Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kawalerowie maltańscy z Krakowa. 900 lat historii

Marek Bartosik
Od lewej: Jerzy Meysztowicz, Xawery  hr. Konarski i Jerzy Donimirski
Od lewej: Jerzy Meysztowicz, Xawery hr. Konarski i Jerzy Donimirski Anna Kaczmarz
Korzenie zakonu wywodzą się od szpitalnego bractwa rycerskiego, założonego w Jerozolimie w pierwszej połowie XI w., przez pobożnych włoskich kupców z Amalfii. W pobliżu Grobu Świętego zbudowali oni hospicjum dla pielgrzymów przybywających z Europy. Dziś kawalerowie maltańscy działają charytatywnie w ponad 120 państwach, niosą pomoc ofiarom klęsk żywiołowych i wojennych - pisze Marek Bartosik.

To jedna z najbardziej elitarnych organizacji w Polsce. Nie można się do niej zapisać. Trzeba być zaproszonym, dostać rekomendację czterech członków, diecezjalnego biskupa i spełnić jeszcze wiele innych warunków.

Związek Polskich Kawalerów Maltańskich niedawno, 20 lat po wznowieniu działalności, postanowił radykalnie odmłodzić swoje władze. Przy tej okazji do zarządu weszło trzech krakowian: Jerzy Donimirski - przedsiębiorca, Xawery hr. Konarski - adwokat i wspólnik jednej z najważniejszych w mieście kancelarii prawnych, a także Jerzy Meysztowicz - również biznesmen, pamiętany tu jako polityk Unii Wolności (dzisiaj w PO) i wicewojewoda, krakowski i małopolski.

Odmłodzenie to jednak pojęcie względne. Mowa wszak o organizacji o 900-letniej historii i 800-letniej obecności w Polsce. - Młodzieniaszków do zakonu nie przyjmują - uśmiecha się Jerzy Donimirski, rocznik 1960.

Rycerze joannici

Statutowy wymóg mówi, że kandydat do zakonu musi ukończyć 30 lat. Ponadto trzeba być praktykującym katolikiem, a jeśli pozostaje się w związku małżeńskim, to należy przedstawić dokument o ślubie sakramentalnym.
Kandydat przechodzi jeszcze roczny okres przygotowawczy, podczas którego trzeba m.in. odbyć obowiązkową pielgrzymkę do Lourdes.

Dopiero wtedy zostaje się kawalerem zakonu, można wybrać się do krawca i zamówić sobie cullę, czyli długą czarną szatę z dużym maltańskim krzyżem na piersiach. Jego rysunek świadczy o randze danej osoby w zakonie. Najwyższą mają kardynałowie Macharski i Dziwisz, którzy również należą do zakonu. Maltańskie damy noszą mantyle (odmiana welonu). Dostojnicy na okazje dyplomatyczne i dworskie ubierają szkarłatne, paradne mundury, a także zakładają szable i ostrogi.

Te obyczaje są wynikiem długiej historii zakonu. Najlepiej opisuje ją jego pełna nazwa: Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana, z Jerozolimy, z Rodos i z Malty. Z racji imienia swego patrona przez wieki byli nazywani joannitami.

Zakon powstał podczas pierwszej wyprawy krzyżowej (1096-1099), kiedy uczestniczący w niej kupcy z włoskiego półwyspu wybudowali w Jerozolimie szpital. Istniejące przy nim bractwo przekształciło się w zakon rycerski. W odróżnieniu od Krzyżaków, zakon joannitów miał od początku charakter międzynarodowy i przyjmowano do niego wszystkich szlachetnie urodzonych rycerzy katolickich, bez względu na ich narodowość.

Po klęsce wypraw krzyżowych joannici przenieśli się najpierw na Cypr, potem na Maltę i na Rodos, gdzie stworzyli państwo zakonne z silną flotą. Po przegranej z wojskami Napoleona, a potem opanowaniu przez Brytyjczyków Malty, zakon rozproszył się po Europie, ale przetrwał jako organizacja charytatywna.

Od czasu kiedy papież Paschalis II dokładnie przed 900 laty uznał zakon i nadał mu niezależność od władz świeckich i kościelnych, jest on podmiotem prawa międzynarodowego. Jego obecne rzymskie siedziby mają charakter eksterytorialny, a zakon utrzymuje stosunki dyplomatyczne z ponad stu krajami. Także w Warszawie ma swego ambasadora, a była premier Hanna Suchocka jest naszym ambasadorem nie tylko przy Stolicy Apostolskiej, ale i przy zakonie maltańskim. Zakon ma własne tablice rejestracyjne dla samochodów służbowych z literami SMOM, emituje swoje znaczki pocztowe, a nawet walutę - scudo.
Na całym świecie należy do niego 10 tysięcy osób. 150 z nich to Polacy, z czego jedna czwarta mieszka za granicą, a połowa w Krakowie. Właśnie tu zakon odradzał się po 1989 roku.

Sprawdzamy kandydatów

3 maja Jerzy Meysztowicz (rocznik 1958) i Xawery hr. Konarski (rocznik 1968) jadą do Lourdes. Razem z grupą konfratrów i wolontariuszy, którzy będę pomagali kilkudziesięciu niepełnosprawnym, których tradycyjnie zabierają w tę pielgrzymkę. - Tutaj, w Polsce zajmujemy się tym samym, co zakon maltański robi na całym świecie, a więc działalnością charytatywną, niesieniem pomocy medycznej, prowadzeniem szpitali - tłumaczy były wicewojewoda.

Sam obecnie odpowiada w zarządzie za Maltańską Służbę Medyczną. Zapewnia ona przy pomocy wolontariuszy opiekę medyczną podczas tłumnych uroczystości. W całym kraju dysponuje dziesięcioma znakomicie wyposażonymi karetkami. - Jesteśmy ludźmi, którzy odczuwają potrzebę dzielenia się z innymi tym, co mają. Ale sami nie jesteśmy w stanie sfinansować wszystkich dzieł zakonu. Jednak nasz osobisty przykład i wiarygodność pozwalają przekonać innych do ofiarności - tłumaczy Jerzy Donimirski.

- Jedna trzecia naszego zakonu to osoby, które zostały do niego zaproszone za działalność charytatywną i medyczną. Ich nie obowiązują statutowe wymogi, jakimi ja musiałem sprostać i niepotrzebne są im koligacje - dodaje Meysztowicz. Podobnie jak jego dwaj opisywani tu konfratrzy ma pochodzenie arystokratyczne. Bo zakon trzyma się tradycji rycerskich i szlacheckich.

- Dla mnie konserwatysta to ten, co myśli postępowo, ale pamięta o przeszłości. W zakonie znalazłem się, bo potrzebowałem korzeni, które osadzą mnie w historii. Spotykam tam ludzi, którzy posługują się tymi samymi wartościami i kryteriami co ja - mówi Jerzy Donimirski.

Sam konfratrem jest od 2001 roku. Jego rodzinne związki z maltańczykami są dawne i pośrednie. Na życiową drogę Donimirskiego, z wykształcenia architekta, w czasach PRL opozycjonisty, a od lat człowieka, który gospodaruje odzyskanymi przez rodzinę dobrami i wielką wagę przywiązuje do ochrony dziedzictwa historycznego, bardzo wpłynął jego dziadek, Stefan Stablewski. Ten zaś w młodości był sekretarzem przedwojennego prezydenta zakonu w Polsce, Bogdana hr. Hutten-Czapskiego.

- Sprawdzamy kandydatów do zakonu nawet kilka pokoleń wstecz. Musimy mieć pewność, że są osobami wiarygodnymi. Na tym budujemy prestiż naszego zgromadzenia. Ale potem nasze kontakty nie są zdawkowe. Współpracujemy, znamy swoje rodziny, nasze dzieci się przyjaźnią - opowiada Donimirski.

Szukanie sponsorów

Culle maltańczycy zakładają na czas uroczystości religijnych. Na co dzień zajmują się głównie szukaniem pieniędzy. Jerzy Donimirski od 10 lat organizuje doroczne wieczory maltańskie w krakowskim Starym Teatrze. Przez te lata udało się na nich zebrać łącznie milion złotych. Urządza też maltańskie opłatki (ostatnio już w sześciu miastach), podczas których dzieci z biednych rodzin dostają prezenty ufundowane przez sponsorów.

W wielu miejscach Polski zakon prowadzi centra pomocy, ma szpital w Barczewie, organizuje kolonie i zimowiska dla dzieci. W Krakowie prowadzi duże Maltańskie Centrum Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym i Ich Rodzinom. Jego budynek powstał siedem lat temu na działce przekazanej przez gminę Kraków. Inwestycję wspomógł Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, ale niemało dołożyli sponsorzy. Wśród nich był Romain Zaleski, syn polskich emigrantów, jeden z czterech najbogatszych ludzi we Francji, którego majątek szacowany jest na 11 miliardów euro. W Polsce jest znany jako założyciel Alior Banku.

Zrobić, co tylko się da

Xawery hr. Konarski należy do zakonu maltańskiego od dziesięciu lat. Skończył Uniwersytet Jagielloński, specjalizuje się w zagadnieniach prawnych stosowanych w świecie najnowszych technologii. Jego życie upływa w ciągłych podróżach. A jednak zdecydował się zostać kanclerzem polskich joannitów. Twierdzi, że o jego mocniejszym zaangażowaniu w działalność charytatywną zdecydowały dwie okoliczności.

Po pierwsze, miał pewności, że ludzie, z którymi będzie pracował w zarządzie, gwarantują sobie wzajemne wsparcie, bo przecież są przyjaciółmi, a przynajmniej dobrymi znajomymi. No i wątek drugi, osobisty. Kilka lat temu sam przeżywał poważną chorobę. - Wtedy uświadomiłem sobie, że trzeba robić dla naszej służby zdrowia co tylko się da.

Dzisiaj nadzoruje sprawy prawne zakonu, odpowiada za jego oficjalną korespondencję, która czasem ma charakter dyplomatyczny. Ponadto zakon działa przez cztery fundacje, które mają dziesiątki umów np. z NFZ.

Frontem do młodych

Kanclerz chciałby, aby zakon bardziej otworzył się na ludzi młodych. Jednak nie wyobraża sobie rezygnacji z jego elitarności. - My zajmujemy się formacją naszych członków. Nie tylko religijną, ale i rycerską. Przynależność do niego to duże zobowiązanie. Nie tylko do osobistej ofiarności, ale także przestrzegania rycerskiego etosu w życiu codziennym - mówi adwokat.

Niedawno był w tłumie 5 tysięcy kawalerów maltańskich i ich rodzin, jaki wypełnił Bazylikę św. Piotra w Rzymie. Przyjechali tam, by wziąć udział w uroczystościach 900-lecia wspomnianej decyzji papieża Paschalisa II uznawanej za datę utworzenia zakonu. Na miejscu okazało się, że mszy nie odprawi Benedykt XVI, a kardynał Bertone. Papież spotkał się z maltańczykami po nabożeństwie. Następnego dnia ogłosił swą abdykację.

- Byliśmy bardzo zaskoczeni. Zastanawialiśmy się nawet, czy to nie przez nas, bo może coś narozrabialiśmy... - uśmiecha się Jerzy Meysztowicz.

Ale tak naprawdę joannici mogli z bliska obserwować wydarzenia historyczne. I dla zakonu, i dla Kościoła. Nie po raz pierwszy zresztą. W końcu stoi za nimi 900 lat historii...

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska