redakcja
Typowy obrazek  z pięknego Kirgistanu
Typowy obrazek z pięknego Kirgistanu przemysław osuchowski
W 11 załóg wystartowali z Krakowa w długą podróż do Lhasy w Tybecie. Pokonają ponad 25 tysięcy kilometrów. Relację z wyprawy "Discover 4x4 -Tybet 2013" zdaje nam Przemysław "Oberżyświat" Osuchowski

Przejechaliśmy już w poprzek Kirgistan. Zawsze gdy tu jestem, nie umiem oderwać się od myślenia o tytule kultowego zbioru reportaży Ryszarda Kapuścińskiego "Kirgiz schodzi z konia".

Kapuściński użył tam sformułowania dla reportażysty zabójczego: tego piękna opisać nie sposób. Bo rzeczywiście jest tu tyle zapierającego dech piękna, iż co rusz chcesz zwolnić, poczekać, oddać się kontemplacji. Z jednym wszak wyjątkiem. Kapuścińskiemu podobał się Biszkek.

Ten brzydki Biszkek

Jest po prostu brzydki. Jego brzydota to klasyczne odziedziczone po prostactwie komunistycznych architektów i niechlujstwie budowlańców ciężkie, szare budynki i osiedla. Na wyburzenie wszystkiego nikogo nie stać. Więc Biszkek pozostał ze swymi blokowiskami , za dużymi placami i budynkami władz pozbawionymi wdzięku.

Dzisiejsze zmiany to tylko odkurzanie miasta niezbyt pasującego do reszty, do przepięknego, gościnnego kraju.
Turystyka w Kirgistanie była modna już w czasach wczesnego Stalina. Pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku w stronę Tien-Szan i Pamiru ciągnęli studenci. Nie tylko geologii. I nie tylko z Rosji. Kirgistan odwiedzali też zagraniczni włóczędzy. Dali wiele dokumentów życzliwości dla gościa tutejszych górali.

Pozwalało to przymknąć oko na daleki od pokojowego podbój tych stron przez Moskwę w wieku XIX. Nie pamiętać o kirgiskich powstaniach w trakcie i po I wojnie światowej. Nawet gdy ktoś trafił tu w wyniku zsyłki lub nakazu pracy, doceniał piękno niebotycznych szczytów, górskich dolin, rzek, jezior.

Dlaczego nas kochają?

W odkrywaniu turystycznych możliwości Kirgistanu sporą rolę odegrali Polacy. Tu można było za poprzedniego ustroju mieć solidną porcję orientalnego trampingu. Tu można było spełnić marzenia o siedmiotysięcznych szczytach. Wreszcie już po rozpadzie Związku Radzieckiego Kirgistan stał się celem włóczęg polskich i niemieckich motocyklistów i offroadowych samochodziarzy.

Dlaczego akurat my i Niemcy? Ano spadek po przodkach, których tu przepędzali i carowie, i pierwsi sekretarze. Tragiczne rodzinne historie nie przesłoniły wzruszeń związanych z tutejszym krajobrazem, przyrodą i życzliwymi Kirgizami.
Azja nie jest światem gościnnym. Europejczyka traktuje się tu zwykle niechętnie. Nie przyniósł on Azji wiele poza agresją, poczuciem wyższości, chorobami, pogardą dla niekatolickich religii.

A jednak Kirgistan emanuje gościnnością wręcz przysłowiowo słowiańską. To intrygujące, gdy się widzi, jak Kirgizi są niechętni swoim sąsiadom: Uzbekom, Tadżykom, Kazachom, Ujgurom... W Kirgizji mieszka spora grupa mniejszości narodowych, wielu Kirgizów żyje z kolei poza swoją ojczyzną. I co jakiś czas wybuchają konflikty. Krwawe, bezwzględne.

Może dlatego przybysz z daleka (choćby z Polski), który nie był zagrożeniem w historii, ani nie jest teraz, traktowany jest tak serdecznie. Kirgiza nie trzeba nagabywać, on sam pierwszy podejdzie, zagada, ugości, rozweseli. I chętnie opowie o swojej tradycji, kulturze, religii, kuchni, obyczajach. A swoje trudy i niepokoje codzienne zbędzie żartem lub machnięciem ręki.
Również zgoda na dyslokację amerykańskich (rosyjskie są cały czas) baz lotniczych otworzyła Kirgistan dla społeczności międzynarodowej. Do Kirgistanu podróżujemy bez wiz!

U stóp Gór Niebiańskich rozwija się infrastruktura turystyczna. Drogi nie są już przekleństwem kierowców. Stosunek obywateli do własności prywatnej jest o epokę bardziej ufny niż choćby w Kazachstanie. Więc Kirgistan pięknieje w oczach. I wydaje się najnowocześniejszym krajem regionu.

Nadal w siodle

Kapuściński jednak nie miał racji. Kirgiz wcale nie zsiadł z konia. Pół wieku po opublikowaniu reportażu w Kirgistanie koni jest więcej, niż się to autorowi śniło. Kirgizi obronili swą kulturę przed najeźdźcami między innymi siedząc w siodle. Nie przeszkadza im to korzystać z telefonów komórkowych, paneli słonecznych, czapeczek bejsbolowych, telewizyjnego badziewia i coca-coli. Koń był, jest i jeszcze długo będzie emanacją odrębności nie tylko folklorystycznej.

Kirgistan nie jest mimo możliwości krajem zamożnym. Na prowincji żyje się więcej niż skromnie. Mimo to koń nie jest symbolem zacofania lecz wręcz przeciwnie - stadko koni świadczy o zamożności i statusie społecznym właściciela. Podobnie nikt się nie wstydzi swej jurty, ale jest z niej dumny. A drewniana kratownica w jej szczycie jest nawet narodowym godłem.

Używanie jako opału suszonego nawozu (kizjaku) też nie jest niczym wstydliwym. Podobnie domowa produkcja kwaszonego kobylego mleka i suszonego sera. Przestrzeganie muzułmańskich nakazów i zakazów (no… może poza piciem alkoholu) też jest dumnym wyróżnikiem kulturowym, którym Kirgizi się poddają mimo silnej ateizacji. Kirgiskie tradycyjne cmentarze są tego przykładem.

Na naszych offroadowych maszynach wszędzie budziliśmy życzliwość. Objechaliśmy przepiękne jeziora Issyk Kul i Song Kul. Sięgnęliśmy przełęczy wspartych o lodowce. Posiedzieliśmy na dywanach w jurtach. Tych prawdziwych, a nie udawanych pod turystów. Pojedliśmy baraniny w wersji nierestauracyjnej. Ot, rąbanki ze świeżo bitego zwierza duszonej w kotle nad piecykiem opalanym kizjakiem.

Zajadaliśmy się baranimi szaszłykami. Popiliśmy kumysu (sfermentowanego kobylego mleka). Pojedliśmy lepioszek (fatalnie niekirgiskie słowo!), które w całym regionie zastępują chleb. U górskich pszczelarzy popiliśmy miodu syconego (znów pod fatalnie rosyjską nazwą: miedowucha).

Napatrzyliśmy się na przepiękne nocne nieboskłony. Posiedzieliśmy przy kirgisko-polskich ogniskach. Ścigaliśmy się (na kołach) z tutejszymi kowbojami (na koniach). Nawąchaliśmy się do lawendowego bólu głowy górskich łąk. Podziwialiśmy miejscowych sokolników. Dzięki carom i ich następcom nie odczuwaliśmy bariery językowej, rosyjski jest tu też językiem urzędowym i powszechnym. I pojechaliśmy dalej w stronę wschodzącego słońca.

A najciekawszą osobistą konstatacją jest też to, że przecież słowa "Kirgiz zsiada z konia" wcale w reportażu Kapuścińskiego nie padają!

Dopisali mu ten tytuł, czy co… (Cdn.)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska