Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Generał Kiszczak wciąż wywołuje strach wśród mieszkańców Roczyn

Redakcja
W rodzinnej wsi generała Czesława Kiszczaka, w Roczynach koło Andrychowa, panuje grobowa atmosfera. Nastroje mieszkańców nie do końca związane są ze śmiercią jednego z najważniejszych PRL-owskich dygnitarzy, byłego szefa resortu spraw wewnętrznych i komunistycznego premiera, odpowiedzialnego m.in. za stan wojenny i rzeź górników kopalni „Wujek”. Niepokój budzi strach przed tym, do czego był zdolny generał.

WIDEO: Generał Czesław Kiszczak nie żyje. Miał 90 lat

Źródło: TVN24, X-News

W Roczynach generał urodził się i wychował. Po śmierci swojego ojca w 1978 r. rzadko się tu pojawiał, w ostatnich latach wcale. Starsi mieszkańcy wsi wciąż jednak pamiętają, gdy tu mieszkał i jego późniejsze wizyty.

Kiszczak tematem tabu

Nasi dziennikarze wybrali się do Roczyn w miniony poniedziałek. Mimo że do wioski nietrudno trafić, zlokalizowanie domu rodzinnego Czesława Kiszczaka stało się nie lada wyzwaniem. Mieszkańcy bali się nam go wskazać i odsyłali po wskazówki z jednego końca wsi na drugi. W końcu trafiliśmy na starszą kobietę.

– Pani pojedzie na ul. Topolową, tam powinni wiedzieć – powiedziała. Zapytana, czy dom Kiszczaka jest właśnie na tej ulicy, wpadła w panikę. – Ale ja tak nie powiedziałam! Ja nie wiem, gdzie mieszkał! Poza tym jedźcie stąd lepiej. Generał nie żyje, więc dajcie spokój. Nie ma tu już czego szukać i lepiej nie prowokować losu – wykrzyczała, odchodząc szybkim krokiem.

Budynek faktycznie mieści się przy tej ulicy. Rodzinny dom, gdzie po ślubie zamieszkali Jan i Rozalia Kiszczak (rodzice generała), popadł w ruinę. Stara drewniana chałupa stała się miejscem alkoholowych libacji, co widać po pozostawionych tu butelkach. Zewnętrzne ściany „ozdobione” są wulgarnymi napisami, a jeden z nich sugeruje, że mieszkała tu zdradziecka rodzina.

W środku znaleźć można wiele „skarbów” sprzed lat: garnki, maszyny rolnicze, drewniane skrzynie i kawałki mebli. Dom, do którego później przeprowadziła się rodzina Kiszczaków i w którym wychował się generał, stoi kilkadziesiąt metrów dalej.
Nasi dziennikarze przez blisko dwie godziny szukali we wsi osoby, która zgodzi się na rozmowę. W końcu się udało, ale zanim nasz rozmówca odpowiedział na nasze pytania, najpierw sam zadał wiele, aby mieć pewność, z kim rozmawia.

Tu też ludzie znikali

– Jak ktoś przychodzi do mojego domu i pyta o Kiszczaka, nogi mi się uginają. Od razu myślę, gdzie są moi bliscy i boję się, że któryś z nich zniknie w dziwnych okolicznościach – – mówi nam dalszy krewny generała. Twierdzi, że nie on jeden żyje w takim przekonaniu. Uważa, że generał nawet po śmierci ma swoich „ludzi”, a ci zdolni są do największych zbroni. Jego obawy nie są bezpodstawne.

Instytut Pamięci Narodowej przyznaje, że nazwisko Kiszczaka przewijało się w wielu sprawach, w tym w śledztwie w sprawie związku przestępczego w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Tam Kiszczak miał być głównym oskarżonym. Dotyczyło ono różnego rodzaju tajemniczych zgonów w latach 80., a także innych zdarzeń, takich jak pobicia czy stosowanie tortur.

– Ludzie tu znikali i słuch o nich również – twierdzi krewny Kiszczaka. – Wystarczyło podpaść jemu lub jego ludziom – mówi, a na dowód słów opowiada własną historię z 1973 r.

– Była zabawa w centrum wsi. Czesiek siedział tam ze swoimi ludźmi. Kobiety tylko donosiły do stołu jedzenie, a reszta wręcz w pokłonach hołdowała towarzystwu – wspomina. – Ja się upiłem i wyskoczyłem z głupim tekstem do jednego esbeka (agent Służby Bezpieczeństwa – przyp. red.). Wtedy, w jednej chwili, muzyka przestała grać, ludzie zamarli, część zaczęła uciekać. Ten esbek podszedł do mnie, złapał za gardło i powiedział: połowę rodziny wybili ci hitlerowcy i gdyby nie to, co ci w żyłach płynie, drugą połową zająłbym się osobiście – wspomina mężczyzna, próbując jednocześnie opanować drżenie rąk. Przyznaje, że to była jedna z nielicznych sytuacji, kiedy cieszył się, że Czesław Kiszczak jest jego krewnym.

Nadal boją się o życie

Od początku nasz rozmówca prosił, aby niczego nie notować. Bał się, że dziennikarskie zapiski mogą stać się dowodem jego słów. Zapytany o imię i nazwisko wręcz wyrecytował swoje dane, jakby podanie ich było obowiązkiem. Mieliśmy wrażenie, że mężczyzna czuje się przesłuchiwany, a jego potężne ciało skrywa w środku wystraszone dziecko. W rozluźnieniu napięcia nie pomogły nasze zapewnienia, że w żaden sposób nie chcemy wykorzystać tej rozmowy przeciwko niemu.

– Wiem, że jest 2015 r., mam świadomość, że generał nie żyje, a cała jego armia przestała formalnie funkcjonować, ale to nie znaczy, że zniknęła – mówi mężczyzna. – Łeb został odcięty, ale macki dalej są i nie znamy dnia ani godziny, jak nas dopadną – przekonuje.

Mężczyzna twierdzi, że ludzi myślących jak on w wiosce jest znacznie więcej. Twierdzi, że to właśnie ze strachu przed konsekwencjami ludzie nie chcieli wskazać nam domu rodzinnego Kiszczaka.

– Niby jeden drugiego zna, ale nikt nie ma pojęcia, czy pośród tych „przyjaciół” nie ma „życzliwego”, który doniesie tam, gdzie trzeba. A mówienie z pogardą o generale to wyrok śmierci z datą wykonania na wczoraj – mówi.
Krewny generała przyznaje, że jego rodzina nie miała łatwego życia we wsi. Kiedy w Polsce zmienił się ustrój, wielu mieszkańców Roczyn nabrało odwagi, aby się zemścić.

– Z zakładu pracy musiałem odejść, a po zmroku z duszą na ramieniu wychodziłem na pole – mówi. – Zawsze szedłem z kamieniem w ręku, bo bałem się, że ludzie mnie zlinczują – dodaje.
Mimo przeżyć i niechlubnej historii rodziny nasz rozmówca wydaje się bardzo radosną i życzliwą osobą. Zwracamy mu na to uwagę.

– Uśmiech na twarzy nie oznacza szczęścia. Serce mi pęka, że muszę dźwigać piętno zbrodniarza, choć nikomu nic w życiu złego nie zrobiłem – tłumaczy starszy pan.

Czesław Kiszczak pochowany został w minioną sobotę na cmentarzu prawosławnym na warszawskiej Woli. Byłego szefa MSW żegnali najbliżsi i znajomi, w sumie zaledwie 30 osób. Przełomowym momentem uroczystości pogrzebowych była mowa wygłoszona przez żonę generała nad jego grobem.

– Padają gdzieś tam słowa ludzi zakłamanych, nienawistnych, słowa pełne zła. Bóg ci zapłaci za wszystkie krzywdy, które niewdzięczny, niegodny Polak ci czynił – powiedziała wdowa, stojąc nad trumną.

Z teczki IPN

12 stycznia 2012 r. w procesie autorów stanu wojennego warszawski Sąd Okręgowy, uwzględniając wniosek IPN, wymierzył karę 2 lat w zawieszeniu b. szefowi MSW Czesławowi Kiszczakowi za udział w grupie przestępczej o charakterze zbrojnym pod wodzą Wojciecha Jaruzelskiego. Sąd wymierzył mu karę 4 lat więzienia (obniżoną o połowę na mocy amnestii) i zawiesił jej wykonanie na 5 lat.

Sąd zgodził się z aktem oskarżenia IPN, że stan wojenny przygotowano i wprowadzono niezgodnie z ówczesną konstytucją, a dokonała tego „grupa przestępcza o charakterze zbrojnym”, złożona z ludzi na najwyższych stanowiskach. Według sądu ten związek tworzyli generałowie: Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak, Florian Siwicki oraz Tadeusz Tuczapski.

Wyrok nie zapadł wobec byłego premiera i szefa PZPR gen. Wojciecha Jaruzelskiego ani gen. Floriana Siwickiego – byłego wiceministra obrony i szefa Sztabu Generalnego LWP, których sprawy wyłączono z głównego procesu z uwagi na zły stan ich zdrowia. Wyroku nie doczekał kolejny oskarżony – gen. Tadeusz Tuczapski, były wiceminister obrony i sekretarz Komitetu Obrony Kraju. Zmarł w 2009 r. jako oskarżony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska