Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patriotyczny smrodek nad polskim mięsem

Marek Bartosik
fot. archiwum
Premier Tusk tuż przed świętami wybrał się do Popradu, by wytłumaczyć braciom Słowianom, że żywność "made in Poland" jest okej. To miała być odpowiedź z najwyższego politycznego szczebla na kampanię oczerniania naszych produktów inspirowaną przez słowackie i czeskie rolnicze lobby. A ja tam życzę Słowakom i Czechom powodzenia w tropieniu nadużyć ze strony naszych rolników. Bo nikt inny jakości tego, co także my przetwarzamy w naszych trzewiach, tak naprawdę nie pilnuje.

Można oczywiście założyć, że znalezienie w tym tygodniu przez Czechów w polskiej koninie zakazanych antybiotyków to tylko część wspomnianej nagonki. Pozwalają sobie na nią, bo po tamtej stronie Karpat (i Sudetów!) przecież nie zdają sobie sprawy, że polski rolnik to nie byle producent, który tylko patrzy, żeby się dorobić. Po naszej stronie tych gór wiemy, że rolnik to chłop. A ten nie tylko żywi, ale i broni. To znaczy bronił, bo teraz wojsko mamy zawodowe, ale jakby przyszło co do czego, to znowu kosę obsadzi na sztorc. Chłop to patriota i nie godzi się podejrzewać, że nasmarka do kwaszonej kapusty albo wrzuci gadzinie do koryta jakieś świństwo. Każdy inny, ale nie polski chłop. Nigdy! Pamiętajmy, że poeta Norwid tęsknił "Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba / Podnoszą z ziemi przez uszanowanie / Dla darów Nieba....".

Tą patriotyczną kołderką próbują nakryć się, najchętniej z głowami, także przedsiębiorcy zajmujący się przetwarzaniem żywności. Na ogół im się udaje, ale czasem wybucha afera. Tak jak ostatnio w tej mazowieckiej masarni, w której - jak wiele na to wskazuje - tzw. masę mięsną w naszych serdelkach czy pasztetach uzupełniano mięchem z głębokiego recyklingu, czyli zepsutym, przeterminowanym albo pochodzącym ze zwierząt padłych z przyczyn nieznanych.

Przez kilkanaście dni znalezione tam zapasy takich "skarbów" szacowano na 30 ton. Teraz okazało się, że w tajnym magazynie było ich 100 ton. Jestem już o wiele za stary, by łudzić się, że stuprocentowe wyeliminowanie podobnych afer jest możliwe. Ale do emerytury ciągle mi dość daleko, by przyjąć z pokorą, że państwo musi być wobec tego procederu bezradne.

Tymczasem o tym na przykład, że do produkcji żywności używana jest sól drogowa, a niektóre wielkie zakłady mięsne opanowały do perfekcji nowatorską technologię "odświeżania" wędlin, dowiadujemy się, gdy dziennikarze wlezą tam gdzie powinni. To wtedy wybucha afera. W Polskę ruszają tysiące kontrolerów. Prokuratorzy zatrzymują stada weterynarzy, którzy za łapówki udają, że nie widzą tego, co wyrabiają producenci. Nie pamiętam, by cały ten aparat wykrył jakąś żywnościową aferę bez zewnętrznej inspiracji, a z prostego przywiązania do uczciwego wykonywania obowiązków.

No więc dobrze, że Czesi i Słowacy, choćby z niskich, konkurencyjnych pobudek, sprawdzają to, co wypycha ich produkty ze sklepowych półek, bo na swoich kontrolerów liczyć nie możemy. I szkoda, że akurat tą okolicznością nie przejął się nasz premier.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska