Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagadka śmierci w Łosiu

Stanisław Śmierciak
Kontrola NIK wyjaśni sprawę upadłości Rafinerii Glimar
Kontrola NIK wyjaśni sprawę upadłości Rafinerii Glimar STANISŁAW ŚMIERCIAK
Nie wiadomo, jak zginął inspektor NIK. Samobójstwo czy zbrodnia - wyjaśnią śledczy.

Gwałtowna śmierć Edmunda B., inspektora NIK, prowadzącego kontrolę procesu upadłościowego rafinerii nafty Glimar w Gorlicach, budzi coraz więcej emocji.

O sprawie pierwsi napisaliśmy w sobotę i we wtorek. Tajemnicza sprawa bulwersuje nie tylko mieszkańców Łosia, gdzie inspektor miał się powiesić, ale i ludzi z Gorlic, bo tu od lat działała rafineria kontrolowana właśnie przez inspektora NIK.

Prokurator rejonowy w Gorlicach Tadeusz Cebo powiedział nam wczoraj, że śledztwo w sprawie zejścia ze świata inspektora NIK Edmunda B. prowadzone jest również pod kątem czy nie była to śmierć samobójcza.

- Musimy sprawdzić wszystkie możliwe scenariusze zdarzenia - nie kryje Cebo.

Przeprowadzona została już sekcja zwłok mężczyzny, który na kontrolę w gorlickiej rafinerii przyjechał
z Krakowa. Sekcję zwłok wykonano w krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej.

Prokurator Cebo wyjawia, że zna już nieoficjalne, wstępne wyniki sekcji.

- Ale nie można ich ujawnić ze względu na dobro śledztwa- podkreśla. Prokurator potwierdza informację, że w Łosiu i Gorlicach byli ostatnio przedstawiciele krakowskiej delegatury NIK, którzy, wraz z prokuratorami, dokonali już przeglądu dokumentów, jakie znaleziono i zabezpieczono na kwaterze
w gospodarstwie agroturystycznym w Łosiu, którą aż do śmierci zajmował inspektor NIK.

Dokumenty z kontroli zostały protokolarnie przekazane krakowskiej agendzie NIK. Prokurator Cebo zaprzecza pogłoskom, by na obecnym etapie śledztwa postępowanie miała przejąć Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Z nieoficjalnych przecieków można wnosić, że zabezpieczone materiały są bardzo intrygujące, choć kontrola NIK w rafinerii Glimar praktycznie dopiero się rozpoczynała.

Kontrola została wymuszona interpelacją poselską gorlickiego parlamentarzysty Witolda Kochana, którą skierował 2 grudnia 2008 r. do premiera Donalda Tuska.

- Upadłość Glimaru spowodowała, że utracono około 400 miejsc pracy i to w regionie charakteryzującym się wysokim stopniem bezrobocia - mówi poseł Kochan. Dlatego zdecydował się na pełne wyjaśnienie okoliczności upadku ważnego przedsiębiorstwa. Tym bardziej że w momencie ogłoszenia upadłości rafineria inwestowała w budowę tzw. hydrokompleksu, czyli w instalację do przetwórstwa ropy naftowej. Inwestycja ta, wedle posiadanych przez Kochana informacji, była wówczas wykonana w ok. 90 proc.,
a ogłoszenie upadłości rafinerii przerwało rządowy program restrukturyzacji w firmie.

Rafinerię próbował też ratować senator Stanisław Kogut.

- Przywoziłem do Glimaru potencjalnych inwestorów z kraju i z zagranicy - mówi. Niestety, żadne negocjacje nie zakończyły się sukcesem.

Postępowanie upadłościowe trwało od stycznia 2005 roku do lipca 2008 roku, syndykiem masy upadłościowej była sędzia z Nowego Sącza.

- I w tym czasie otrzymywałem od ludzi związanych z rafinerią sygnały i informacje o nieprawidłowościach, do jakich miało dochodzić w zakresie gospodarowania majątkiem firmy. To mogło skutkować wyrządzeniem szkód przez syndyka - ujawnia Kochan.

Dopiero to wystąpienie posła Kochana do premiera Tuska spowodowało, że inspektor NIK Edmund B. zjawił się pod koniec stycznia br. w Gorlicach, by skontrolować, co się dzieje w rafinerii.

Jak mówi dyrektor krakowskiej delegatury NIK Jan Dziadoń, 2 marca miał do Edmunda B. dołączyć drugi inspektor NIK z Krakowa. Cztery dni przed tym terminem Edmund B. został znaleziony martwy
na kwaterze w Łosiu koło Gorlic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska