Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boniek: Nawałka bywa uparty, ale to jego plus

Bartosz Karcz
Zbigniew Boniek mówi: - Kraków, jak to Kraków, zawsze lubi być trochę na kontrze...
Zbigniew Boniek mówi: - Kraków, jak to Kraków, zawsze lubi być trochę na kontrze... fot. Bartek Syta
Jeśli w takiej sytuacji, jaka jest w grupie, nie zakwalifikujemy się na Euro, to uznam to za wielką porażkę naszej piłki - mówi „Krakowskiej” prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek.

–Przed reprezentacją Polski dwa ostatnie mecze w eliminacjach do mistrzostw Europy ze Szkocją i Irlandią. Dopuszcza Pan w ogóle do siebie myśl, że na tej ostatniej prostej może coś nie wyjść i „biało-czerwoni” nie pojadą do Francji?
Gdzieś w tyle głowy pojawia się myśl, że to jest piłka i wszystko może się zdarzyć. Zrobiliśmy jednak tyle dobrego w tych eliminacjach, że nie wyobrażam sobie, żeby zakończyło się to inaczej, niż naszym awansem. Oczywiście jesteśmy spokojni, pokorni, nie dmuchamy w żadne trąby. Wiadomo, że jest wokół kadry duży szum medialny, wszyscy piszą o niej, o możliwych wariantach. My jednak koncentrujemy się na meczach, które nas czekają. Nie mówimy, że przed nami już tylko mały kroczek, bo w sporcie nie ma małych kroczków. To tak jakby pięściarz po kilku wygranych walkach stwierdził, że wystarczy znokautować następnego przeciwnika, żeby znaleźć się na szczycie. Tylko, że najpierw musi to zrobić. Przed nami dwa duże kroki do zrobienia. Najpierw gramy ze Szkocją, która na pewno będzie bardzo zdeterminowana, bo żeby mieć szansę na cokolwiek, musi z nami wygrać.

Jakiego scenariusza w tym meczu Pan się spodziewa?
Scenariusze mogą być różne. Pewnie im dłużej nie będziemy tracić bramki, tym będzie łatwiej ich skontrować, bo będą musieli się otworzyć. Mamy jednak sztab, który zajmie się taktyką na dwa najbliższe mecze. Ja mogę dodać tylko szczerze, że jeśli w takiej sytuacji, jaka jest w grupie, nie zakwalifikujemy się na Euro, to uznam to za wielką porażkę naszej piłki. Musimy sobie poradzić z presją i postawić kropkę nad „i”.

Pan jeszcze przed startem tych eliminacji mówił, że Polska powinna zakwalifikować się na Euro. To był urzędowy optymizm, wiara w tę drużynę, czy analiza regulaminu eliminacji?
Zostałem prezesem, gdy kończyły się przegrane eliminacje do mistrzostw świata. Trzeba je było jak najszybciej skończyć, żeby zacząć budować coś nowego. Ta drużyna ma swoją fizjonomię, jest autentyczna. Jak popatrzeć, jak graliśmy na mistrzostwach Europy w Polsce, to na środku pomocy mieliśmy Murawskiego, na środku obrony Perquisa, a w ataku młodego Lewandowskiego. Dzisiaj mamy Krychowiaka, Glika i dojrzałego Roberta. Do tego bardzo dobrych bramkarzy, którzy się jeszcze rozwinęli. Jest też trener, który jest Polakiem i który ma znakomity kontakt z piłkarzami. To jest trener z krwi i kości, który zna polską piłkę, ale też naszą rzeczywistość. Ta reprezentacja jest tak stworzona, że wszystko w niej funkcjonuje od A do Z. Piłkarze mogą skoncentrować się tylko na aspekcie sportowym. Do tego doszła eksplozja talentu kilku zawodników, którzy są już dzisiaj na światowym poziomie. Szkoda byłoby, gdyby oni w tej kadrze nie odnieśli sukcesu. Tym bardziej, że tym zawodnikom szalenie zależy, żeby z tą reprezentacją coś osiągnąć.

Zgodzi się Pan z tezą, że siłą tej reprezentacji jest również to, że nasi piłkarze grają dzisiaj w naprawdę dużych klubach? Nawet za pańskich czasów poza Panem i kilkoma wyjątkami tak nie było.
Tak, tylko że za moich czasów poważne europejskie kluby były w Polsce. Dzisiaj rzeczywiście nasi zawodnicy grają w poważnych europejskich klubach, ale powiedzmy sobie szczerze: mój Widzew, Górnik czy Legia niczym nie ustępowały jakością innym europejskim klubom. Jeśli na bok odłożylibyśmy Bayern czy może jeszcze Sevillę, to pozostałe kluby z tamtym Widzewem miałyby wielkie problemy. To jednak były inne czasy. W roku na 365 dni 200 spędzaliśmy razem. Natomiast zgodzę się, że w tej innej, nowej piłce, to że nasi zawodnicy grają w klubach zagranicznych jest wartością dodatkową tej reprezentacji. Są przyzwyczajeni na co dzień do twardych pojedynków. Są dobrze przygotowani fizycznie. Nie ma tego, co było jeszcze niedawno, że nasi zawodnicy ustępowali fizycznie przeciwnikom. Teraz często jest wprost przeciwnie.

A mentalnie? Dzisiaj nasi kadrowicze nie mają już chyba kompleksów przed teoretycznie silniejszymi rywalami.
Zgadza się. Ta drużyna, jak każda grupa ma swoich przywódców. Jest w niej kręgosłup pozytywnych zawodników. Jest Robert Lewandowski, Grzesiek Krychowiak, Wojtek Szczęsny, Kamil Glik czy Kamil Grosicki. To są piłkarze, którzy ciągną za sobą grupę. Oni optymistycznie patrzą na świat, mają dobre kontrakty. To jest dobry czas w ich życiu. A do tego jest trener, który stworzył znakomitą atmosferę, ma swoją wizję i wszystko na razie funkcjonuje bez zarzutu.

Adam Nawałka to był pański autorski pomysł?
Wszyscy dziennikarze podpowiadali mi, że powinienem sobie kupić spokój i zatrudnić zagranicznego trenera. Ja jednak, żeby zrobić to, co mi podpowiadają dziennikarze, musiałbym być na 200 procent przekonany, że to jest dobre. Tymczasem najczęściej jest tak, że na 200 procent to jestem przekonany, że te podpowiedzi to jest głupota i trzeba zrobić inaczej. Mogliśmy zatrudnić zagranicznego trenera, mogliśmy zrobić super konferencję, show, wydać na niego kupę kasy, a po dwóch latach okazałoby się, że nie zagramy na Euro. Ja tymczasem, gdy zostałem prezesem PZPN, powiedziałem, że chcemy jechać do Francji i chciałem tego słowa dotrzymać. Dlatego zdecydowałem się postawić na trenera, którego znam, który identyfikuje się w pełni z polską piłką. Proszę nie zapominać, że nawet w najlepszych czasach Leo Beenhakkera to była bardziej kadra PZPN niż Polski. Dzisiaj nie ma żadnych afer, niedomówień. A jeśli chodzi o Adama, to tak, to był mój pomysł. Nikt mi nie podpowiadał tej kandydatury. Nawet się dziwiłem, że na giełdzie przed wyborem nowego selekcjonera jego nazwisko nie funkcjonowało. Nie mogło jednak funkcjonować, bo Adam to jest człowiek solidny, spokojny, pracowity, szczery, wymagający, a co najważniejsze szczelny. Nawałka nie jest typem trenera, który potrzebuje tuby medialnej czy działania popleczników.

Wiadomo, że Adam Nawałka jest bardzo wymagający, również od swoich współpracowników. Jest trudny we współpracy?
Trudno mi powiedzieć, jaki jest we współpracy ze swoim sztabem, natomiast my znamy się ponad 30 lat i nie mam z nim żadnych problemów. Pewnie inaczej wygląda jego zależność z podwładnymi. Ja akurat jestem w tej sytuacji, że to ja mam nad nim pieczę. Nasza współpraca układa się wzorowo. Spokojnie rozmawiamy, mamy do siebie pełne zaufanie. Oczywiście czasami trudno jest go do czegoś przekonać, bo Adam bywa uparty, ale to jest jego duży plus. Żeby jednak była jasność, jeśli chodzi o obszar sportowy ma pełną decyzyjność.

Sztab Adama Nawałki jest w części krakowski. To była w pełni jego autorska koncepcja?
Jak się bierze trenera reprezentacji, to musi sobie dobrze dobrać sztab. I musi to zrobić sam. W klubach czasami tak to funkcjonuje, że zatrudnia się pierwszego trenera, ale drugi to już jest miejscowy, żeby prezes czy właściciel miał swoje ucho w szatni. W przypadku sztabu Adama Nawałki na początku miałem wielu podpowiadaczy, którzy różne rzeczy mówili. Słyszałem np. jak Tkocz może być trenerem bramkarzy, czy Zając asystentem? Jak oni mogą pracować z kadrowiczami, skoro sami w wielkiej piłce nie zaistnieli? Tacy ludzie nie rozumieją, że autorytetu nie zdobywa się przez swoje CV, a przez codzienną, ciężką pracę. Dzisiaj i Zając i Tkocz i pozostali członkowie sztabu świetnie się w nim odnajdują. Szefem tej „bandy” jest Adam i ma to wszystko bardzo dobrze poukładane. Każdy ma swoją rolę i to mi się na razie podoba. Mówię „na razie”, bo ciągle pamiętam o tym, że celu, jakim jest wyjazd do Francji jeszcze nie zrealizowaliśmy.

Sam Pan jednak powiedział, że nie wyobraża sobie, żeby na tej ostatniej prostej nasza reprezentacja się przewróciła. Załóżmy, że wszystko skończy się dobrze. Myśli Pan już o tym, co „biało-czerwoni” mogą osiągnąć nad Sekwaną?
Nie chcę żebyśmy jechali do Francji tylko po to, żeby odfajkować kolejną imprezę i zagrać jak się to mówi mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. Chcę, żebyśmy wyszli z grupy. Na ten temat jednak tyle, bo nie mam syndromu spadochroniarza...

To znaczy?
Spadochroniarzowi powiedzieli w czasie wojny, że jak będzie skakał, to tam, gdzie wyląduje będzie stał rower. I tak leci ten biedny spadochroniarz, spadochron się nie otwiera, a on sobie myśli, pal licho spadochron, ważne, żeby rower stał. I to trochę przypomina naszą sytuację, bo rozmawiamy, o tym, co chcielibyśmy osiągnąć we Francji, a jeszcze nie wywalczyliśmy awansu na Euro. Jestem człowiekiem ambitnym. Półtora roku temu powiedziałem, że ta drużyna ma duży potencjał, który trzeba tylko wydobyć. To powoli następuje. Jeśli natomiast rzeczywiście awansujemy na Euro, to przy takim regulaminie, jaki tam będzie obowiązywał, że wychodzą po dwie najlepsze drużyny z grupy plus cztery najlepsze trzecie, trudno stawiać inny cel przed drużyną niż awans do dalszej fazy turnieju.

Pan też ma takie wrażenie, że ta drużyna pod względem czysto piłkarskim robi postęp?
Mam, a przy tym jest jeszcze jeden aspekt, o którym nikt nie mówi, że do tej drużyny wchodzi coraz więcej młodych zawodników. W tym zespole Milik ma swoją określoną pozycję, której musi bronić. Jest Linetty, który jeszcze dużo tej drużynie nie dał, bo ciągle ma problemy zdrowotne, ale jestem pewien, że w końcu da. Jest Zieliński, który ciągle może urosnąć. Pojawił się też Kapustka. Proszę zauważyć, że np. Szwedzi zdobyli mistrzostwo Europy U-21, mogą teraz nie pojechać na Euro 2016, a z tamtej młodej drużyny nie wprowadzili do pierwszej reprezentacji ani jednego piłkarza. My byliśmy trzy minuty od finałów młodzieżowych mistrzostw Europy, ale naszej reprezentacji ta drużyna dała kilku piłkarzy. Nasza koncepcja jest prosta. Nie napinamy się na wielkie sukcesy w młodzieżowej piłce, bo ona ma przede wszystkim służyć dorosłej kadrze. Zresztą ciągle jest paru młodych chłopaków, którzy wkrótce do tej reprezentacji mogą się pchać. Mamy np. Dawidowicza, o którym mało się jeszcze mówi, bo nie gra w pierwszej drużynie Benfiki. Ale jak tam zacznie grać, to szybko do reprezentacji trafi. To jest szalenie utalentowany środkowy obrońca. Mamy Kędziorę, mamy kilku innych. Adam Nawałka to wszystko monitoruje. Jak czasami przyjdzie do mnie i zaczyna mówić o tych młodych chłopakach, to aż widać błysk w jego oczach. Potrzeba tylko spokojnie ich wprowadzać.

Czyli dialog między prezesem i selekcjonerem w sprawach kadrowych jest?
Oczywiście. Rozmawiać trzeba zawsze, ale to trener ma pełną autonomię. Źle dzieje się wtedy, gdy trener robi wszystko sam, z nikim nie rozmawia. My z Adamem dyskutujemy o wszystkim, a i tak ostateczna decyzja należy do niego, bo za to jest odpowiedzialny. Im jednak więcej wymieni się poglądów, tym później trenerowi łatwiej jest podejmować decyzję.

Chciałem Pana zapytać o krakowskich piłkarzy w tej kadrze. Ostatnio zadebiutował w reprezentacji Bartosz Kapustka.
Zadebiutował, tylko, żebyście teraz mu krzywdy nie zrobili. To jest bardzo fajny chłopak, który ma jedną naturalną rzecz – jest fizycznie przygotowany do wielkiej piłki. Jest szczupły, ma silne nogi, jak mówi Adam Nawałka, ma dobrą lokomocję. Dajmy mu tylko rok czasu, żeby spokojnie mógł dojrzeć. Nie starajmy się obarczać go wielką odpowiedzialnością, bo to jest młody chłopak i może sobie z nadmierną presją po prostu nie poradzić. Na razie wprowadził się dobrze do reprezentacji. Chłopaki go lubią. Pewnie jeszcze parę razy wróci do drużyny U-21, żeby nabrał odpowiedniego doświadczenia, ale to bardzo pozytywny młody chłopak. Ja lubię jak młodzież się rozpycha, walczy o swoje miejsce.

Najwięcej tzw. „hejtu” w tej reprezentacji zbiera natomiast Krzysztof Mączyński. Jego rolę w reprezentacji krytykuje wielu dziennikarzy, również spora część kibiców. A Pan jak ocenią „Mąkę”?
W każdej drużynie jest ktoś, kogo wszyscy lubią i ktoś o kim mówi się, że nie pasuje. Piłka nożna to jest prosta gra, wszyscy mają swoje zdanie na jej temat, ale to nie znaczy, że wszyscy się na niej znają. Mączyński dopóki nie znajdzie się lepszy piłkarz na pozycję numer osiem, to będzie grał. A na dzisiaj lepszego zawodnika nie ma. Krzysiek ma dobrą wydolność, jest wybiegany, taktycznie pasuje trenerowi. W naszej kadrze on jest bardzo ważnym elementem. Jest pełnoprawnym członkiem tej drużyny, strzelił bramkę w eliminacjach, walczy, pracuje, biega, a to co mówią inni, to... No cóż, trzeba wpuścić lewym uchem i wypuścić prawym.

Prócz tego, że reprezentacja gra dobrze, że jest wokół niej pozytywny klimat z czego jest Pan najbardziej zadowolony po dotychczasowym okresie swojej prezesury?
Reprezentacja to jest wisienka na torcie, ale to co jest najważniejsze w polskiej piłce nożnej, to że cały tort się zmienił. Jak ktoś tego nie widzi, to jego problem. Jak np. słyszę, że Centralna Liga Juniorów to jest to samo, co Młoda Ekstraklasa, to mogę się tylko uśmiechnąć. Poza tym mogę wyliczać. Jak przychodziliśmy do PZPN to był inny system licencyjny, kluby opłacały sędziów, był inny system prowadzenia młodzieżowych reprezentacji, inna była Szkoła Trenerów. Odciążyliśmy kluby od opłat sędziowskich na szczeblu centralnym. Przywróciliśmy rangę rozgrywkom o Puchar Polski. Ten niesamowity finał na Stadionie Narodowym, o którym już marzą wszystkie polskie kluby... Finał poprzedza wielkie święto polskich dzieciaków, czyli finał Turnieju z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku .Zmieniliśmy też wizerunek związku. Jak kiedyś człowiek klikał na stronę www.pzpn.pl, to pojawiała się jedynie niebieska plansza. Dzisiaj nasza strona notuje ponad cztery miliony wejść na miesiąc, bo coś się na niej dzieje, choćby w związku z programem „Łączy nas piłka”. Obudowaliśmy to w taki sposób, żeby ludzie widzieli, co się dzieje w związku, w poszczególnych reprezentacjach. Przecież my nawet mecze transmitujemy naszych młodzieżowych drużyn. Idziemy do przodu, a że świat się dzieli na tych, którzy lubią zmiany i takich, którzy ich nie akceptują, to się tym nie przejmujemy.

Dla Pana potwierdzeniem tego, że wasze działania są akceptowane, jest reakcja kibiców? Cieszy się Pan choćby, że ulubioną piosenkę polskich piłkarskich fanów jakby rzadziej słychać na stadionach...?
Ta piosenka to ma przede wszystkim bardzo przyjemną melodię... Fakt, że kiedyś kibice śpiewali ją, żeby dać wyraz dezaprobaty temu, co dzieje się w polskiej piłce. Takim rzeczom jak ściąganie orzełka z koszulek, itp., itd. Dzisiaj śpiewają ją natomiast głównie wtedy, gdy sędzia się pomyli.

Jeśli pojawiają się pod Pańskim adresem jakieś zarzuty, to one płyną głównie z tzw. terenu. Jak Pan na to reaguje?
A konkretnie, jakie to zarzuty?

Np. prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej Ryszard Niemiec podnosił, że marginalizuje Pan regionalne związki.
To proszę zapytać pana Ryszarda na czym polega ta marginalizacja? Daliśmy dwa razy więcej pieniędzy związkom na szkolenie. Podnieśliśmy wszystkie systemy szkolenia trenerów. Doprowadziliśmy do tego, że na terenie każdego województwa grupy dzieci od 8 do 12 lat mogą trenować na najlepszych naszych programach szkoleniowych za darmo. Dajemy więcej pieniędzy na rozwój bazy informatycznej każdego wojewódzkiego związku. Wszystkie wyniki rozgrywek można znaleźć na naszej stronie. Można krytykować, tylko trzeba pamiętać o tym, że nie jest problemem PZPN, kto rządzi na terenie danego województwa. W każdym regionie rządzi prezes związku regionalnego. Jeśli taki prezes ma jakieś problemy, to może się do nas zwrócić o pomoc. Nie jesteśmy natomiast od tego, żeby rozwiązywać problemy np. podokręgów, czy zajmować się takimi sprawami, jak spadki i awanse z V do IV ligi. Krytykę przyjmuję z pokorą, ale lubię konkrety. Mogę zapewnić, że PZPN nie będzie wtrącał się w funkcjonowanie związków regionalnych. Wracając do Ryszarda Niemca, to nie było nigdy między nami wojny, nie miałem z nim nigdy problemów. Jakaś nieufność mogła wziąć się natomiast ze strony Krakowa, czy Małopolski stąd, że ten region nie głosował akurat na Bońka. Więc jak wygrałem wybory, to byli rozczarowani i patrzyli na mnie krytycznie. Mój topór wojenny z Krakowem wyglądał jednak tak, że od razu dałem tutaj kadrę U-21. Teraz zresztą nasza współpraca układa się bardzo dobrze, choć Kraków, jak to Kraków, zawsze lubi być trochę na kontrze...

Potrzebne było zamieszanie w sprawie przyznania Krakowowi organizacji młodzieżowych mistrzostw Europy w 2017 roku?
Kraków trochę przysnął. Skoro nic nie robił w tej sprawie, to wydawało nam się, że nie jest zainteresowany organizacją meczów na tej imprezie. Później gdy okazało się, że jest sześć miast, to pojawiło się pytanie z Krakowa, dlaczego nie my? Udało nam się coś dla Krakowa wynegocjować i mistrzostwa pod Wawelem będą. To chyba też świadczy o tym, że z nikim topora wojennego nie wykopuję. Nie mam na to czasu.

Stawiając kropkę na „i” w naszej rozmowie – będzie Pan kandydował na następną kadencję?
W ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Za nami trzy czwarte drogi, ale musimy jeszcze kilka ważnych projektów zakończyć. Najważniejsza jest reprezentacja, a ja jako prezes PZPN muszę mieć satysfakcję z tego, co robię. Mam ją jeśli chodzi o zarządzanie, organizację czy jak zmienia się polska piłka. To jest dla mnie ważne. Satysfakcja jest ważna, bo czasami spotykam się z prezesem federacji hiszpańskiej i mówię do niego, że czy on stoi, czy leży, to i tak ma same sukcesy. Dzisiaj nie tylko ja, ale cały PZPN ma satysfakcję ze zmian organizacyjnych, ale chciałby ją również mieć z wyników reprezentacji.

No to chyba ona jest, skoro ta kadra pierwszy raz w historii ograła Niemców, mistrzów świata?
Jestem takim człowiekiem, który nie lubi wygrywać bitew, jeśli nie przynoszą one zwycięskiej wojny. W naszej historii kilka takich bitew wygraliśmy, ale wojny przegrywaliśmy. W Warszawie wygraliśmy 11 października 2014 historyczną bitwę, ale pełnia satysfakcji będzie dopiero wtedy, gdy wygramy wojnę o Euro 2016. A do tego potrzeba jeszcze trochę cierpliwości i czasu.

***

Zbigniew Boniek ma 59 lat. Jest byłym znakomitym piłkarzem, który z reprezentacją Polski wywalczył m.in. trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Hiszpanii w 1982 roku. Zagrał w trzech mundialach. Prócz Hiszpanii również w Argentynie w 1978 roku i w Meksyku w 1986. Sukcesy odnosił również w piłce klubowej. Był jednym z piłkarzy wielkiego Widzewa Łódź na początku lat 80. Po transferze do Juventusu Turyn zdobył z tym klubem m.in. Puchar Zdobywców Pucharów (1984), Superpuchar Europy (1984) i Puchar Europy (1985). We Włoszech grał również w Romie. Po zakończeniu kariery piłkarskiej był trenerem, który m.in. przez kilka miesięcy w 2002 roku prowadził reprezentację Polski. W 2012 roku został prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska