Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna chce żyć i dzielnie o to walczy

Anna Górska
Półtora roku temu nikt Justynie nie dawał żadnej szansy
Półtora roku temu nikt Justynie nie dawał żadnej szansy Anna Kaczmarz
- Rafał, wybierasz teraz między jej życiem a śmiercią. Od twojej decyzji zależy, co będzie z Justyną. Ma 22 lata, musi żyć. Wypisz ją z domu pomocy społecznej i zostaw na oddziale rehabilitacji! - niemalże krzyczała dr Agata Mamak ze Szpitala im. J. Dietla na 27-letniego Rafała Zadęckiego, męża sparaliżowanej Justyny. W odbiciu lustra widziała jak mężczyzna płacze. Na głos.

Jeszcze kilka tygodni wcześniej w innym szpitalu inny lekarz powiedział mu: To koniec. Justyna po wypadku ma tak wielkie uszkodzenie mózgu, że już nigdy nie wstanie z łóżka, nie powie ani słowa; musisz ją oddać do domu pomocy społecznej. Sam nie dasz rady opiekować się ciężko chorą żoną. Gdyby nie Agata Mamak i kilka innych dobrych osób, może by rzeczywiście Justyny już nie było. Dziś dziewczyna, która miała umrzeć, zaczyna chodzić, mówić. Jeszcze przed nią długa droga, ale są wielkie szanse, że wróci do normalnego życia. Wymaga kosztownej rehabilitacji. Pomóżmy jej.

Justyna Zadęcka ma 23 lata. Mieszka w Skale koło Krakowa. Ostatnie półtora roku spędziła w szpitalach. 15 lutego 2012 roku wracała samochodem z pracy do domu. Padał śnieg, jechała remontowaną drogą, pełną wyrw i dziur. Wpadła w jedną z nich, straciła panowanie nad kierownicą i trafiła na przeciwległy pas. TIR zmiażdżył auto i życie młodziutkiej dziewczyny. - Walczymy z zarządcą drogi, że to zły stan nawierzchni spowodował wypadek. Justyna wcale nie szarżowała, jechała 40 km na godzinę - przekonuje Rafał.

Nie odniosła żadnych obrażeń ciała poza stłuczonym pniem mózgu. Leżała w śpiączce kilka tygodni na OIOM-ie.
- Jakby spokojnie spała, żadnych znaków, że ma ciężki uraz mózgu - wspomina mąż. Ze śpiączki zbudziła się dopiero po kilku tygodniach. Potem kolejne długie dni na neurologii. Miała niedowład czterokończynowy z ogromnymi przykurczami, była żywiona pozajelitowo, nie mogła samodzielnie oddychać. I żadnego kontaktu. - Miała otwarte oczy, ale czy słyszała mnie, czy coś rozumiała - nie wiadomo - opowiada Rafał.

- Wypisujemy żonę na Helclów - usłyszał pewnego dnia od lekarza prowadzącego. - To dom pomocy społecznej dla takich ciężkich przypadków jak jej. Zaopiekują się nią. Jesteśmy bezradni, obrzęk mózgu jest tak wielki.

27-latek nie miał pojęcia, co to "Helclów" i co tam robią. Skoro lekarz każe… Justyna w DPS-ie spędziła niecałe dwa tygodnie. Zachorowała na zapalenie płuc. Chucherko. Ważyła 40 kg, kości i naciągnięta na nie skóra. Papki, które otrzymywała, tylko przelatywały przez jej żołądek. Trafiła do Szpitala im. J. Dietla. Tam jej przypadkiem zainteresowała się reumatolog dr Mamak. - Patrzyłam na tę dziewczynę i coraz bardziej przekonywałam się, że nie musi leżeć nieruchomo. Stanie na własne nogi - wiedziałam to - mówi Agata Mamak.

Tylko najpierw trzeba wyleczyć zapalenie płuc i zapisać Justynę na rehabilitację. Problem w tym, że w momencie gdy Justyna trafi na rehabilitację, automatycznie traci miejsce na Helclów. Oszołomiony i zestresowany Rafał nie wiedział komu wierzyć, co robić: czy faktycznie Justyna da radę wyjść z tego? Musiał wybierać. Młody mężczyzna wystraszył się. Wtedy właśnie Agata Mamak wzięła sprawę w swoje ręce. - Mogliby oboje być moimi dziećmi. Musiałam mu natłuc do głowy - uśmiecha się.

Zaczęła działać. Justynie mogły pomóc tylko bardzo drogie zastrzyki toksyny botulinowej, która rozluźnia przykurczone mięśnie. Kilka dawek kosztuje ok. 3 tys. zł. Właśnie je zakupiła osób, która wspiera Justynę, ale chce pozostać anonimowa. - Był to jeden z pierwszych przełomowych kroków - zaznacza Agata Mamak. Dziewczyna już nie wróciła do domu opieki, tylko do swojego.

Dziś mówi, samodzielnie je, porusza się przy poręczach i z wysokim balkonikiem. Do zdrowia długa droga. Tylko że Justyna chce ją przejść. Jest dzielna. Nie marudzi, tylko ćwiczy pod okiem rehabilitantów dwa razy dziennie. NFZ refunduje tylko 40-dniową rehabilitację, a ona potrzebuje jej codziennie przez cały rok. W kwietniu zaczyna kolejny kurs. Pięciotygodniowy turnus rehabilitacji kosztuje 17 tys. zł. - Pracuję na trzech etatach. W dzień jeżdżę ciężarówką, w nocy pracuję jako hydraulik. Staram się, ale jest ciężko - nie kryje mąż Justyny. Apeluje o pomoc.

Justyna nie pamięta ani wypadku, ani swojego leczenia. Wraca do życia. - Rafał, kiedy wrócisz do domu - pyta go codziennie. Nie zdążyli się nacieszyć swoim poddaszem w domu rodziców Rafała. Sami go wykończyli. Wprowadzili się na święta w grudniu w 2011 roku, dwa miesiące później, w lutym był wypadek. Nie byli też nigdy na żadnych wakacjach. Chyba że liczyć kilka dni nad Soliną.

Pomoc Justynie
Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym "Słoneczko", 77-400 Złotów, Stawnica 33 nr konta 898944 0003 0000 2088 2000 0010 z dopiskiem 108/Z, Zadęcka Justyna - darowizna

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska