Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śni mi się, że skaczę i nie spadam

Przemysław Franczak
Gdyby nie mama, Sebastian nie zrobiłby kariery muzycznej, tylko sportową
Gdyby nie mama, Sebastian nie zrobiłby kariery muzycznej, tylko sportową ANDRZEJ WIKTOR
Zanim zaczął grać i śpiewać, skakał jak Adam Małysz na nartach. Do dziś ten sport tak go urzeka, że gotów jest przełożyć koncert, byle obejrzeć zawody na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Sebastian Karpiel-Bułecka będzie tam również w najbliższy weekend. Z wokalistą i muzykiem Zakopoweru o jego miłości do nart rozmawia Przemysław Franczak.

Jaki jest Pański rekord na narciarskiej skoczni?__

(śmiech) Siedem metrów.

Niedużo.__

Kiedy skakałem, byłem w czwartej klasie szkoły podstawowej. Wtedy był to przyzwoity wynik.__

Furorę zrobił Pan jednak w zupełnie innej branży.

Tak się złożyło. Skoki uwielbiałem, ale trenowałem je krótko. Nie pamiętam dokładnie, ile razy skoczyłem. Kilkanaście, może kilkadziesiąt.

Do tej pory deklaruje Pan jednak, że jest wielkim kibicem skoków. Skąd wzięła się ta pasja?__

Urodziłem się w takim, a nie innym miejscu. Zakopane zawsze związane było ze sportami zimowymi, więc siłą rzeczy człowiek lgnął do tych dyscyplin. A dlaczego złapałem akurat bakcyla skoków? W sumie trudno to wytłumaczyć. Na pewno imponowała mi odwaga tych ludzi, podobało mi się, że oni tak lecą w powietrzu. Wydawało mi się to niesamowite, totalne.

Taki sport dla romantyków.__

Fajnie powiedziane. Może to właśnie mnie w skokach urzekło.

W rodzinie miał Pan chyba jednak więcej muzyków niż sportowców? __

Bynajmniej. Choćby brat mojej mamy - Józef Gąsienica Sobczak - był wicemistrzem świata
w biatlonie. Rodzina jak najbardziej miała mocne sportowe korzenie.

To co Pana powstrzymało przed zrobieniem kariery na skoczni?__

Mama. Bardzo o mnie się wtedy bała. Ciągle wpajała mi, że skoki to nie jest dyscyplina dla mnie
i jak zacznę je trenować, to się zabiję. I tak mocno zakodowała mi to w głowie, że kiedy już zapisałem się do klubu Legia Zakopane, to cały czas ze sobą walczyłem. Ze swoimi lękami.

Wyobrażałem sobie, że leżę w szpitalu po nieudanym skoku. To wszystko więcdość szybko straciło dla mnie sens. Poza tym działo się to w czasach, kiedy skoki nie były jeszcze tak bezpieczne. Do dzisiaj mam w głowie taki obrazek z transmisji telewi-yjnej, gdy jakiś Japończyk leżał nieprzytomny na zeskoku z otwartym złamaniem nogi. Te wszystkie rzeczy skumulowały się: po pierwsze opinia mamy, po drugie - te migawki. W końcu ze skoków zrezygnowałem.
Zaraz, zaraz. Mama zgodziła się, żeby zapisał się Pan do klubu?__

Ależ skąd. Zrobiłem to po kryjomu.

I co się stało, gdy tajemnica się wydała?__

Nigdy się nie wydała. Skrzętnie to przed nią ukrywałem. Nawet na zgrupowania jeździłem, wmawiając jej, że wybieram się tylko pokibicować kolegom i nie mam zamiaru skakać.

Pasja wygrywała wtedy ze strachem?__

Różnie bywało. Pamiętam, jak na początku tej mojej przygody pojechaliśmy do Szczyrku. Trenerzy chcieli, żebyśmy zjechali spod progu skoczni. Na tym polegają pierwsze ćwiczenia, trzeba oswoić się z wysokością i prędkością.

Wystraszyłem się i wpadłem na genialny pomysł, że skoro trenuje nas tak wielu, to nikt nie zauważy, jak ucieknę w las, a potem na dole, jak gdyby nigdy nic, dołączę do reszty chłopaków, udając, że zjechałem. Jak pomyślałem, tak zrobiłem, ale kumple mnie przyuważyli i podkablowali. Za karę musiałem kilka razy pod górę biegać.

Miłość do skoków pozostała mi jednak wielka. Nie ma transmisji z zawodów Pucharu Świata, której bym nie obejrzał. Czasem oglądam je nawet po dwa razy. Najpierw w TVP, a potem powtórki
na Eurosporcie.

Górę biorą emocje czy chłodne oko eksperta?__

Jedno i drugie, ale wielkim ekspertem to ja nie jestem.

Koledzy nie pytają czasem: Co z tym Małyszem?__

(śmiech) Nie. Zresztą u nas w zespole wszyscy bardzo interesują się skokami. Zawsze dużo o nich rozmawiamy i analizujemy.

To jesteście taką wyspą w środowisku. Reszta artystów to tylko piłka, piłka i piłka.__

I w porządku, nie przeszkadza mi to. Dla mnie jednak zawsze najważniejsze były narty. Jestem nawet instruktorem i co roku muszę gdzieś poszaleć na stoku.

Władysław Gąsienica Roj, honorowy prezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego, opowiadał mi,
że w dawnych czasach w Zakopanem bycie skoczkiem wiązało się z wielkim prestiżem. Zdarzali się nawet desperaci, którzy udawali zawodników, żeby podrywać dziewczyny.

Jasne, bo to był duży szpan. Byłeś skoczkiem - byłeś kimś. Zresztą wydaje mi się, że nadal tak jest. Na Podhalu zawsze najbardziej szanowani byli sportowcy i ludzie, którzy potrafią grać na jakimś instrumencie.
To niewiele brakowało, a pożeniłby Pan obie rzeczy.__
A wie pan, że to moje muzykowanie było bardzo mocno powiązane ze skokami? Na lekcje gry
na skrzypcach chodziłem do sąsiada, którym był Roman Gąsienica Sieczka, bardzo znany skoczek.

Swojemu synowi Bartkowi zbudował koło domu drewniany najazd, na którym ten ćwiczył odbicie. Jeździł na takim specjalnym wózku przypięty do metalowej liny, wybijał się i leciał aż do następnego drzewa. Narty stały u nich w całym domu. Uwielbiałem do nich przychodzić. No i ten pan Roman. Legenda. Przez skoki stracił nogę. Jego opowieści słuchałem jak zaczarowany.

W kogo się Pan jeszcze wpatrywał: w Fijasa czy w Fortunę?__

Dla mnie olimpijskie złoto Wojciecha Fortuny to były odległe czasy, choć - prawdę mówiąc - jego legenda jeszcze dziś jest w Zakopanem bardzo silna. Moim idolem był jednak Piotr Fijas. Kilku zagranicznych skoczków też lubiłem, ale moje serce zawsze jest najbliżej polskich zawodników.

I ten zapał kibica nie gaśnie, gdy nasi reprezentanci skaczą słabiej?__

Prawdziwy kibic nie patrzy na wyniki. Każda pozytywna myśl wysłana w kierunku naszych zawodników im pomaga. Tak uważam. Ja zawsze trzymam za Polaków kciuki bez względu na to, czy skaczą dobrze, czy źle.

Co roku zjawia się Pan na zakopiańskich zawodach Pucharu Świata?__

Obowiązkowo. Nawet jak mam jakieś koncertowe plany, to staram się je przełożyć na później.
Na Wielkiej Krokwi po prostu muszę być. To wielkie święto. Ta impreza przybrała taką formę, że można ją porównać tylko z Turniejem Czterech Skoczni. Stała się bardzo prestiżowa. Zapewne dzięki atmosferze, która jest totalnie gorąca.

Od Adama Małysza jest Pan starszy o rok. Mogło zdarzyć się, że w dzieciństwie spotkaliście się na skoczni?__

Nie. Poznaliśmy się o wiele później, bo w programie Szymona Majewskiego. Zakolegowaliśmy się, piszemy do siebie od czasu do czasu. Bardzo porządny człowiek.

Odrodzi się podczas zawodów w Zakopanem?__

Życzę mu jak najlepiej. Wiem, że marzy o tym, żeby zrobić jeszcze kilka dobrych wyników i wtedy odejść w chwale. Bardzo bym chciał, żeby mu się to udało. Natomiast prawda jest taka, że on już nic nie musi. Dał Polakom tyle wzruszeń, że nie mamy prawa od niego nic wymagać. Możemy mu tylko dziękować.

Ciągle na niego liczymy, bo wartościowych następców ani widu, ani słychu.__

Brakuje nam cierpliwości. Za kilka lat wyskoczą nowe talenty. Istnieją programy szkolenia, są fajne zawody dla młodych skoczków. Ja nie byłbym do końca załamany sytuacją w polskich skokach.

Panu tak ułożyło się życie, że chyba nigdy nie żałował Pan, że nie został zawodnikiem?__

Jak to nie żałowałem?! Bardzo żałowałem. Czasem śni mi się po nocach, że skaczę.

Śnią się Panu skoki z dzieciństwa?__

Nie, skaczę jako dorosły facet. Wychodzę na skocznię i nawet udaje mi się skoczyć. Lecę, ale już nie ląduję. Budzę się. Pewnie z wrażenia (śmiech).

Czyli można powiedzieć, że chociaż trochę pokonał Pan ten swój strach strach.__

(śmiech) Coś w tym jest. Tak sobie teraz myślę, że gdyby nie mama, która mnie tym swoim strachem zaraziła, to pewnie zostałbym przy skokach. Moje życie potoczyłoby się wtedy zapewne
w zupełnie innym kierunku. Kto wie, może nie grałbym na skrzypcach, może nie byłoby Zakopoweru.

Czyli fani grupy powinni dziękować Pańskiej mamie?__

(śmiech) Na to wychodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska