18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod Libiążem trwa polowanie na kłusownika [DRASTYCZNE ZDJĘCIA]

Magdalena Balicka, Katarzyna Ponikowska
fot. arch. Nadleśnictwo Olkusz
Myśliwi z Koła Łowieckiego "Daniel" wytropili jednego z kilku mężczyzn, którzy zabijają zwierzęta w lasach pod Libiążem. Teraz muszą jeszcze udowodnić mu winę.

Metalowe kleszcze ukryte w leśnych zaroślach rozsiane są niczym miny w bobrzecko-libiąskich i olkuskich lasach. Grupa tajemniczych kłusowników od lat bezkarnie morduje za ich pomocą bezbronne sarenki i dziki. Zwierzęta konają dniami w męczarniach dusząc się własną krwią. Oprawcy zwykle zjadają swe zdobycze. Często jednak - jak przypuszczają myśliwi - sprzedają mięso na czarnym rynku.

Wojnę kłusownikom wypowiedzieli łowczy z libiąskiego-bobrzeckiego koła łowieckiego "Daniel". - Co dzień zakradamy się w zaroślach śledząc podejrzanych "spacerowiczów" - wyznaje Jan Franczyk, prezes Koła. Przyznaje jednak, że niezwykle trudno udowodnić komuś winę. Nawet jeśli w momencie zaskoczenia trzyma w ręce wnyk, wykręca się twierdząc, że właśnie go znalazł i zdemontował, by uratować bezbronne zwierzątko.Łowczym udało się jednak wpaść na trop prawdziwego kłusownika. - Mamy go już na muszce. Wiemy, skąd pochodzi i gdzie mieszka - podkreśla prezes Franczyk. Nie chce jednak zdradzać szczegółów, by nie wypłoszyć winnego. Liczy, że śnieg ułatwi im wytropienie także innych przestępców.

- W lecie takie śledztwo jest prawie niemożliwe. Natomiast w zimie po śladach stóp staje się realne - przyznaje myśliwy. O tym, że mordercy zwierząt nie muszą pozostawać bezkarni, świadczy historia małżeństwa z Libiąża, którzy przed rokiem sami złapali kłusownika na gorącym uczynku.

- Po ich telefonie zatrzymaliśmy 40-letniego mieszkańca Libiażą, który miał przy sobie trzy reklamówki z poporcjowaną sarną - opowiada Robert Matyasik z chrzanowskiej policji.

Renata i Leszek, którzy złapali intruza, żałują tylko, że nie zatrzymali go wcześniej. - Ten łotr zdążył upolować trzy nasze wierne kotki, które pozostawiła po sobie moja zmarła siostra - wspomina pani Renata. Podejrzewa, że kłusownik zabił je dla... skórek. - Są jeszcze w Libiążu ludzie, którzy wierzą, że futerko z kota leczy reumatyzm. Choć to nieprawda, zabobonni ludzie mordują niewinne stworzenia - opowiada libiążanka.

Jej mąż Leszek ze spokojem wspomina atak na mordercę zwierząt. - Działałem pod wpływem impulsu. Wiedziałem, że facet właśnie zabił sarnę. Rzucając się na niego, nie myślałem jednak, że może zdzielić mnie siekierą, którą przy nim później znalazła policja - opowiada mężczyzna.

Na szczęście ani jemu, ani jego synowi nic złego się nie stało. Przy zatrzymanym oprócz siekiery, policja znalazła też inne kłusownicze narzędzia, jak nóż, ostrzałka i metalowa linka.

- Najgorsze, że po przesłuchaniu kłusownik wyszedł na wolność - przypomina łowczy Eugeniusz Strączek z libiąskiego koła "Łoś". Jan Franczyk liczy, ze jeśli tym razem uda się udowodnić winę podejrzanemu, sprawa nie zostanie umorzona jak to często bywa. Także dwa lata temu w Libiążu udało się schwytać dwóch kłusowników. Jeden z mieszkańców powiadomił straż leśną i policję o uwięzionej sarnie. - Rzeczywiście, we wnykach było zwierzę. Niestety, już martwe. Niedaleko znaleźliśmy jeszcze jedne sidła, też z martwą sarną - wspomina Robert Matyasik.

Policjanci dotarli do jednego z okolicznych gospodarstw. Okazało się, że wnyki rozkładali 59-letni i 29-letni mieszkańcy Libiąża. Oprócz typowych akcesoriów kłusowniczych, mundurowi znaleźli przy zatrzymanych cztery sztuki nielegalnej broni. Kłusują jednak nie tylko mężczyźni. Kobiety też mają swoje sposoby na mordowanie zwierząt. Przykładem jest ok. 40-letnia mieszkanka Babic, która działała na terenie własnej posesji. Znajdowało się na niej kilka klatek, do których kobieta wrzucała ziarno. - W ten sposób łapała bażanty czy kuropatwy. Miała też gołębia, którego zadaniem było wabienie jastrzębi - relacjonuje Robert Matyasik. Kobieta usłyszała zarzuty i trafiła przed sąd.

Policja często w takich sytuacjach współpracuje ze strażą leśną. Prowadzą wspólne kontrole. A jeśli leśnicy potrzebują policyjnej pomocy, ta włącza się do akcji.

W gminie Olkusz były dwa takie przypadki. W ubiegłym roku w okolicy Pazurka leśnicy znaleźli we wnykach sarnę. Była uwięziona za nogę, męczyła się. Zwierzę udało się odratować i wypuścić do lasu. Policja skierowała sprawę do prokuratury. Niestety, nie udało się namierzyć sprawcy.

Sukcesem natomiast zakończyła się współpraca policji i leśników w pobliżu miejscowości Żurada, gdzie też natrafiono na wnyki. - Przez dwa dni prowadziliśmy obserwację tego terenu. I udało się. Kłusownik w końcu przyszedł sprawdzić sidła - wspomina Jan Górecki, komendant straży leśnej olkuskiego nadleśnictwa.

Zdaniem osób walczących z kłusownikami, ludzie zabijają zwierzęta, ponieważ nie widzą w tym nic złego. - Uważają to za tradycję, a dla nas to nic innego jak leśny bandytyzm - podkreśla Matyasik.

Kłusownik najbardziej lubi polować na sarny, bo z nich jest najwięcej mięsa. Za sarnę można dostać 250 zł. - To łatwy dostęp do pieniądza. Tym bardziej, jeśli ktoś nie ma pracy - kwituje Górecki.

Lód pokrył Kraków [ZDJĘCIA]

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska