Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Fałszywy adwokat Tomasz B. z wyrokiem. Ma płacić i pracować

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
(zdjęcia ilustracyjne)
(zdjęcia ilustracyjne) fot. archiwum
Krakowski sąd skazał na 2 lata w zawieszeniu na 5 lat Tomasza B. oskarżonego o oszukanie ludzi na kwotę około 400 tys. zł. Na mocy wyroku mężczyzna ma naprawić wyrządzone szkody finansowe w ciągu półtora roku od uprawomocnienia się orzeczenia. Sąd nakazał mu także podjęcie pracy zarobkowej.

Mężczyzna podawał się za adwokata i obiecywał ludziom załatwienie ich spraw związanych w sądach. Pobierał za to pieniądze i nie wywiązywał się z obietnic. Sędzia Sylwia Kwaśniewska zachowanie oskarżonego nazwała „okrutnym i perfidnym”, bo wykorzystywał ich brak wiedzy prawniczej. Od niektórych brał gotówkę za obietnice załatwienia pracy w różnych instytucjach.

Na początku procesu mężczyzna chciał bez rozprawy poddać się karze i proponował dla siebie 4 lata więzienia w zawieszeniu na 7 lat. Przyznał się do winy i dokonania oszustw na kwotę ponad 400 tys. zł. Pokrzywdzeni i sąd nie zgodzili się wtedy z jego wnioskiem.

- Przepraszam wszystkich za te incydenty przestępcze. Popełniłem błąd. Oddam wszystkim pieniądze w miarę swoich możliwości po prawomocnym wyroku. Na razie nie mam stałej pracy i prokuratura zajęła mi majątek - tłumaczył się wówczas na sali rozpraw.

Kilku pokrzywdzonych nie wierzyło w jego zapewnienia o dobrej woli. Ich pełnomocnik zauważył, że w przypadku Tomasza B. te „incydenty przestępcze” trwały sześć lat, a pieniądze pokrzywdzonym oskarżony może oddać w każdej chwili, nie musi czekać do prawomocnego wyroku.

W mowach końcowych oskarżyciele posiłkowi chcieli dla niego kary 9 lat więzienia, ale sąd nie był taki surowy. Sędzia Kwaśniewska zauważyła, że celem postępowania jest naprawienie szkody przez oskarżonego, a do tego nie dojdzie, gdy Tomasz B. na długie lata trafi do więzienia.

Tomasz B. podawał się za adwokata i by wzbudzić zaufanie miał przy sobie kopie akt sądowych, a w klapę marynarki wpięty złoty znaczek paragrafu. Z wykształceniem prawniczym nie miał jednak nic wspólnego, bo był technologiem żywienia.

Z ustaleń śledczych z Prokuratury Rejonowej dla Krakowa Śródmieścia Zachód wynika, że Tomasz B. podawał się także za radcę prawnego, aplikanta sądowego, a nawet za pracownika Departamentu Prawnego Ministerstwa Zdrowia. Ludzi potrafił utwierdzać w przekonaniu o prawniczym wykształceniu. Rzucał fachowymi terminami, pisał pisma w sprawach cywilnych, miał pieczątki i druczki. - Urzęduję w kancelarii przy Rynku Głównym i to taką, która reprezentuje VIP-ów, czyli urzędników i pracowników ministerstwa - nie krył.

Faktycznie z klientami spotykał się w kawiarni Wedel na Rynku, ale także pod pomnikiem Adama Mickiewicza, w Galerii Krakowskiej, na Dworcu Głównym oraz przed Pocztą Główną w Krakowie. Wzbudzał zaufanie: porządny garnitur, a na ręce zegarek marki Emporio Armani za 1000 zł, gruby kodeks karny pod pachą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska