Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Ślepy” przejrzał w końcu na oczy

Artur Drożdżak
Jacek A. postanowił zmienić swoje życie i odpokutować za winy. Tu czeka na wyrok krakowskiego sądu
Jacek A. postanowił zmienić swoje życie i odpokutować za winy. Tu czeka na wyrok krakowskiego sądu Artur Drożdżak
Często mówi się i pisze o zatwardziałych przestępcach. Banda, o której poniżej, była bezwzględna, brutalna. Ale u jednego z bandytów zwyciężyła chęć porządnego życia. Zgłosił się na policję i zaczął spowiedź...

Jacek A. lubił sobie wyobrażać, że jasny fragment jego duszy frunie do góry i jakby z lotu ptaka patrzy na poczynania jego ciała. Ciała, którym rządzi wtedy zło. Taki jasny element duszy sporo mógł zobaczyć 1 czerwca 2013 roku na ul. Głowackiego w Krakowie. Pod numerem 16b znajdował się tam sklep Żabka. Do niego to, kwadrans przed godziną 23.00, wszedł Jacek A., którym kierowała mroczna część duszy. Był ze wspólnikiem.

Obaj mężczyźni trzymali w rękach noże. Z ajentką sklepu Joanną K. spotkali się w wąskim korytarzu na zaplecze. Wyszła z niego, bo usłyszała dzwonek informujący, że na zakupy przyszedł jakiś spóźniony klient. Zamiast tego ujrzała dwóch zamaskowanych i uzbrojonych bandytów.

Jacek A. miał na głowie kominiarkę i przeciwsłoneczne okulary. Założył je, bo wszyscy znajomi mówili mu, że ma charakterystyczne oczy. Wspólnik Bartosz K. krył twarz za chustą, a na dłonie wsunął skórkowe rękawiczki. Bezbronna, wystraszona kobieta wskazała im, gdzie trzyma gotówkę, gdy przystawili jej nóż do buzi.

Buty i chlor

Zrabowali 1940 zł i wybiegli z łupem. Natknęli się na ulicy na przypadkowego przechodnia, ale gdy pogrozili mu nożami to uciekł w popłochu. W krzakach mieli ukryte buty na zmianę i chlor, którym oblali swoje ubrania porzucone na miejscu. Wszystko, by zatrzeć za sobą ślady. Z ostrożności pozbyli się także noży i rękawiczek.

Każdy poszedł w swoją stronę i po godzinie spotkali się w hotelu Chopin w centrum miasta. Już razem pojechali na os. Ogrodowe do mieszkania „Długiego”. Wszyscy trzej dobrze się znali z działającego w Krakowie pod szyldem MONAR-u ośrodka „Dom Gwan” przeznaczonego dla osób z nawrotami choroby.

Jacek A. zawsze miał poczucie, że w jego duszy zło zmaga się z jasnością. To wrażenie potęgowało się zwłaszcza wtedy, gdy zaczął regularnie zażywać narkotyki. Czyli od 12. roku życia. Brał amfetaminę, kokainę, heroinę i LSD. Leczył się w kilku ośrodkach w kraju, m.in. w Darżewie na Pomorzu, Dębowcu pod Częstochową, Toruniu, aż wylądował w Krakowie.

Wyrzucony za agresję
Tu pobył z pięć miesięcy, ale wyrzucono go za agresję słowną i złamanie regulaminu. Wtedy z krakowskiego ośrodka relegowano także jego kolegę Bartosza K. rodem z Czeladzi na Śląsku. Za kredyt w parabanku obaj wynajęli mieszkanie w Krakowie i wolni żyli po swojemu. Trzymali się razem z pochodzącym z Olsztyna Jackiem D. ps. „Długi”, który ksywki dorobił się z uwagi na swój wzrost. Nie mogła być inna, jeśli ma się 208 centymetrów.

Do pochodzącego z Włocławka Jacka A. koledzy zwracali się „Ślepy”, bo miał poważną wadę wzroku i mrużył oczy, by cokolwiek widzieć. Spotykali się, dzwonili do siebie i dorabiali na czarno na budowach, ale z czasem postanowili, że będą żyli niekoniecznie zgodnie z ustalonymi regułami.

We trzech zaczęli od sklepowych kradzieży „na mijankę”. Metodę opanowali do perfekcji. Wybierali duży market, w którym bramki otwierały się na czujnik, gdy klienci wchodzili do środka budynku. Jeden z chłopaków najpierw pakował do koszyka jedzenie, alkohol i frykasy, a drugi zbliżał się do wejścia i pozorował, że zamierza dostać się do środka. Wtedy wspólnik przez tak otwarte bramki wybiegał z koszykiem pełnym zakupów. Zwykle o wartości 200-300 złotych.

Potem wspólnicy zdecydowali się na bardziej śmiałe wyczyny i nie unikali przy tym stosowania przemocy. Zaczęli wychodzić na miasto, by „kroić obcokrajowców”. Raz pod samym wzgórzem wawelskim, na ulicy Bernardyńskiej, napadli na młodego chłopaka.Bartek głośno rzucił do „Ślepego” hasło: „bierz go”.

Jacek A. zadał mu potężny cios pięścią. Celował w szczękę, ale trafił prosto w nos i krew trysnęła na wszystkie strony. Chłopak upadł, a gdy próbował spojrzeć na napastników Bartosz nadepnął mu butem na twarz. - Nie patrz. Jak się będziesz stawiał, to cię podziabiemy - zagroził i pokazał długi nóż. Pobity znieruchomiał ze strachu. Oddał 200 euro, telefon komórkowy i odtwarzacz MP3. „Ślepy” i Bartosz nie chcieli zostawiać śladów i zwykle mieli na sobie po dwie warstwy ubrań.

Brutalni bez powodu
Po dokonaniu napadu jedną zwykle wyrzucali do śmietnika. Rzeczy i walutę sprzedawali i podzielili się finansowym łupem. Innym razem w parku AWF zauważyli mężczyznę z psem. Stłukli go właściwie bez powodu, gdy zwrócił im uwagę. Bartosz kiedyś trenował boks tajski, więc kopnął mężczyznę w twarz, postraszył nożem, ukradł 17 złotych i złotą bransoletkę.

Poturbowany nie zgłosił napaści, podobnie jak wielu innych pokrzywdzonych.Banda przestała istnieć, gdy Bartosz znowu zaczął sporo pić, a Jacek A. musiał wyjechać do rodziny we Włocławku. Tam w rodzinnych stronach przestał ćpać, a wtedy ciemna strona jego duszy straciła swoją wielką moc.

Skruszony
Za namową bliskich „Ślepy” postanowił zmienić swoje życie i wyznać grzechy. Wrócił do Krakowa i oficerom Centralnego Biura Śledczego opowiedział, jak pod Wawelem handlował narkotykami, gdzie i kiedy kupował broń i granaty dla innych gangsterów, jak wyłudzał kredyty, a także jak z kumplami napadał na obcokrajowców.

Podjęto umorzone śledztwo, a Jacek A. trafił za kratki. Jacek D. ps. „Długi” był zaskoczony, że po tylu miesiącach wyszła na jaw sprawa dokonanych rozbojów. Już ułożył sobie życie. Jako stolarz zaczął zarabiać w dużej firmie, spodziewał się dziecka i planował ślub z narzeczoną. Za dokonanie jednego napadu poddał się karze 2 lat więzienia w zawieszeniu na 2 lata.

Znacznie surowsza kara spotkała Bartosza K., bo też miał on znacznie więcej na sumieniu. Kryminalni wyciągnęli go ze studia tatuażu, gdzie podjął pracę, w dalekiej Gdyni. Też już zaczął nowe życie, poznał dziewczynę i mieli wyznaczoną datę ślubu. Od czasu rozpadu bandy nie popełnił żadnego przestępstwa. Przestał również brać narkotyki i nadużywać alkoholu. - Ćpałem od 15. roku życia, bo jak się nie ma miłości w domu, to się jej szuka na ulicy - opowiadał.

W swoim życiu miał talent też do innych rzeczy. Ukończył liceum plastyczne i rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Dwa lata prowadził tam też Galerię Sztuki i cały czas rysował. Przestał, gdy pogrążył się w w nałogu. Sąd Okręgowy Krakowie skazał go na cztery i pół roku więzienia, choć Bartosz K. częściowo przyznał się do winy i wyraził skruchę za swoje zachowanie.

Oskarżony Jacek A. też już usłyszał prawomocny wyrok 15 miesięcy więzienia. Przez swoje wyznanie prawdy stracił przyjaciół, których poznał w Krakowie, ale zyskał spokój duszy. I jest już wolny, bo odbył cały wymierzony mu wyrok.

Dom Gwan, z którego wyrzucono za agresję Jacka A., to ośrodek rehabilitacyjno -readaptacyjny dla osób z nawrotami choroby. W ośrodku jest 25 miejsc. Przyjmowani są pacjenci od 25. roku życia. Program rehabilitacyjny trwa 6 miesięcy.
Placówka prowadzi m.in.: leczenie psychiatryczne, poradnictwo dla rodzin osób uzależnionych, poradnictwo dla osób uzależnionych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska