Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Niedźwiecki, prezenter muzyczny, który ma fioła na punkcie Australii

Katarzyna Kojzar
Marek Niedźwiecki świetnie się czuje przed mikrofonem
Marek Niedźwiecki świetnie się czuje przed mikrofonem fot. Paweł Lacheta
Znany, lubiany dziennikarz muzyczny, prezenter „Trójki”, z zawodu budowlaniec, z powołania radiowiec. Jest wielkim miłośnikiem Australii. Z tej jego fascynacji narodziła się książka pod tytułem „Australijczyk”.

Powiedział Pan, że książka miała nazywać się „Ucieczki do Australii”. Przed czym Pan tam ucieka?

Przed codziennością. Przed zimą. Może też trochę przed rozpoznawalnością… W Australii jestem anonimowy. Australia to moje ulubione miejsce wycieczkowe na świecie.

Ale przecież ciepło jest nie tylko w Australii.

To jest uzależnienie, jak każde inne - nie daje nam wyboru. Po prostu muszę tam jechać. Mam tak z wieloma miejscami. Kocham Góry Izerskie, Szklarską Porębę… Ale mimo wszystko ciągle ciągnie mnie do Australii. Byłem tam już 12 razy. Bywało, że w ciągu roku leciałem dwa razy - to musi być uzależnienie. I ta ucieczka, o której mówiliśmy. Uciekam do miejsca, gdzie po prostu jest mi dobrze, do ludzi, których lubię. Dzięki temu zjeździłem Australię wzdłuż i wszerz - byłem na Tasmanii, w Nowej Zelandii…

Kiedy zaczęła się ta Pańska miłość? Już w dzieciństwie?

Dzieciństwo to dużo powiedziane. To było takie nieśmiałe marzenie, żeby tam pojechać. Niektórzy myśleli o tym, żeby polecieć w kosmos, a ja marzyłem o Australii. Pochodzę z małego miasteczka, Szadka. Czytałem książki, najpierw był „Tomek w krainie kangurów”, potem obejrzałem film „Żona dla Australijczyka”. On nie ma co prawda z Australią nic wspólnego, ale dla młodego człowieka to były sygnały, że coś takiego istnieje gdzieś na drugim krańcu świata. Pamiętam, jak w 1964 roku z mojego Szadku jedna rodzina wyjechała na stałe do Australii. To było wielkie wydarzenie, wszyscy o tym mówili. Co ciekawe, po latach spotkałem tego pana. To było bardzo wzruszające, bo on poznał we mnie mojego tatę…

Jak doszło do tego pierwszego wyjazdu?

Pewnie gdyby nie przypadek, nie doszłoby do tego. Iwona Żurawska z radiowej Trójki wyjechała na stałe do Australii i zaproponowała mi, żebym przyjechał ją odwiedzić, zobaczyć jak wygląda polonijne radio. To był styczeń 1995 roku. Ten pierwszy raz był intensywny i dla mnie, wciąż młodego faceta, niezwykle stymulujący. Zobaczyłem Australię w pigułce - Perth, Adelaide, Melbourne, Sydney. Spędziłem po tygodniu w każdym z miast. Potem zacząłem czytać o tym kontynencie. To mnie zainspirowało. Później te podróże odbywały się wielokrotnie w grudniu, styczniu…. W Polsce była zima, a tam lato. Pasjonowało mnie, że można uciec jakby do innego świata.

Ale co to za święta bez śniegu…

Bez śniegu, ale choinki są wszędzie! Chodzą też Mikołaje. To śmieszny widok - 30 stopni, wszyscy w szortach, a między nimi Mikołaj. Choinka też jest zabawna, znajomi układali śnieg z waty, żeby mieć namiastkę prawdziwej zimy. Ale reszta jest taka jak u nas - zupa grzybowa, pierogi… Tylko że kolację można zacząć dopiero po 22, kiedy temperatura spadnie.

Ten pierwszy raz w Australii spełnił oczekiwania?

On je przerósł! Zapach, przyroda, owoce, smaki - to było dla mnie czymś absolutnie nowym. Niestety (albo stety) po raz pierwszy napiłem się wina australijskiego. Nie jestem znawcą, ale mam ulubione regiony i szczepy. Na studiach piło się bułgarskie i węgierskie, aż tu nagle napiłem się tego, co smakowało jak marzenie. To była kolejna rzecz, która mnie ciągnęła do Australii.

Spróbujmy opisać Australię zmysłami Marka Niedźwieckiego. Australia smakuje jak…

Mango i awokado. Nigdzie nie jadłem takiego mango jak tam. Awokado zrywa się prosto z drzewa… Smakuje też rybami. Mają tam niesamowite ryby! Zresztą ich narodowym daniem jest „Fish and chips”, ryba z frytkami. Wyśmienite.

Pachnie jak…

Olejki eukaliptusowe… Eukaliptus wydziela olejek, który nie tylko pachnie pięknie, ale też nadaje kolor. Na przykład Górom Błękitnym daje błękitną barwę, choć we flakoniku jest biały. Tak, zdecydowanie, Australia pachnie eukaliptusem.

Brzmi jak…

Australian English. Trochę mnie irytowało, że ich język jest inny niż w Stanach. Mówią wszystko tak, jakby byli uśmiechnięci. Są zresztą bardzo pogodni, mają swoje powiedzenie „no worries, mate” (nie przejmuj się). Chętnie pomagają, są bardzo przyjaźni…

…otwarci?

Tak, bardziej otwarci niż my. Australia jest multikulti. Mieszka tam dużo Arabów, Azjatów, Indonezyjczyków… ich wpływ jest coraz silniejszy, można tam usłyszeć wiele języków i spróbować kuchni z każdego zakątka świata. Choć teraz mają z tym napływem imigrantów problemy, może nie takie jak Europa, ale mają.

Nie mogę nie zapytać o muzyczne odkrycia z Australii.

Muzycznie jest tam niesamowicie. Jeśli artysta przebija się w Europie albo w USA, to staje się znany na całym świecie. Ale jest całe mnóstwo australijskich artystów, którzy nie wybijają się dalej, choć tam są ikonami. Ja ich poznałem wielu. Kupowałem płyty, zachłannie - bo to kolejno moje uzależnienie. Potem grałem je w Trójce, zarażając swoją pasją słuchaczy.

Udało się kiedyś przedstawić australijskiego muzyka tak, że stał się u nas gwiazdą?

Najbardziej spektakularny był Gotye. Odkryłem ten zespół wcześniej, grałem od czasu do czasu w Trójce. Ale to nie był przebój. Czekałem na ich nową płytę. Kiedy wyszła, dostałem ją zanim jeszcze dotarła do USA czy do Anglii. Puściłem „Somebody that I used to know” i Polska oszalała. 15 tygodni na pierwszym miejscu listy przebojów!

„Australijczyk” to już Pana trzecia książka. A przecież ta pierwsza miała być o Australii.

Już podczas pierwszej podróży wymyśliłem sobie, że coś napiszę. Fotografowałem drzewa, bo mnie zachwycają. Myślałem, że wydam album pt. Drzewa Australii. Ale kto by to kupił? Mimo to Australia za mną chodziła. Mówi się, że dziś książka nie ma sensu, bo w internecie jest wszystko. Ale to nieprawda. Podoba mi się jej tytuł - Australijczyk. Ładny, prawda? Niestety, nie ja wymyśliłem, ale mnie zachwycił. Jest w tym trochę racji. Jeśli się spędzi w Australii w sumie ponad rok, można powiedzieć, że jest się trochę Australijczykiem.

***

Marek Niedźwiecki Pracę w radiu zaczynał od Studenckiego Radia Żak Politechniki Łódzkiej, z którym był związany w latach 1973-1981. Wygrał konkurs na spikera w Radiu Łódź. 5 kwietnia 1982 rozpoczął pracę w Programie III Polskiego Radia. Zasłynął prowadząc Listę Przebojów Programu Trzeciego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska