Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Idę przez życie nie widząc. Niezwykła historia studenta AGH-u

Maria Mazurek
Marcin Ryszka mówi, że to sport nauczył go wytrwałości. Jak upada, to po prostu wstaje i idzie dalej.
Marcin Ryszka mówi, że to sport nauczył go wytrwałości. Jak upada, to po prostu wstaje i idzie dalej. fot. Anna Kaczmarz
Nie chcę nikomu udowadniać, że potrafię żyć normalnie. Po prostu wolę robić swoje i cieszyć się z życia na tyle, na ile mogę - mówi Marcin Ryszka, niewidomy student zarządzania na AGH i pływak, medalista mistrzostw świata i uczestnik paraolimpiad. Marii Mazurek opowiada o tym, jak uczy się, pływa, robi zakupy czy podróżuje.

Z Marcinem umawiam się w akademiku, w którym mieszka w Krakowie. Po drodze gubię się, więc odruchowo dzwonię do niego i pytam, jak jechać. - Miniesz duży akademik i skręcisz w prawo. Będę kilkadziesiąt metrów dalej - tłumaczy. Dopiero potem uzmysławiam sobie, że pytam o drogę osobę, która nic nie widzi od czwartego roku życia.

- I dobrze. Nie uważam, że z osobami niepełnosprawnymi powinno się cackać, traktować je inaczej, ulgowo - oświadcza, otwierając drzwi i przepuszczając mnie w nich. Fajny, przystojny, pogodny chłopak.

Wiem, jak wygląda trawa
Jego wada nie jest wrodzona. Był całkiem zdrowym dzieckiem, mieszkał w rodzinnych Czechowicach-Dziedzicach.
Kiedy miał cztery lata, zachorował na raka siatkówki. Rodzice musieli podjąć decyzję o usunięciu gałek ocznych. Wtedy, 19 lat temu, nie było innej możliwości. Musieli skazać dziecko na ślepotę, aby ratować jego życie. Dziś medycyna daje już inne szanse. Wzrok dzieci z tym rodzajem nowotworu da się uratować.

Marcin mówi, że jest mu prościej niż gdyby nie widział od urodzenia. - Wiem przynajmniej, jak wygląda stół, trawa, kot, pies. Znam kolory. Dzięki temu jest mi łatwiej pewne rzeczy sobie wyobrazić. To ułatwia mi przemieszczanie się, codzienne życie - tłumaczy Marcin.

Jego rodzice, podkreśla Marcin, są mądrymi ludźmi. Wychowywali go bez taryfy ulgowej, bez użalania się nad nim, przymykania oczu na jego błędy. Jak coś przeskrobał, był rozliczany tak samo jak dwaj jego bracia. Razem jeździli na zakupy, pomagali rodzicom. - Jestem im za to wdzięczny. Dzięki temu wyrosłem na samodzielnego, normalnego człowieka.

Bałem się wody
Kiedy miał siedem lat, przeniósł się do Krakowa, na Tyniecką, do szkoły dla niewidomych i słabowidzących. Przeprowadzka do innego miasta, rozłąka z rodziną, internat. Kolejna szkoła życia.

Tam też zaczęła się jego przygoda z pływaniem. - Mieliśmy obowiązkowe zajęcia na basenie. Początki nie były łatwe. Strasznie bałem się wody i wszedłem do niej jako ostatni w klasie - wspomina ze śmiechem. Ale potem okazało się, że ma dryg do pływania. Robił to coraz lepiej. W gimnazjum zaczęły się treningi, zgrupowania kadry Polski. No i wyjazdy. Był już na olimpiadzie w Pekinie i Londynie, Mistrzostwach Świata w Rio de Janeiro, Rejkiawiku, Turcji, Holandii czy na Teneryfie. Często wraca z nich z medalami.

Chcę iść na mecz, to idę
Podróżuje głównie "zawodowo", aby pływać, ale też - prywatnie. - Wiadomo, że nie jestem w stanie wyciągnąć z tego podróżowania tyle, ile zdrowi ludzie. Stałem przy murze chińskim i pod słynnym pomnikiem Chrystusa w brazylijskim Rio. Na pewno dla osób, które to widzą, znają te miejsca ze zdjęć, z telewizji, to jest większe przeżycie. Ale przecież wzrok to niejedyny zmysł. W odległych krajach jest też inny klimat, wilgotność, język, inne zapachy i jedzenie. Podróżować można też innymi zmysłami - podkreśla. Poza tym wszystko zależy od towarzystwa.

Marcin uważa, że pod tym względem miał w życiu fart. Zawsze spotykał serdecznych ludzi, z którymi świetnie mu się podróżowało, rozmawiało, bawiło. Wśród swoich znajomych ma zarówno niepełnosprawnych, jak i zdrowych.

- Mam świetnych przyjaciół, którzy nie traktują mnie jak kalekę. Przed którymi nie muszę udowadniać, że nie widząc, można żyć normalnie. Mam ochotę iść do klubu, to idę. Mam ochotę iść do kina, to idę. Chodzę też na mecze, koncerty. Jasne, zdaję sobie sprawę ze swoich ograniczeń. Wiem, że nigdy nie będę miał prawa jazdy czy że niektórych rzeczy nigdy nie przeżyję. Ale to nie znaczy, że to dyskwalifikuje moje życie. Że nie mogę żyć na tyle normalnie, na ile się da - tłumaczy.

Codzienność
A ten normalny dzień Marcina jest też zresztą bardzo pracowity. Pobudka o 5.20, od 5.45 i pierwszy trening na basenie (drugi jest od 17.30 do 20).

Potem zajęcia - studiuje w trybie dziennym zarządzanie. Mimo że ma przyznany indywidualny tok nauki, to nie oznacza, że może sobie coś odpuścić. Chodzi na wykłady, nauczyciele wysyłają mu też materiały, które jego komputer przetwarza na mowę. Z nich się uczy. Alfabetu Braille'a praktycznie nie używa. Mamy XXI wiek, a Marcin jest przecież studentem technicznej uczelni. Komputery dają znacznie lepsze możliwości.

Tak samo telefony. Dzięki specjalnemu programowi nie tylko jest w stanie obsługiwać komórkę i rozmawiać przez nią, ale też pisać i czytać SMS-y. - To czarodziejski program, który mówi, kto do mnie dzwoni i odczytuje wiadomości - pokazuje. Dla Marcina transport to też nie problem. Już w technikum na treningi przejeżdżał przez cały Kraków. Sam jeździ też do domu, do Czechowic-Dziedzic. Kiedy potrzebuje kupić sobie coś do ubrania, po prostu idzie do galerii ze znajomymi. Oni doradzają mu, w czym dobrze wygląda.

Mówią też, która dziewczyna jest ładna. - Wydaje mi się jednak, że potrafię to wyczuć, bo charakter chyba często idzie w parze z wyglądem. Nawet ostatnio byłem ze znajomym w urzędzie i kobieta w okienku niemiło nas potraktowała. Kiedy wyszliśmy, mówię do niego, że pewnie to była jakaś umalowana siksa z tipsami. Kolega zaczął się śmiać, bo faktycznie miałem rację - wspomina Marcin. Zresztą, jak dodaje, dziewczyny, z którymi się spotykał, też zawsze wybierał dobrze. Koledzy mówili: wstydu nie ma.

Jeszcze nie wie, co będzie robił w przyszłości. Może coś zwiazanego z zarządzaniem, bo podoba mu się jego kierunek studiów? Albo jak zakończy karierę pływacką, zostanie w tej branży? Może założy rodzinę?

Pomysłów ma wiele. Jedno wie: chce zostać w Krakowie. - Czuję się tu dobrze. W mniejszych miastach wciąż jest tak, że na ludzi niepełnosprawnych patrzy się inaczej, traktuje ich jak jajko. Tu czuję, że jestem traktowany po prostu normalnie, a tego takim osobom jak ja najbardziej trzeba. Z rozmów ze znajomymi z Hiszpanii czy Kanady wiem, że tam praktycznie nie ma z tym problemu - opowiada.

Bo najbardziej mu się marzy właśnie ta normalność. - Sport nauczył mnie siły i wytrwałości. Tego, że nie ma rzeczy, z którą nie możesz sobie poradzić. Jak upadasz, to po prostu wstajesz i idziesz dalej.

Zobacz zdjęcia obchodów święta 3 maja w Krakowie: 3 maja 2013 | Przed II wojną światową

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska