Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagadka śmierci geodety z Rabki

Katarzyna Janiszewska
Edward i Halina Wydrowie z synem. Żona: - Wierzyłam, że mąż żyje
Edward i Halina Wydrowie z synem. Żona: - Wierzyłam, że mąż żyje fot. archiwum prywatne
To było pierwsze Święto Zmarłych, w które nieżyjącemu od 12 lat Edwardowi Wydrze rodzina mogła zapalić na grobie znicz. Wcześniej, przez prawie 12 lat żyli nadzieją, że gdzieś jest, że może tylko stracił pamięć, ale się odnajdzie. To było najgorsze: czekanie, zawieszenie, niepewność. I kiedy już poukładali sobie życie na nowo, wszystko wróciło.- Kilka dni temu dostaliśmy od policji informację, że tata nie żyje - mówi Michał Wydra, syn Edwarda. Znaleziono go już 9 dni po zaginięciu. Ale policji udało się zidentyfikować zmarłego dopiero teraz.

Zaginiony
Edward Wydra, geodeta, wyszedł z domu 22 stycznia 2004 r., wczesnym świtem, o 5.30. Spieszył się na pociąg do Mszany Dolnej, tam miał biuro projektowe. Żona zrobiła mu śniadanie.- Pytałam, o której wróci, powiedział, że po 18 - wspomina Halina Wydra. - I że jakbym potrzebowała pieniędzy, to są w barku. Zebrał się, pozamykałam za nim i poszedł. Był jakiś milczący, mało co się odzywał. Ale on nigdy nie rozmawiał ze mną o swoich problemach. Mówił: Po co cię mam martwić, i tak mi nie pomożesz.

Do godz. 23 żona się nie martwiła. Może mu zeszło dłużej w pracy. Albo poszedł gdzieś z kolegą, do rodziny, bo to był okres kolęd. Dopiero rano, kiedy zobaczyła, że męża nadal nie ma, zaczęła się bać. Zaczęły się telefony: do biura, do krewnych, znajomych. Nic.

Ostatni raz Edwarda Wydrę widziano w okolicy dworca autobusowego w Mszanie, przed godz. 15. Padał śnieg, a geodeta wyszedł w rozpiętej kurtce. W biurze wszystko zostało tak, jakby za chwilę miał wrócić: zapalona lampa, grające radio, mapa na biurku.

- Mąż nigdy tak nie wychodził. Zawsze zabierał teczkę z dokumentami i przynajmniej dowód osobisty - wspomina żona. - Cały czas wierzyłam, że wróci. Jak mi ktoś mówił, że nie żyje, nie dopuszczałam tego do siebie. Myślałam, że stracił pamięć. Nie zostawiłby rodziny, nie był kobieciarzem, bardzo kochał dzieci.

Poszukiwania
Akcja poszukiwawcza była zakrojona na ogromną skalę. O zaginionym pisały gazety - również „Gazeta Krakowska”, mówiła telewizja, m.in. w popularnych programach „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie” czy „Pod napięciem”. Rodzina rozwieszała plakaty w Rabce, Mszanie, nawet w Krakowie. Byli u jasnowidza. Burmistrz Mszany zorganizował poszukiwania. Sprawę prowadziła tamtejsza policja. Bez skutku.

W ubiegłym tygodniu, dokładnie 29 października, rodzina dostała informację, że Edward Wydra nie żyje. Zidentyfikowano go na podstawie testów DNA, o które zabiegali najbliżsi zaginionego. Okazało się, że ich ojca i męża znaleziono martwego na brzegu Wisły w Krakowie 31 stycznia 2004 r. Wtedy, kiedy trwały zakrojone na szeroką skalę poszukiwania geodety. Mimo to policji nie udało się ustalić, kim jest znaleziony nad rzeką zmarły.

Został pochowany jako NN. - To była głośna sprawa, a tata był znaną osobą w okolicy - wspomina Michał Wydra. - Jak to możliwe, że policja nie skojarzyła faktów? Tyle mają spraw, taki nawał pracy? To jedno województwo, Kraków i Mszanę dzieli zaledwie 60 kilometrów - nie kryje pretensji.

Życiowy zakręt
Ponieważ Edward Wydra był osobą zaginioną, a nie zmarłą, przez cały ten czas rodzinie nie przysługiwała żadna renta, zapomoga. Nigdy nie byli bardzo majętni. Ale ojciec robił wszystko, by dzieci mogły się kształcić. Był jedynym żywicielem rodziny.

I nagle zostali z niczym. - To był dla nas mocny życiowy zakręt. Mama musiała wyjechać za granicę, by zarabiać - opowiada Michał Wydra. - Rodzina się przez to rozpadła. Halina Wydra: - Gdy umiera ktoś bliski, wiadomo, cierpi się. Ale jest grób, można się pomodlić. Tego, co przeżywałam przez te lata, nie da się opisać.

Zaniedbanie
Rodzina zastanawia się, dlaczego zmarłego nie dało się zidentyfikować od razu. Technika badań DNA była przecież dostępna w 2004 r. Policja nie ma sobie jednak nic do zarzucenia. - Wcześniej nie było bazy danych, w których moglibyśmy trzymać dane z kodów DNA - tłumaczy Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji. - Dopiero ustawa z 2014 r. dała nam taką możliwość - dodaje.

- Prawda jest taka, że tatę można było zidentyfikować bez testów już 12 lat temu. Zdjęcia ze stołu sekcyjnego nie pozostawiają wątpliwości - mówi Michał Wydra. - Bez trudu można go na nich rozpoznać. Rysopis, a także ubiór zgadzają się z informacjami i zdjęciem przekazanymi po zaginięciu. Czy nie porównano zdjęć znalezionego człowieka, którego tożsamości nie znano, ze zdjęciami osób zaginionych? To haniebne zaniedbanie ze strony policji - dodaje.

Mariusz Ciarka upiera się jednak, że wszystkie działania - oględziny zwłok i miejsca ich znalezienia, zabezpieczenie śladów, materiału DNA, rozpytywanie świadków - zostały przeprowadzone jak trzeba.

- Rodzinie zawsze się wydaje, że ich bliski jest jedyny - mówi rzecznik policji. - A my prowadzimy setki takich spraw. Trudno pamiętać, co było przed tygodniem. Być może zawinił czynnik ludzki, na przykład policjant nie skojarzył sprawy z innego miasta. Często różni się opis ubrania albo ocena wieku znalezionej osoby. Człowiek wyłowiony z wody po dziewięciu dniach też nie wygląda jak na zdjęciu. I proszę pamiętać, to były inne czasy. Technika, możliwość przesyłania informacji, przeszukiwania baz danych, porównywania zdjęć nie wyglądały tak jak dziś. Rodzina powinna być nam wdzięczna za wyjaśnienie sprawy - kończy Ciarka.

Eksperci, których zapytaliśmy o opinię, są jednak innego zdania. Prof. Zbigniew Ćwiąkalski, karnista, były minister sprawiedliwości: - Takie tłumaczenie policji to żadne tłumaczenie. Nie usprawiedliwia czyjegoś ewidentnego zaniedbania. Rok 2004 to nie XVIII wiek. Coś takiego nie powinno się było zdarzyć.

Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka dodaje: - W policji brakuje etosu służby. Przecież funkcjonariusze państwowi są po to, by służyć ludziom. Pomysł, że rodzina powinna być im wdzięczna za rozwiązanie zagadki, jest śmieszny. I dodaje: - Nawet jeśli to był błąd ludzki, to ktoś powinien za niego odpowiedzieć. Zasadne jest nie tylko odszkodowanie za straty finansowe, ale też zadośćuczynienie za straty moralne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zagadka śmierci geodety z Rabki - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska