Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd w Krakowie skazał moje pszczoły. Na śmierć

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Mieczysław Jamróz i jego ule. - Nie wiem, skąd w sąsiadach tyle zawziętości. Mam 82 lata i nie mam następcy. Jednego dnia się nie obudzę i moje pszczoły i tak przecież wymrą - tłumaczy
Mieczysław Jamróz i jego ule. - Nie wiem, skąd w sąsiadach tyle zawziętości. Mam 82 lata i nie mam następcy. Jednego dnia się nie obudzę i moje pszczoły i tak przecież wymrą - tłumaczy fot. Andrzej Banaś
Einstein obliczył: jeśli pszczoły wyginą, ludzkości pozostaną cztery lata. Sąd krakowski chyba tego nie rozumie - nakazał pszczelarzowi spod Wadowic pozbycie się uli. Dlaczego? Bo zaburzają spokój okolicznych letników - pisze Maria Mazurek.

W wyroku krakowskiego sądu, w składzie Agnieszka Cholewa-Kuchta i Grzegorz Buła, czytamy, co następuje: „Zbytnie zagęszczenie pasiek znacząco wpływa na zachowanie się pszczół, a takie zjawisko może stanowić zagrożenie dla mieszkańców oraz dla ich zwierząt, budząc w nich strach i niepokój”. A więc, by mieszkańców i i ich zwierząt nie niepokoić, sędziowie ostatniego dnia czerwca orzekli: Mieczysław Jamróz ma zmniejszyć swoją pasiekę w Jaszczurowej, powiat wadowicki, z 29 do sześciu uli.

Mieczysław Jamróz, lat 82, stoi więc z wyrokiem sądu przy swoich ukochanych pszczołach i ulach, którymi zajmuje się od 65 lat. Wysoki, postawny, elegancki, włosy siwe i gęste, widać wciąż na jego strapionej twarzy blask dawnej urody. Tylko gorzko się uśmiecha, gdy mówię: kobiety kiedyś musiały za panem szaleć.

Oprócz wyroku sądu trzyma w swoich spracowanych rękach i inne papiery: wycinki z gazet na swój temat, zaświadczenia od Greenpeace i od związku pszczelarzy. Wszyscy zrozumieć nie mogą tego absurdalnego wyroku sądu, który skazuje jego pszczoły na okrutną śmierć. I tak Mieczysław Jamróz, choć satysfakcja wątpliwa, stał się najsławniejszym pszczelarzem w kraju.

Bez pszczół nie ma przyszłości

Żeby zrozumieć ten absurd, rzuca Jamróz, musimy najpierw skupić się na pszczołach, nie na nim. Otóż pszczoły dają miód, który pomaga na wszelakie dolegliwości: miażdżycę, infekcje, astmę, problemy z wątrobą, nerkami i schorzenia jeszcze bardziej prozaiczne, związane z trawieniem oraz z przedawkowaniem alkoholu. Nawet ostatnio zaleca się, żeby dla zdrowotności - miód, zamiast jeść, umieszczać pod język, tak jak leki na zawał. Miód bowiem, złożony z nektaru kwiatowego lub spadzi przetrawionych przez pszczele enzymy, nadaje się do tego, by w czystej postaci trafić do krwiobiegu. Bez trawienia nawet. Jamróz wie, co mówi, bo jest mistrzem pszczelarskim i specjalistą od chorób pszczelich, co stwierdził Instytut Weterynaryjny.

Ale nie o miód nawet chodzi w tych pszczelich dobrodziejstwach. Znacznie ważniejsze jest, że pszczoły zapylają rośliny. 87 proc. z nich, tak się szacuje, nie mogłoby się rozmnażać, gdyby nie aktywność pszczół, które wraz z nektarem zbierają i przenoszą kwiatowe pyłki. To proste, mówi Jamróz, że bez pszczół nie byłoby kwiatów, a bez kwiatów nie byłoby i innego życia. Albert Einstein obliczył kiedyś, że wraz ze śmiercią ostatniej pszczoły, ludzkości pozostałyby tylko cztery lata życia.

Badania najnowsze potwierdzają słowa wybitnego naukowca i decydenci z różnych krajów oraz z Unii Europejskiej zdają się konieczność ochrony pszczół rozumieć. Więc działają na różne sposoby: dotacje, wsparcie dla pszczelarzy, programy zachęcające do hodowli pszczół. W centrach wielkich miast, nawet w Warszawie pod Sejmem, stawia się niewielkie pasieki, żeby ludzkość ratować.

Ale do Krakowa ta wiedza, rzuca ironicznie Jamróz, jakoś chyba nie dotarła. Letników przyjeżdżających ze stolicy Małopolski niepokoiły pszczoły, zaś krakowski sąd zaniepokoił los letników.

Jaszczurowa, punkt zapalny

Patrząc po Jaszczurowej, trudno się dziwić letnikom, że akurat te strony wybrali na swój wakacyjny wypoczynek: krajobraz poszarpany pagórkami, rzeczki, lasy, dużo zieleni. Kilka kilometrów od zapory w Świnnej Porębie znaleźli swoje miejsce na relaks, pobudowali tu piękne domy sezonowe i zjeżdżają na kilka upalnych miesięcy, by złapać oddech od miasta. Byłaby istna sielanka, gdyby nie te brzęczące po okolicy pszczoły (albo osy, bo kto by to rozpoznał).

Co do związków Mieczysława Jamroza z Jaszczurową, to tu jest jego ojcowizna. Tu się urodził, w roku 1933. Od dziecka lubił zwierzęta: hodował gołębie, pomagał rodzicom w pracy na roli. Pamięta, jak w czasach wojny do jego domu wtargnęli hitlerowcy. Rodzina uniknęła śmierci, bo Niemcy zobaczyli, jak karmią zwierzęta gospodarskie. - Wiedzieli stąd, że nie jesteśmy żadni partyzanci. I podarowali nam życie. Ci sami Niemcy potem zabili we wsi innych ludzi - opowiada Jamróz. I dodaje: nawet hitlerowcy, najgorsi zbrodniarze ze wszystkich, mieli jakiś szacunek do zwierząt. A nasza władza nie ma.

Cztery powody pszczelarza

Pasiek wówczas, w czasach młodości Jamroza, było w Jaszczurowej wyjątkowo dużo. Jedna z nich należała do jego ulubionego nauczyciela. Kiedyś ten nauczyciel spotkał przy mostku, w dniu wolnym od szkoły, młodego Mieczysława. Poprosił o jakąś pomoc przy pasiece. Jamróz tak się w to wciągnął, że od swojego nauczyciela odkupił pierwszy w życiu ul. I tak zaczęła się jego przygoda z pszczołami. To było 65 lat temu.

- Chwyciło mnie w te pszczoły - opowiada Jamróz, a na to wspomnienie w jego oczach, po raz pierwszy od początku rozmowy, zaczynają się świecić radosne iskierki. - Co Pana tak chwyciło, konkretniej? - dopytuję. Mieczysław Jamróz zaczyna więc wyliczać.

Po pierwsze, to ma osobowość indywidualisty i zawsze lubił rzeczy nieprzeciętne. Budował swój świat, w który może uciec, odskocznię niedostępną dla innych. I od lat ucieka od zmartwień codzienności właśnie do swoich pszczół. Nie był nigdy na wakacjach, nie miał czasu na różne fanaberie. Pszczoły są i były jego jedyną pasją.

Po drugie, urzekł go zapach miodu i wosku. Jedyny taki na świecie, dla Jamroza najpiękniejszy. Mężczyzna, zatrzymując się przy tym wątku, znika na chwilę i przynosi ze swojej blaszanej daczy duże kawałki pomarańczowego wosku i mówi: niechże pani sama powącha.

Po trzecie, to miód, owoc pracy pszczół i pszczelarza, potrafi zdziałać cuda. On, jako specjalista od chorób pszczelich, wie, że pszczoły muszą być całkowicie zdrowe i (broń Boże) niekarmione antybiotykami, by miód był taki, jak należy. I ma Jamróz taką teorię, dotyczącą jego własnej osoby: to dzięki pokarmowi od pszczół dożył do tego wieku we względnym zdrowiu. I, co tu dużo mówić, jego wygląd, znacznie młodszy niż wskazywałaby metryka, to też zasługa wysokiej jakości miodu.

Po czwarte wreszcie, trudno nie zakochać się w pszczołach, gdy choć trochę pozna się ich strukturę społeczną. W ulu jest jak w dobrze zorganizowanej, dużej rodzinie, takiej jak niegdyś były na wsiach: każdy ma tu swoją funkcję i pracę do wykonania, w zależności od swojego wieku, płci i możliwości fizycznych. I tak mamy królową - monarchinię i matkę wszystkich pszczół w rodzinie, mamy męskie trutnie żyjące krótko - tylko po to, by ją zapłodnić, mamy trutówki, które składają jaja, robotnice, które znoszą nektar i pszczoły-szpiegów odpowiadające za bezpieczeństwo. O tej genialnej strukturze społecznej pszczół Jamróz mógłby opowiadać godzinami, mówiąc zaś w skrócie: to tematyka fascynująca, a z tej fascynacji jako młody chłopak założył pasiekę.

Już raz ustąpił. Dla dobra innych

Potem dojrzał, założył rodzinę i przeniósł się do oddalonego o kilka kilometrów Mucharza, gdzie też miał pasiekę. Poza tym pracował w zakładach tekstylnych, jako kierownik zmiany. Nawet 100, 150 ludzi na jednej takiej zmianie miał pod sobą. Jak potrafi się pasieką zarządzać, to i z ludźmi jest łatwiej.

Osiem lat temu jego spokój został zburzony przez budowę zapory w Świnnej Porębie. Przyszli urzędnicy i powiedzieli: „Panie, musisz oddać swoją ziemię pod budowę. To są sprawy nadrzędne, chodzi o dobro innych. Musi się pan zgodzić, bo w przeciwnym razie Kraków, w czasie zagrożenia powodziowego, będzie zalewać”. - Nie było dyskusji. Potem by mówili, że rolnik z wioski nie chce oddać ziemi pod budowę - wspomina Jamróz.

Przeniósł więc swoją pasiekę na ojcowiznę, do Jaszczurowej, a swoją ziemię w Mucharzu oddał. Jak mówi, żeby ratować Kraków przed zalaniem. A zamiast tego, dodaje w jeszcze dobitniejszych słowach, jego zalewa. Krew płynąca wprost z Krakowa.

Bo w międzyczasie Jaszczurowa bardzo się zmieniła. Bogaci ludzie z Krakowa pobudowali tam swoje domy letniskowe. Wśród nich: nauczyciele akademiccy, policjanci, wysocy urzędnicy. Od początku nie podobał im się ten przyjazd Jamroza w sąsiedztwo ich letnich rezydencji.

Na początku blokowali drogę. Nawet po wyroku sądu, który mówił wprost, że muszą umożliwić Jamrozowi dojazd na działkę, nie ustąpili. W końcu z blokadą drogi dali spokój, ale za to założyli sprawę w sądzie, żeby starszy mężczyzna zlikwidował swoją pasiekę. Dostarczyli papiery, że niektórzy są uczuleni na jad pszczeli, złożyli zeznania, że nie po to budowali tam domy, by w ich sąsiedztwie latały pszczoły.

Prędzej zagazują mnie

W zeszłym roku, po kilku latach procesu, Sąd Rejonowy w Wadowicach oddalił całkowicie ich powództwo, argumentując, że pszczoły hodowane przez Jamroza należą do rasy łagodnej, nienastawionej na agresję, a „lokalizacja i organizacja pasieki w myśl stosowanego w Polsce prawa zwyczajowego jest prawidłowa” (owo prawo zwyczajowe mówi, że pasieki od zabudowań mieszkalnych powinna dzielić odległość co najmniej 10 metrów, tymczasem najbliższy sąsiad Jamroza jest od niej oddalony o 70 metrów).

Letnicy jednak się nie poddali i odwołali się do sądu drugiej instancji, tym razem - krakowskiego. Ten uznał, że „częściowo” mają rację, więc Jamróz ma zmniejszyć liczbę uli z 29 do 6 (czemu akurat do sześciu, skąd ta liczba? - dopytuje się Jamróz). Oprócz tego sąd „nakazuje ściągnąć od pozwanego, Mieczysława Jamroza, na rzecz Skarbu Państwa (...) kwotę 1967,05 zł”.

Ten wyrok, tłumaczy Jamróz, dla jego pszczół jest po prostu wyrokiem śmierci. Mężczyzna nie ma gdzie przenieść pasieki, więc musiałby owady po prostu zagazować. O niet, niet, mówi stanowczo, prawie krzycząc. Patrzy na swoje ule i dodaje: będę walczyć, choćby mieli zagazować mnie.

I mówi jeszcze jedno: Ja się nawet ludziom nie dziwię, bo taka jest ludzka mentalność. Dziwię się władzy. Ta sama władza walczy o przetrwanie pszczół i skazuje je na śmierć. Gdzie tu logika, na Boga?

Symbioza pszczół i pszczelarza

Chcielibyśmy porozmawiać z letnikami, ale wraz z pierwszymi jesiennymi deszczami wrócili do miasta. Ich wakacyjne, śliczne domki znów stoją puste. A Jamróz mówi: Nie wiem, jak to będzie. Nie ma pszczół bez pszczelarza i pszczelarza bez pszczół.

***

Wiele osób poparło pszczelarza z Jaszczurowej
Pszczół broni między innymi Greenpeace Polska, który zresztą prowadzi kampanię na rzecz ochrony pszczół. Również Wojewódzki Związek Pszczelarzy w Krakowie wspiera Jamroza, tłumacząc, że „wyrok sądu jest dla nich całkowicie niezrozumiały”. Kasację wyroku może przeprowadzić tylko prokurator generalny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska