Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: zwołali akcję w internecie, w realu zostawili bałagan. "Ktoś powinien za to odpowiedzieć"

Marcin Warszawski, Katarzyna Janiszewska
Jeszcze w poniedziałek śmieci po sobotniej imprezie leżały nad zalewem w Zakrzówku
Jeszcze w poniedziałek śmieci po sobotniej imprezie leżały nad zalewem w Zakrzówku Anna Kaczmarz
Po sobotnim "ognisku kwietniowym" na Zakrzówku zostały niesmak, wzajemne pretensje i góry śmieci. W szpitalu pozostał 28-letni uczestnik imprezy, który spadł ze skarpy. Jego urazy wewnętrzne są na tyle poważne, że lekarze utrzymują go w śpiączce farmakologicznej.

Skrzyknęli się na FB i zrobili imprezę na Zakrzówku. Krajobraz po bitwie [ZDJĘCIA INTERNAUTKI]

Tragiczny finał imprezy na Zakrzówku. Młody mężczyzna spadł ze skały

Uczestnicy zwoływali się na tę imprezę poprzez portal Facebook. Policja twierdzi, że przybyło ich 22 tysiące. Oni sami, że najwyżej jedna trzecia tej liczby. Na "ognisko kwietniowe" umawiają się od kilku lat. To jednak było wyjątkowe. Niekoniecznie w pozytywnym sensie tego słowa.

- W sobotnią noc rozpalano ogniska na obszarze najbardziej unikalnym pod względem przyrodniczym. To karygodne - mówi Iga Dudziak ze spółki Kraków City Park, która jest właścicielem części terenu nad zalewem. - Dziś rano teren Zakrzówka wyglądał jak krajobraz po bitwie. Ktoś powinien za to odpowiedzieć.

Przedstawiciele firmy przyznają, że o planowanej imprezie wiedzieli z internetu i powiadomili o tym straż miejską, jednak to co się stało, przerosło jakiekolwiek scenariusze. - Na razie nie złożyliśmy zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Analizujemy, jakie kroki podjąć w całej sprawie - dodaje Dudziak.

Jeden z uczestników imprezy, Filip Buchalski, podkreśla, że trudno tu mówić o organizacji. Nie ma konkretnej osoby odpowiedzialnej za "ognisko", wszystko działo się spontanicznie. - Wydarzenie było zapowiadane na Facebooku od dwóch miesięcy - zauważa Buchalski. - Policja, miasto znały więc datę. Ale ani teraz, ani w poprzednich latach nie dostaliśmy sygnału, że impreza nie powinna się odbywać. Odcinamy się od tego, co stało się na Zakrzówku, nie mieliśmy na to wpływu. Teren "ogniska kwietniowego" to Skałki Twardowskiego, tam się zbieraliśmy.

To, co wydarzyło w nocy z soboty na niedzielę, oburzyło krakowian. Setki rozbitych butelek, porzucone grille, nawet wózki z pobliskiego hipermarketu - to wszystko jeszcze wczoraj zalegało na Zakrzówku. W nocy do szpitala trafił 28-latek, który spadł z 20-metrowej skarpy.

- Nie mam nic przeciwko zabawie młodych ludzi, ale pozostawianie po sobie wysypiska śmieci to skandal - oburza się Jan Wawarzyniak, który trenuje wspinaczkę na Skałkach Twardowskiego.

Uczestnicy "ogniska kwietniowego" sami zdali sobie sprawę, że zasypany śmieciami teren nie stawia ich w dobrym świetle. Na Facebooku mobilizowali się do wspólnego sprzątania. Jednak problemem okazało się nie tyle samo zbieranie odpadów, ile ich wywóz, za który musi zapłacić miasto. - Część Zakrzówka należy do gminy, a na zarządcy nieruchomości ciąży obowiązek utrzymania jej w czystości. Dlatego teren zostanie posprzątany - mówi Filip Szatanik wicedyrektor ds.informacji Urzędu Miasta Krakowa.

Policja podaje, że choć "ognisko kwietniowe" nie było nigdzie oficjalnie zgłoszone, to w teren wysłano stu funkcjonariuszy. Liczbę uczestników zabawy szacuje na 22 tysiące.

- Te dane nie są poparte obliczeniami - uważa Buchalski. - 22 tys. to liczba fanów wydarzenia na Facebooku. A to nie przekłada się na rzeczywistą ilość uczestników. Myślę, że mogło być 5-7 tys. osób - szacuje.

Buchalski deklaruje chęć rozmów z miastem i policją na temat organizacji i zabezpieczenia przyszłorocznej imprezy. - Nasz błąd, że tego nie zgłosiliśmy - przyznaje. - Ale było już kilka edycji i nic złego się nie działo. Poza tym, pewnie i tak nie dostalibyśmy zgody. A ludzie niezależnie od tego, przyszliby.

Szatanik ma wątpliwości, czy miasto zgodziłoby się na "ognisko". - Teren jest tam niezabezpieczony, nieprzygotowany na tego typu imprezy. Nie będziemy przykładać ręki do niebezpiecznych przedsięwzięć. Poza tym, to nie bezpańska ziemia. Trzeba zapytać o zgodę właścicieli.

Władze miasta wielokrotnie starały się ograniczać dostęp do terenów na zalewem. - Ogrodzenia były wielokrotnie niszczone, a siatka przecinana. Obecnie ograniczyliśmy nasze działania do postawienia tablic ostrzegawczych - mówi Michał Pyclik z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska