Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kadra, czyli swojscy selekcjonerzy i nasze święte krowy z Dortmundu

Krzysztof Kawa
Rozdźwięk pomiędzy umiejętnościami członków sztabu trenerskiego reprezentacji Polski a oczekiwaniami wobec ich pracy z każdym meczem się powiększa. Prezes PZPN Zbigniew Boniek zdaje się tego nie dostrzegać.

Dawno w polskim futbolu nie było takiej przepaści pomiędzy możliwościami selekcjonera i jego asystentów a oczekiwaniami, a przede wszystkim zadaniami, jakie na nich nałożono.

Waldemar Fornalik otrzymał stanowisko w wyniku splotu zadziwiających okoliczności, a decyzję Grzegorza Laty, który uległ namowom Antoniego Piechniczka, można tłumaczyć jedynie traumą, w jakiej znalazł się ówczesny prezes PZPN po klęsce na Euro 2012. Fornalik skroił sztab na swoją miarę, czyniąc asystentami Marka Wleciałowskiego i Andrzeja Dawidziuka oraz pozostawiając z poprzedniej ekipy szefa banku informacji Huberta Małowiejskiego. Na czele najważniejszej drużyny w kraju stanęli ludzie bez wielkich osiągnięć w dotychczasowej pracy zawodowej. Tak po prostu, na kredyt.

Pomylić się - rzecz ludzka, ale tkwić w błędzie to już dzieło szatana. Zbigniew Boniek po objęciu funkcji prezesa PZPN nie tylko przyklasnął wyborowi Laty, ale jeszcze zapowiedział, że Fornalik pozostanie selekcjonerem, nawet jeśli nie awansuje do turnieju mistrzostw świata 2014 roku. Zdjął z niego całą presję na najbliższe kilka lat, nawet nie próbując renegocjować z nim horrendalnie wysokiego kontraktu (sam przyznał publicznie, że Fornalik zarabia więcej niż jego poprzednik Franciszek Smuda). Boniek awansem rozgrzeszył też samych piłkarzy, głosząc, że ich występ w Brazylii byłby niespodzianką.

Arsene Wenger, twórca potęgi Arsenalu Londyn, powiedział, że nie chciałby być trenerem jakiejkolwiek reprezentacji narodowej.

"Jeśli trafisz na dobre pokolenie piłkarzy, możesz coś dobrego z nimi osiągnąć. Jeśli nie, nic nie możesz zrobić" - wyjaśnił swój punkt widzenia. Nawet jeśli to niepodważalna prawda, zastanówmy się, czy Fornalik, a przed nim Smuda trafili na pokolenie wybitnie słabe? Czy obecni gracze drużyny narodowej są gorzej wyszkoleni od tych, których miał Jerzy Engel w eliminacjach do mistrzostw świata w 2002 roku? A ci, których prowadził później Paweł Janas, awansując do MŚ 2006 roku? I następni, pod wodzą Leo Beenhakkera, czy tamci mieli większe możliwości i umiejętności, niż obecni członkowie drużyny narodowej? Za każdym razem odpowiedź brzmi: nie. Wręcz przeciwnie - Smuda i Fornalik dysponują pokoleniem potencjalnie bardziej utalentowanym i osiągającym lepsze wyniki w swoich zespołach klubowych. Żaden z ich poprzedników w ostatnich latach nie miał do dyspozycji takiej trójki, jak ta z Borussii Dortmund. Engel, Janas i Beenhakker mogli tylko pomarzyć o liderze strzelców Bundesligi, czy dwóch wybitnych graczach z żelaznego składu dwukrotnego mistrza Niemiec i ćwierćfinalisty Ligi Mistrzów. Pozostali piłkarze z pola też występują w co najmniej przyzwoitych klubach całej Europy. Na co dzień mierzą się z najlepszymi zawodnikami świata i nie muszą czuć wobec nich kompleksów, jak ligowi gracze w Polsce, którzy stykają się z międzynarodowym futbolem wyłącznie od święta. Poprzednicy Fornalika mieli dobrych bramkarzy, ale żaden nie dysponował takim ich bogactwem, w jakim może przebierać trener Dawidziuk. Łukasz Fabiański ma kontuzję? Nie ma sprawy, jest Wojciech Szczęsny. Szczęsnemu odwaliło? Proszę bardzo, aż pali się do gry Artur Boruc. Boruc popił? Nie szkodzi, świetne recenzje zbiera Przemysław Tytoń.
Nie, z pewnością dziś nie możemy narzekać, że mamy wyjątkowo słabe pokolenie, z którym żaden trener na świecie, Wengera nie wyłączając, niczego by nie osiągnął. Marnowanie obecnego potencjału to grzech świadczący o brakach warsztatowych selekcjonerów, Smudy i Fornalika. Wściekaliśmy się, gdy Beenhakker pouczał nas i ganił za zaściankowość, ale czy aby nie miał racji? Po pięciu latach możemy z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że osiągnięty przez niego awans na mistrzostwa Europy był wyczynem. Holender przez dwa lata wycisnął ze swoich podopiecznych ostatnie soki. I zapłacił za to podczas finałów w Austrii, to fakt. W żenujący sposób żegnał się też z reprezentacją kilka miesięcy później, bo nawet on nie zauważył, że formuła współpracy z kadrą wyczerpała się, a opozycja wobec niego w PZPN jest już zbyt silna i w zasadniczy sposób podważa zaufanie zawodników do jego osoby. Było, minęło. Ale wnioski nie zostały wyciągnięte. W związku wymyślono, że obejdziemy się bez fachowców z zewnątrz, że sami damy radę, głowami naszych własnych fachowców. Nie dajemy. Stefan Majewski, Smuda, Fornalik - każdy z nich inny, każdy w innym wieku, z innym bagażem doświadczeń i metod szkoleniowych. Żaden nie potrafiący wydobyć z piłkarzy tego, co w nich najlepsze.

Polscy trenerzy stali się zakładnikami trójki z Dortmundu. Nie wyobrażali sobie, że można asa z Borussii posadzić na ławce rezerwowych, nawet jeśli permanentnie zawodzi. Gracze Juergena Kloppa są nietykalni, bez względu na to, w jakiej są formie. Nawet jeśli potrafimy zremisować towarzysko z Niemcami bez Łukasza Piszczka, czy w eliminacjach MŚ z Anglią bez Jakuba Błaszczykowskiego. A czy obeszlibyśmy się bez Roberta Lewandowskiego? Całkiem śmiało, ale on i tak nie musi się zastanawiać, czy selekcjoner pozwoli mu wyjść na boisko. To raczej on może powiedzieć trenerowi, kiedy chce zagrać, a kiedy niekoniecznie, bo musi odpocząć przed kolejnym meczem Borussii (vide ubiegłoroczny, towarzyski mecz z Portugalią). To samo dotyczy Piszczka, który w lutym zrezygnował z występu przeciw Irlandii, choć zarówno przed, jak i po meczu w Dublinie grał w Bundeslidze i Lidze Mistrzów na całego.

Brzemienna w skutki była decyzja Smudy o mianowaniu kapitanem Błaszczykowskiego, skądinąd świetnego chłopaka, o wielkim sercu. Kuba dźwiga na barkach ciężar, który go przytłacza. Bo jak inaczej wyjaśnić jego zadziwiające, artykułowane publicznie pretensje, a to do działaczy o bilety na Euro, a to do dziennikarzy o pastwienie się nad Ludovikiem Obraniakiem. Kadrze i jej kapitanowi ciągle coś przeszkadza w koncentracji i w dobrym przygotowaniu do meczu. Fornalik nie miał odwagi zmienić kapitana, wolał dołączyć do jego stylu rozumowania, karcąc dziennikarzy przed meczem z Ukrainą za... spekulacje dotyczące składu. Posunął się nawet do stwierdzenia, że w ten sposób polscy żurnaliści pomagają rywalom! Uznał nas nieomal za szpiegów. Co brzmiałoby zabawnie, gdyby nie było artykułowane ze śmiertelną powagą.

Tymczasem to naszemu sztabowi przydałby się szpieg z prawdziwego zdarzenia. Szpieg, a nie analityk, za jakiego uchodzi Małowiejski. Szef banku informacji zapisał na twardym dysku wszystkie możliwe zagrania, strzały czy stałe fragmenty gry Ukraińców, Anglików i pewnie nawet Liechtensteinu (z którym zmierzymy się na początku czerwca w Krakowie). A mimo to jest wiecznie zaskakiwany. A to nie przewidział, że w meczu z Czechami na Euro nie zagra przeciw nam Tomas Rosicky, a to zdziwił się, że w pierwszym składzie Ukraińców nie wyjdzie Anatolij Tymoszczuk. Przed jesiennym spotkaniem z Anglią przeceniał gości, co poskutkowało nadmiernym respektem dla słabego jak nigdy rywala i stratą dwóch punktów. W ubiegłym tygodniu dla odmiany nie docenił Ukraińców, pozwalając sobie na stwierdzenie, że mecz przeciw tej drużynie na pewno nie będzie trudniejszy niż z Anglią. A był i to znacznie bardziej. Na co Borucowi przydało się, że Małowiejski zapisał wszystkie strzały, jakie Ukraińcy oddali na bramkę przez pięć ostatnich lat? Co dała Sebastianowi Boenischowi informacja, że Andrij Jarmołenko ma świetną lewą nogę, skoro defensor Bayeru Leverkusen kompletnie ją zlekceważył, pozwalając rywalowi rozpędzać się z prawego skrzydła w kierunku środka boiska?

Teoria wciąż rozmija się z praktyką. Takie właśnie w wymowie były pierwsze słowa Macieja Rybusa po piątkowym meczu na Stadionie Narodowym. "Nie realizowaliśmy tego, co było założone". Może więc założenia były błędne? Jaki jest sens kreślić piłkarzom schematy, które ich przerastają? Wenger też nie uchodzi za wielkiego taktyka, ale świadom tego zawierza inteligencji podopiecznych. Daje im dużą swobodę na boisku, co często kończy się utratą bramek, bo większość graczy zapala się w ofensywie, zapominając o bronieniu. Ale przynajmniej drużyna nie czuje się spętana i pięknie improwizuje. Nawet jeśli przegrywa, robi to w godnym stylu. Tyle choć mają kibice Arsenalu, jeśli są rozczarowani brakiem trofeów.
Fanom biało-czerwonych nie pozostaje nic. Nic, poza wściekłością.
POLITYKA POPRZEZ NADSTAWIANIE UCHA

Waldemar Fornalik: - Trudno powiedzieć coś sensownego po tak dziwnym meczu. Według statystyk byliśmy równorzędnym rywalem dla Ukrainy, oddaliśmy tyle samo strzałów, a nawet dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce. Kluczowy był początek. Wiadomo, jak trudno się gra, gdy po siedmiu minutach przegrywa się 0:2. Długo jestem trenerem, ale nie pamiętam, by mój zespół kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji. Wtedy wszystkie plany taktyczne biorą w łeb. Nasza reprezentacja przechodzi ewolucję. Wiemy, gdzie mamy luki i ciągle szukamy różnych rozwiązań, czasem dzieje się to kosztem wyniku. Myślimy o przyszłości.

Ryszard Niemiec, prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej: - Polityka kadrowa selekcjonera jest inspirowana poprzez nadstawianie ucha, co o tym pomyśli prezes. On przestał być samodzielnym podmiotem.

Artur Boruc: - Trener Waldemar Fornalik jest dobrym motywatorem, ale zabrakło naszej reakcji po stracie pierwszej bramki. Nie było sportowej złości, ambicji, charakteru i serca. Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, jest nie do pozazdroszczenia, ale nie jest też krytyczna. Nadal mamy szansę na awans do mundialu i to całkiem sporą. Nie uważam, że jesteśmy tak słabi, jak pokazał mecz z Ukrainą.

Marcin Wasilewski: - Zabrakło takich cech, jak ambicja i walka. O tym w ogóle nie powinniśmy rozmawiać w przypadku meczów reprezentacji. W tych elementach zespół ukraiński zdecydowanie nas przewyższał. Po piątkowym meczu nie możemy powiedzieć, że jesteśmy zespołem, ale trzeba się jak najszybciej pozbierać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska