Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mecenas Jolanta Budzowska, postrach szpitali

Redakcja
Jolanta Budzowska, specjalistka od odszkodowań za błędy medyczne
Jolanta Budzowska, specjalistka od odszkodowań za błędy medyczne Anna Kaczmarz
Potrafi ostro walczyć na sali sądowej. Mec. Jolanta Budzowska z Krakowa wygrywa rekordowe odszkodowania dla ofiar lekarskich błędów - pisze Anna Górska.

Nie boi się Pani zachorować i, nie daj Boże, trafić do szpitala?
Jestem określana postrachem szpitali. To wiem. Na jednej z konferencji żartobliwie przedstawiono mnie jako osobę, którą lekarze straszą dzieci, gdy są niegrzeczne.

Dlatego do pediatry z dziećmi chodzi…
...raczej mój mąż. Ten pediatra to wspaniały człowiek i lekarz. Ale gdy pojawię się w jego gabinecie, wysyła sygnał, że wie o mojej strefie zainteresowań. Mówi: czytałem wypowiedź pani mecenas. Ale mam wrażenie, że się lubimy (śmiech).

A więc boi się Pani?
Nie boję się pobytu w szpitalu ani tego, jak do mnie podejdą lekarze. Bo jestem takim samym pacjentem jak każdy inny człowiek. Może bardziej świadomym.

Leżała Pani w szpitalu?
Dwukrotnie podczas porodów. Przy drugiej ciąży już zajmowałam się sprawami medycznymi, więc powinnam była być świadomą pacjentką. Ale nie byłam. Dziś nie mogę uwierzyć w swoją nieroztropność i jak lekko podeszłam do porodu. Zaliczyłam też szpitale zagraniczne.

Zobaczyła tam Pani inny świat?
We Włoszech miałam kontuzję barku. Przywieziono mnie prosto ze stoku do kliniki w dolinie Cortina d'Ampezzo. Leżałam w dwuosobowej sali z widokiem na Cortinę. Pokój miał dizajnerski wystrój. Zamawiałam obiad z pięciodaniowego menu z cateringu. To był publiczny szpital i moje pierwsze doświadczenie z zagraniczną służbą zdrowia.

Czego się tam Pani nauczyła?
Nie chodzi o to, czy szpital jest bogaty czy nie. Usługi medyczne były podobne do tych w polskich szpitalach. Różnica była jedna: tam lekarze rozmawiają z pacjentem.

W Austrii było podobnie?
Po kolejnym wypadku narciarskim, tym razem w Austrii, byłam już świadomym pacjentem. Zerwanie więzadeł w kolanie sama sobie zdiagnozowałam na stoku.

Na pewno nie ma Pani żadnych kwalifikacji lekarskich?

Na pewno, ale są takie sfery wiedzy medycznej, o których mam całkiem przyzwoite pojęcie. Umożliwia mi to stawianie trafnych pytań podczas procesu, mogę nawiązać polemikę z biegłymi i weryfikować ich odpowiedzi.

Ile zaliczyła Pani podręczników medycznych?
Dużo. W kancelarii mamy pokaźną kolekcję: obok książek prawniczych na półce stoją medyczne. Żeby dobrze uzasadnić pozew, muszę sięgać po argumenty natury medycznej. Pomaga mi też doświadczenie. Gdy po raz kolejny spotykam się z nietypowym przebiegiem okresu pooperacyjnego po cięciu cesarskim, to wiem, że największym zagrożeniem jest zator lub krwotok. Wiem, jak to zdiagnozować, jakie jest postępowanie lecznicze w tym przypadku.

Lekarze podkreślają, że w medycynie nie da się wszystkiego przewidzieć...

Medycyna to nauka, ale zarazem sztuka. Dużo zależy od talentu lekarza. Jest jedno zastrzeżenie: medycyna to też sztuka, ale już nie magia. Nie można zrzucać odpowiedzialności za niepowodzenia w leczeniu na to, że w medycynie nie da się niczego przewidzieć. Tym sposobem można by było nikogo nie leczyć i zostawić wszystko naturalnemu biegowi rzeczy.

Od razu Pani wie, czy sprawa jest do wygrania?

Różnie. Szanse na wygraną są niskie, gdy np. sprawa jest przedawniona. Często jest tak, iż wiem, że pacjent ma rację, ale nie jestem w stanie tego udowodnić. Podobnie, nie każda sytuacja, gdy naruszane są prawa pacjenta, powoduje niepowodzenie w leczeniu. Czasem są to okoliczności niezależne. Dla pacjentów jeden plus jeden równa się dwa. Ale na sali sądowej sprawy nie wyglądają tak jednoznacznie. Bo często pacjent jest źle leczony, ale nawet jakby to leczenie było książkowe, efekt byłby podobny.

Jakiś przykład?
Rozżalony mąż pani chorej na nowotwór w stadium bardzo zaawansowanym, opisał jak źle ją leczono, wożono ze szpitala do szpitala, nie chciano przyjąć. Pani w krótkim czasie zmarła. To były słuszne zarzuty, ale śmierć nie była skutkiem zaniedbań. Tej śmierci nie można było odwrócić, bo ona była skutkiem nowotworu. Mimo że do traktowania pacjenta rodzina miała zastrzeżenia, to nie przysługiwały jej roszczenia odszkodowawcze.

Pacjenci pytają, ile procent mają na wygraną?
Wszystkie sprawy o błąd medyczny obarczone są większym lub mniejszym ryzykiem przegranej w sądzie. Jestem optymistką, więc wolę mówić "mniejszym". Ale odpowiedzialność za klienta każe mi być też realistką. Gdy słabych punktów jest niewiele, odpowiadam, że mamy więcej niż 50 proc. Nie wszystkie karty znamy przed procesem, niektóre przeciwnicy odkrywają dopiero w jego trakcie: przecież nie wiemy, co zeznają świadkowie, jakie będzie stanowisko biegłych. Życie pokazuje, że nigdy nic nie wiadomo na sto procent.

Do tej pory sprawdzały się Pani prognozy?

W przeważającej liczbie spraw tak. Chociaż na samym początku nie zawsze jestem w stanie przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się sprawa. Prowadzę teraz takie postępowanie: zmarła kobieta po porodzie bliźniaczym, zostawiła też dwoje starszych dzieci. W szpitalu tak przestraszono się śmierci tej pacjentki, że sporządzono dokument. Podpisał go konsultant wojewódzki, anestezjolog, szpitalny rzecznik praw pacjenta, ordynator. Napisali, że postępowanie było wzorcowe, a śmierci nie można było zapobiec i nikt nie ponosi odpowiedzialności. Taki dokument to precedens.

Po co go napisali?
Nie wiadomo, czy coś mieli na sumieniu czy bali się zawczasu jakichś zarzutów. Zaczęliśmy drążyć. Okazało się, że lekarze tylko doraźnie opiekowali się kobietą. Zmarła, bo po prostu wykrwawiła się. Biegły stwierdził, że łatwo można było wykryć przyczynę krwotoku i tej śmierci można było uniknąć. Tak jednoznaczna opinia zdarza się niezwykle rzadko.

Jak to oświadczenie ma się do tego dokumentu?
Właśnie nijak. Gdybym nie zrobiła własnej analizy, to zapewne uwierzyłabym temu dokumentowi. Okazuje się, że czasem trzeba mieć ograniczone zaufanie do lekarzy.

Emocje przeszkadzają w pracy adwokata?
Skupiam się na konkretach, ale trudno uwolnić się od emocji. Empatia jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Nie mogę obojętnie analizować dokumentacji medycznej 18-letniego chłopaka, któremu podczas prostej operacji wyrostka zamiast tlenu podano czysty podtlenek azotu Udusili go. Doszło do uszkodzenia mózgu. Nie zmarł na sali. Dziś jest czterokończynowo sparaliżowanym 29-latkiem. Ma 190 cm wzrostu, bez kontaktu. Pochodził z rodziny dyplomatów, miał ogromne perspektywy. Koło tego nie można przejść obojętnie.

Wygraliście?
Jesteśmy na ostatniej prostej sprawy cywilnej. Prokuratura prowadziła postępowanie karne dziesięć lat i umorzyła je z powodu przedawnienia karalności. Ale dopiero w ciągu ostatniego półtora roku, jak włączyłam się w sprawę, została skierowana na właściwe tory. Trudno podejść do tego bez emocji. Podobnie jak w sprawie pani po mastektomii i rekonstrukcji obu piersi.

Źle wykonana operacja?
Operacja została wykonana wbrew standardom, przez lekarza, który nie ma uprawnień z zakresu chirurgii plastycznej. Biegły ocenił, że wszystko zostało wykonane źle. Pani ma zdeformowaną górną część ciała. Sprawa trwa dwa lata, szpital zwalcza kolejne opinie biegłych. W takich sytuacjach nawet zapoznanie się ze zwykłym pismem procesowym szpitala jest dla pacjenta przeżyciem.

Oburzają się na kłamstwa?
Tezy szpitala bywają nie tylko sprzeczne z prawdą, ale też zwyczajnie ranią ludzi. Ta kobieta cierpi. Musiałam ją przekonywać, że to my mamę rację, i że wygramy. Dziękowała za te słowa, bo potrzebuje wsparcia. Prawnik od spraw medycznych działa na pograniczu prawa i psychologii, a może po prostu człowieczeństwa. Nie może być tylko prawnikiem od A do Z, ze wzrokiem utkwionym w kodeksie.

Wiele wspólnego ma Pani z lekarzem.
Na szczęście nie zależy ode mnie życie. Mówię na szczęście, bo to ogromna odpowiedzialność.

Dzieli Pani procesy na trudne i trudniejsze?
Nie ma łatwych. Najtrudniej jest reprezentować pacjenta, gdy wiem, że mam rację, ale brakuje dowodów, by udowodnić jak naprawdę było. Bo m.in. trafiam na biegłych, którzy nie są kompetentni. Nie uważam, że to ja zjadłam wszystkie rozumy. Ale często opinie nie są do niczego przydatne. Jak udowodnić, że szpital popełnił błąd, jeśli biegły odpowiada: być może i były jakieś nieprawidłowości, ale trudno stwierdzić, w jaki sposób one wpłynęły na leczenie. Mam ryzyko przegranej, bo sąd nie wyda wyroku wbrew ekspertyzie. Ręce mi wtedy opadają. Ale na krótko.

Niestarannie wypełniona?
Najczęściej niepełna. Zawiera nieprawdziwe, standardowe wpisy "stan dobry." Albo brakuje obserwacji lekarskich i pielęgniarskich akurat z tego okresu, gdy doszło do błędu. Zdarza się, że dokumentacja ma kilka wersji: tę, którą dostał pacjent, oraz już poprawioną, jaka trafia do sądu ze szpitala. Pomysłowość ludzka nie ma granic.

Ma Pani pod górkę.
To nie wszystko. Pracownicy szpitala mają status świadka. Czyli muszą być obiektywni i nie powinni kłamać. Ale ci lekarze mają szanse wybielić swoje postępowanie.

Zdarza się, że szpital czy lekarz przyznają się do popełnionego błędu?
Najczęściej idą w zaparte. Dwukrotnie zdecydowałam się pomóc lekarzom, którzy sami przyszli do mnie i przyznali, że popełnili błąd. Pomagałam ustalić, jaka kwota rekompensaty będzie odpowiednia. Pacjenci wówczas dostali godziwą rekompensatę i szybko, a lekarz miał pewność, że nie żąda się od niego nierealnych kwot. I tak powinno być w cywilizowanym świecie.

Dlaczego tak nie jest?
Szpitale rzadko decydują się na ugodę. Rozbija się wszystko o stosunki międzyludzkie i… honor. To dyshonor przyznać się do błędu. Tak było z kilkuletnim chłopcem z Katowic. Dziecko po udanym zabiegu związanym z wrodzoną wadą układu moczowego miało mieć podane dolędźwiowo znieczulenie. W nocy spokojnie spał, matka czuwała przy nim, nagle systematycznie włączał się alarm pompy infuzyjnej. Pielęgniarki machały ręką: nic się nie dzieje, "te pompy tak mają". Rano dziecko jest sparaliżowane. Jak dociec co się stało?

Jak?
Wynik sprawy sądowej jest często efektem korzystnego zbiegu okoliczności. Sprawą zajęło się towarzystwo ubezpieczeniowe. Zleciło swoją opinię, z której wynikało, iż dziecku do rdzenia kręgowego zamiast środka znieczulającego podano kroplówkę żywieniową. Doszło do zniszczenia chemicznego rdzenia. Towarzystwo zamówiło opinie, żeby wykazać, że błędy szpitala były na tyle rażące, że nawet ubezpieczyciel wyłącza swoją odpowiedzialność. A mimo to szpital walczył do końca.

To był pierwszy Pani rekord?
Żądaliśmy 700 tys. zł zadośćuczynienia, wówczas maksymalna kwota zasądzona w polskich sądach sięgała 250 tys. zł. Zawsze pytam rodzinę, jaka kwota mogłaby zrekompensować ich tragedię. Matka wówczas odpowiedziała: milion, dwa, przecież to dla nas katastrofa. Trudno się z tym nie zgodzić. Trzeba jednak zawsze liczyć się z realiami. Sąd przyznał całą żądaną kwotę 700 tys. zł.

Potem był milion.
A nawet 1 milion 200 tys. zł zadośćuczynienia. Była to wyjątkowa sprawa, bo była po pierwszym wyroku oddalającym roszczenia. Pięć tomów akt i tylko 2 tygodnie na złożenie apelacji. Młody chłopak miał operacyjną korektę skrzywienia prącia. Jego stan nie był należycie monitorowany po operacji. Doszło do zakażenia, usuwania martwiczych tkanek i amputacji prącia. Kilkanaście operacji naprawczych w Polsce i za granicą niewiele dało. Proszę sobie wyobrazić, że sąd apelacyjny zmienił wyrok o 180 stopni. Sąd pierwszej instancji oddalił pozew, a sąd odwoławczy zasądził wszystko, czego chłopak żądał - oprócz miliona dwieście także odszkodowanie i rentę

Co wpłynęło na zmianę zdania przez sąd?

Wykorzystałam wszystko, co było zrobione w pierwszej instancji. Przekonałam jednak sąd, że musi dokonać nowej oceny dowodów, patrząc na nie zupełnie inaczej. Zwykła praca pełnomocnika, a nie żaden trick.

Na studia prawnicze dostała się Pani za pierwszym razem?
Tak, i na aplikację też. Bez żadnych powiązań rodzinnych. Zaczęło się w szkole podstawowej. Startowałam w olimpiadzie z wiedzy o prawie. Od kolegi, który miał ojca adwokata, pożyczyłam kodeks cywilny z komentarzem. Przeczytałam go w trzy dni.

Spodobała się?
Chłonęłam książkę jak najlepszy kryminał. Zakochałam się w prawie. Uznałam, że jest romantyczne, bo mówi np. o porcie przeznaczenia (śmiech).

Rozmawiała Anna Górska

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska