Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziwisz, Rakoczy, Zając: muszkieterowie Pana Boga

Marta Paluch
Kard. Stanisław Dziwisz
Kard. Stanisław Dziwisz Adam Wojnar
Kard. Stanisław Dziwisz jest jednym z najbardziej wpływowych duchownych, biskup Tadeusz Rakoczy od ponad 20 lat rządzi diecezją bielsko-żywiecką, a bp Jan Zając zarządza jednym z największych polskich sanktuariów. Ich przyjaźń narodziła się 50 lat temu, gdy wyświęcał ich Karol Wojtyła - pisze Marta Paluch.

Pół wieku od święceń i tyle samo lat przyjaźni. Już od seminarium połączyła ich specjalna więź. Na wycieczkach w góry chodzili większą grupą, ale zawsze tych trzech się odłączało, jakoś tak naturalnie. Chcieli porozmawiać, wiele ich łączyło.

Byli jak trzej muszkieterowie. Stanisław Dziwisz, Tadeusz Rakoczy i Jan Zając. W tym roku spotkają się na 50-leciu święceń, których 24 czerwca 1963 r. udzielił im biskup Karol Wojtyła.

Przyjaźń w osaczeniu

Jan Zając przekroczył próg krakowskiego seminarium w 1957 r. Jego bracia poszli pracować w kopalni. On zaś nie przyznał się w szkole, że idzie do seminarium. Może dzięki temu zdał maturę. To były ponure czasy.

Stanisław Dziwisz, młody, z pozoru nieśmiały chłopak z falowaną blond grzywką, pochodził z Raby Wyżnej. Gdy wstępował do seminarium, był półsierotą. Jego ojciec, kolejarz, zginął w wypadku w pracy.

Tadeusz Rakoczy, świeżo upieczony maturzysta z Gilowic, już od samego początku miał naturę lidera. Rzutki, energiczny, szybko został dostrzeżony przez władze seminarium. Na pierwszym roku też miał przeżyć osobistą tragedię - zmarła mu matka. Może wspólne doświadczenie połączyło go ze Stanisławem Dziwiszem?

- A może już wtedy czuli, że będą biskupami? - żartuje ks. Janusz Bielański, ich kolega z roku, były proboszcz katedry wawelskiej.

A może sprawiła to atmosfera osaczenia. Seminarzystów brano wtedy do wojska (cudem uniknął go Jan Zając - kat. A), a Kościół działał w cieniu złowrogiego aparatu bezpieczeństwa PRL. A może czuli się zwarci, bo większość z nich pochodziła z górskich, niezamożnych miejscowości.

Grunt, że już pod koniec lat 50. trzej przyjaciele stali się nierozłączni. Chociaż w sumie można mówić o czterech. Czwarty był Mieczysław Polewka.

Przyjaciele schodzili wszystkie polskie góry. Beskid Makowski, Wyspowy, Wysoki, Niski. Tatry, Gorce. To im zostało do czasów, gdy zaczęli piąć się po szczeblach kariery.

Tadeusz Rakoczy został dukatorem (starostą) roku. To on był łącznikiem między rektorem a kolegami. Bardzo zdolny, pracowity, słowem - prymus. - Czuliśmy, że daleko zajdzie. Po Zającu i Dziwiszu wtedy jeszcze nic nie było widać - uśmiecha się ks. Bielański.
Ale pozory mylą. Stanisław Dziwisz, do dziś sprawiający wrażenie nieco wycofanego, nigdy taki nie był.

- Przeciwnie: otwarty, ciekawy - przypomina ks. Bielański. Te cechy miały mu zapewnić w przyszłości historyczne miejsce w Kościele.

Nie taka Ameryka

Kiedy był na swojej pierwszej parafii, poznał ks. Józefa Dowsilasa, wówczas kapelana Karola Wojtyły. Wypytywał go po każdej podróży - a gdzie byli, co widzieli, co robili. - I kiedy ksiądz Dowsilas chciał trochę odpocząć, bo nie był już najmłodszy, powiedział Wojtyle: mam takiego Stasia. Grzeczny, taktowny. Wojtyła na to: niech jedzie ten Stasiu ze mną. I tak jeździł, aż w końcu kapelanem i sekretarzem został - mówi ks. Bielański. Był rok 1966.

Ks. Zając był wtedy wikarym w Międzybrodziu Żywieckim. Koledzy odwiedzali go tam, przełożeni drżeli za każdym razem, gdy wsiadał do szybowca na górze Żar. To była jego pasja.

Ks. Rakoczy wyjechał do Wadowic, był tam wikarym.

12 lat później, 16 października 1978 r. księża Zając, Dyduch, Rakoczy i Bielański pojechali do Watykanu. Ksiądz Dziwisz wypił z nimi kawę w swoim maciupeńkim pokoiku przy papieskich apartamentach. - Cieszył się i bał zarazem. Powiedzieliśmy mu: dasz radę, przecież to nie takie znowu odkrywanie Ameryki. I nikt z urzędników nie zna Wojtyły tak jak ty. Chyba go przekonaliśmy - wspomina ks. Bielański.

W tym samym roku ks. Rakoczy zaczął pracować w watykańskim sekretariacie stanu. Jan Paweł II nie zapomniał o jednym ze swoich najlepszych studentów - Rakoczy przygotowywał dokumenty i przemówienia po włosku.

Był już wówczas obyty, wykładowca PAT i duszpasterz we Włoszech i Francji, znał języki. Wtedy też nauczył się gotować.
- Nasi studenci za granicą mieli skromne stypendia, na pewno nie opływali w luksusy - mówi ks. prof. Jan Dyduch, były rektor PAT, z tego samego rocznika seminarium. Biskup Rakoczy do dziś przyrządzi czasem kolegom makaron z sosem mięsnym.

W tym czasie ks. Zając był ojcem duchownym w krakowskim seminarium. Jak mówili - właściwy człowiek na swoim miejscu. Ma charakter rozjemcy - gdzie się pokłócą, on potrafi pogodzić. -Moja mama go lubiła. Mówiła: gdybyś ty taki był taktowny, elegancki i miły jak Jasiu, to byś daleko zaszedł - śmieje się ks. Bielański.

Księża mieli swoje obowiązki ale, jak mówi bp Tadeusz Pieronek, życie towarzyskie kwitło. - Czasami graliśmy w karty - wspomina bp Pieronek, który zna grupę przyjaciół od lat 60. - Ale nie w remika czy tysiąca, to dla dzieci. W brydża lubiliśmy pograć, choć żaden z nas orłem nie był - podkreśla.

Jeździli też na narty. Księża Rakoczy i Dziwisz, pochodzący z gór, świetnie jeździli, bp Pieronek trochę gorzej. Ale lepiej na tym wyszedł.

- Pojechaliśmy kiedyś z Rakoczym, Dziwiszem i nuncjuszem Józefem Kowalczykiem w góry, 100 km od Rzymu. Szczyt wysokości i skali trudności naszego Kasprowego. Rakoczy złamał obojczyk, musieliśmy go wieźć do szpitala. Ja tryumfowałem, bo kiepski ze mnie narciarz, ale wyszedłem cało. A oni, świetni narciarze, wyszli potarmoszeni - uśmiecha się bp Pieronek.

Czwarty muszkieter

Towarzyszem "trzech muszkieterów" był od seminarium czwarty - ks. Mieczysław Polewka. Po święceniach trafił na parafię w Wysokiej koło Wadowic.

- Niesłychanie dobry człowiek. Razem chodziliśmy w góry - wspomina ks. prof. Jan Dyduch.

Już wtedy mocno chorował na gościec, zmarł w latach 80. - Był pierwszym, który umarł z naszego rocznika - mówi ks. Dyduch. Co roku, gdy jego koledzy spotykają się na Święto Zmarłych, modlą się za niego. Z 35 księży do dziś żyje 27.

Kard. Dziwisz, od 2005 r. metropolita krakowski, bp Rakoczy - od 1992 biskup diecezji bielsko-żywieckiej i bp Jan Zając, od 2002 r. kustosz sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, nie mają zbyt wielu okazji by się spotkać.

50-lecie święceń kapłańskich będą świętować dwukrotnie - 8 czerwca w parafii bielsko-żywieckiej u bpa Rakoczego i 23-24 czerwca w Krakowie (wtedy też przypadają imieniny biskupa Zająca). Pojawią się i inni goście - m.in. metropolita warszawski, kard. Kazimierz Nycz.

- Nie mogłoby mnie zabraknąć - mówi kardynał, uczeń bp. Pieronka.

A trzej przyjaciele spotkają się znowu. - Trzej muszkieterowie? Dobre określenie. Daj im Panie Boże, żeby we trójkę byli razem w niebie - kończy ks. Bielański.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dziwisz, Rakoczy, Zając: muszkieterowie Pana Boga - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska