Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwa oblicza Anny K., kobiety podejrzanej o znęcanie się nad zwierzętami

Magda Hejda
Psy uratowane z mieszkania przy ul. Pawiej w Krakowie. Nie wszystkie miały tyle szczęścia
Psy uratowane z mieszkania przy ul. Pawiej w Krakowie. Nie wszystkie miały tyle szczęścia archiwum Prywatne
Wezwano ślusarza. Po sforsowaniu drzwi prywatnego mieszkania przy ulicy Pawiej w Krakowie inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i policjanci poczuli potworny odór. Zwłoki psów i kotów w klatkach, w ciasnych kontenerach, workach, przykryte kocem. Brodząc w odchodach zwierząt, w ciemności inspektorzy wynosili zagłodzone psy, które przeżyły.

Aresztowano kobietę podejrzaną o znęcanie się nad zwierzętami

Pierwszego dnia z mieszkania wynajmowanego przez Annę K., prezes Fundacji "Ludzie zwierzętom w potrzebie" wynieśli 31 żywych psów i jednego kota w stanie agonalnym. Na ratunek kota było już za późno. Anna K. została zatrzymana przez policję. Dzień później po sforsowaniu drzwi do kolejnego pomieszczenia odkryli jeszcze jednego skrajnie zagłodzonego psa i pięć kotów. Wszystkie w fatalnym stanie. Jeden z lokatorów rozpoznał swojego kota, który trzy miesiące temu uciekł z mieszkania i prawdopodobnie został złapany przez Annę K. na klatce schodowej. Weronika Paszkot mówi, że radość uwolnionego kota, kiedy zobaczył swojego opiekuna, to był wstrząsający widok. Zwierzę chciało rozwalić transporter, w którym było wynoszone z mieszkania.

Szczątki psów w Podłężu
Druga grupa inspektorów razem z policją weszła na opuszczoną posesję Anny K. w Podłężu. Na początku maja inspektorzy KTOZ zabrali stamtąd trzy psy, a policjanci odkryli szczątki psa w budzie. Tym razem inspektorzy zabrali dwie żywe suki. Jedna była w kojcu na zewnątrz, druga - mieszaniec labradora, zamknięta w klatce bez jedzenia i picia. W zdewastowanym domu i ogrodzie znaleziono mnóstwo psich zwłok i kości. Około pięćdziesięciu. W workach, na podłodze, zamknięte w klatkach.

Wola Batorska i Zręczyce

Wieczorem inspektorz pojechali do Woli Batorskiej. W wynajętej stodole i pomieszczeniu mieszkalnym prezes fundacji przetrzymywała 65 psów. Samce były trzymane razem z sukami, ale klatki posprzątane, psy nakarmione. Jednak osoba, która do tej pory sprzątała i karmiła zwierzęta, powiedziała, że robi to po raz ostatni, bo od trzech miesięcy nie dostaje od Anny K. za swoją pracę zapłaty. Okazało się, że w Zręczycach pod opieką lekarki weterynarii jest kolejnych kilkanaście psów, tam też była kontrola policji.

77 psów w Kłaju

W zeszłym roku inspektorzy KTOZ zabrali z wilgotnego kurnika w Kłaju 77 psów. Chude, zarobaczone, były trzymane w kojcach i klatkach, w brudzie, odchodach, bez wybiegów, część z nich miała nosówkę.

Jeden z psów wyprowadzany z kojca zaciągnął wolontariusza do nieużywanej części hali, gdzie pod stertą złomu w workach leżały zwłoki kilku psów. To było schronisko fundacji, zarejestrowane i kontrolowane przez powiatowego lekarza weterynarii w Wieliczce. Działało bez zgody i wiedzy wójta gminy.

Anna K. miała podpisane umowy z wieloma małopolskimi gminami, które płaciły za opiekę nad zwierzętami, ale nie interesowały się ich losem. Schronisko zostało zlikwidowane. Wszystkie psy trafiły pod opiekę KTOZ. Ich leczenie, sterylizacja i utrzymanie w hotelach oraz w krakowskim schronisku generowały wielkie koszty.

Większość psów znalazła dobre domy, kilkanaście nadal czeka i jest na garnuszku KTOZ. Anna K. niedawno została skazana za znęcanie się nad zwierzętami na grzywnę wysokości 1500 złotych, nie dostała zakazu posiadania zwierząt. Rok temu, składając doniesienie do prokuratury, KTOZ wystąpił o przeprowadzenie badań psychiatrycznych Anny K. Nie zostało to uwzględnione.

Gminy podpisują umowy
Po likwidacji schroniska w Kłaju i nagłośnieniu sprawy w mediach, tylko część gmin zerwała współpracę z fundacją. Inne, między innymi Mogilany i Kocmyrzów, nadal płaciły i powierzały jej psy. Nie sprawdzały, gdzie trafiają zwierzęta, w jakich warunkach są przetrzymywane, nie żądały podania adresu nowej placówki. Osoby, którym zaginęły psy, nie mogły pojechać do miejsca przetrzymywania zwierząt i sprawdzić, czy nie trafiły pod "opiekę" fundacji.
Od pewnego czasu Anna K. zaczęła wywozić wyłapane psy do schroniska fundacji "Zwierzak" w Szczytach pod Wieluniem. To miejsce od dawna ma złą opinię. W maju powiatowy lekarz weterynarii zakazał przyjmowania zwierząt do placówki.

Dwa oblicza Anny K.

Annę K. poznałam kilkanaście lat temu. Do krakowskiego schroniska trafił kilkumiesięczny pies ze złamaną miednicą i niedowładem tylnych łap. Paweł Sztolzman ówczesny kierownik schroniska, poprosił mnie o pomoc w znalezieniu dla niego domu. Pokazałam Aresa w programie, ale kaleki nikt nie chciał. Po jakimś czasie okazało się, że pies ma świetny dom. Do schroniska przyszła kobieta i jak dowiedziała się o Aresie, natychmiast zabrała go ze sobą. To była Anna K. Pojechałam do niej z kamerą. Mieszkała wtedy z rodzicami w starej kamienicy w samym centrum Krakowa. Typowe, zacne, krakowskie mieszkanie - obrazy, antyki. Szczęśliwy Ares dokazywał na dywanie razem z niewielkim, czarnym psem również zabranym z azylu. Dla opiekunki nie było problemem znoszenie Aresa po schodach.

Po kilku latach znów spotkałam Annę K. Dowiedziałam się, że została wyrzucona z rodzicami z prywatnej kamienicy i kupiła dom w Podłężu. Dla Aresa to lepiej, bo nie ma schodów. Poza tym przygarnęła trochę psich staruszków z krakowskiego schroniska, które nie miały szans na dom. - U mnie spokojnie dożyją swoich dni - opowiadała Anna K. i zapraszała do siebie. Potem było jeszcze kilka kalekich albo starych psów przygarniętych ze schronisk w Polsce i uratowane zwierzęta przywożone na tzw. dom tymczasowy przez wolontariuszy.

Cztery lata temu w Dzienniku Polskim ukazał się cykl artykułów, w których sąsiedzi zarzucali, że psy są trzymane w opłakanych warunkach i mają fatalną opiekę. Razem z kamerą byłam na posesji w czasie dwóch kontroli powiatowego lekarza weterynarii i urzędu gminy. Psy w kojcach i te, które mieszkały w domu, były w bardzo dobrej kondycji, każdy miał książeczkę zdrowia z adnotacjami o odrobaczeniu i szczepieniach.

Broniłam Anny K.
W kontroli brali również udział inspektorzy KTOZ i wolontariusze "Przystani Ocalenie", która w miarę możliwości wspierała Annę K. karmą dla zwierząt i sfinansowała wybudowanie kilku kojców. W programie pokazałam zwierzęta i z pełnym przekonaniem podważyłam zarzuty gazety i sąsiadów. Kontrolujący jednoznacznie stwierdzili, że zwierzęta mają dobre warunki i są w dobrej kondycji.Uznałam, że psy po prostu przeszkadzają sąsiadom i dla załagodzenia konfliktu dla części z nich trzeba znaleźć dom.

Anna K. powiedziała mi, że jest w dramatycznej sytuacji, bo na dom w Podłężu musiała zaciągnąć kredyt, a ponieważ dla niej najważniejsze jest, żeby zwierzęta były syte, ma duże zaległości w spłacaniu rat i może stracić lokum. Wtedy wiele osób wspomogło ją również finansowo, niektórzy w formie pożyczki, inni nie oczekując zwrotu pieniędzy. Organizowaliśmy zbiórki karmy i każdy, kto mógł, pomagał.

Potem, kiedy swoim samochodem zawoziłam do Podłęża karmę, widziałam psy, które poznaliśmy w czasie kontroli. Były w doskonałej formie. Anna K. założyła fundację, razem z wolontariuszami pomagaliśmy jej organizować w Niepołomicach i w Wieliczce imprezy na rzecz zwierząt. Na tych imprezach też pojawiały się psy z Podłęża.

Kiedy K. stała się katem?
Anna K. snuła plany stworzenia ośrodka adopcyjnego i edukacyjnego, zabiegała o teren w urzędzie miasta. Po śmierci matki zapewniała, że do Podłęża wprowadziła się kuzynka i pomaga opiekować się psami. Potem kontakty rozluźniły się. Ponad rok temu dowiedziałam się od osób trzecich o wydzierżawieniu kurnika w Kłaju, tworzeniu schroniska, podpisywaniu umów z gminami i o długach za psy umieszczane przez K. w hotelach. Potem okazało się, że w Podłężu jest odcięty prąd.

Była zima, Anna K wpuściła mnie na posesję po zmroku. Pokazała 5 psów i odmówiła wpuszczenia do domu. Nadal upierała się, że w domu mieszka kuzynka. Poprosiłam o interwencję KTOZ. Anna K. oświadczyła, że sprzedaje dom, bo ma dość pomówień. Sąsiad potwierdził, że psy zostały przez nią zabrane, a ona sama przestała się pokazywać na terenie posesji, więc KTOZ zajął się Kłajem.

Jeszcze kilka dni temu część wolontariuszy broniła i pomagała Annie K. Uważali, że jest ofiarą nagonki. Kiedy K. z opiekuna zwierząt stała się ich katem? Jak to możliwe, że tak długo i umiejętnie manipulowała ludźmi? Jak to możliwe, że osoba sprawiająca dobre wrażenie zamykała zwierzęta w klatkach i patrzyła na ich agonię? Na te pytania trudno znaleźć odpowiedzi. Może znajdzie ją prokuratura albo lekarze. Śledczy pewnie zainteresują się również, gdzie podziały się pieniądze z gmin i od wolontariuszy.

Może psów ktoś szuka

Psy zabierane teraz z gmin mogą być psami zagubionymi. Może ktoś ich szuka. Wszystkich zainteresowanych prosimy o odwiedzanie strony: www.ktoz.krakow.pl, na której można znaleźć zdjęcia psów zabranych z ul. Pawiej i z Podłęża. Wkrótce pojawią się też zdjęcia psów z Woli Batorskiej. 16 i 30 czerwca, w godz. 13-18, pod pomnikiem Dżoka, psy uratowane przez KTOZ będą czekały na nowych opiekunów. Prosimy też o karmę i datki na leczenie i utrzymanie zwierząt.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dwa oblicza Anny K., kobiety podejrzanej o znęcanie się nad zwierzętami - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska