Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tropiąc zakupy Breivika agenci ABW dotarli do studenta AGH

Artur Drożdżak
- Chemia i konstruowanie petard to jedynie wielka pasja mojego syna, zwykłe hobby. Kłopoty zaczęły się, gdy w sklepie internetowym kupił fragment lontu. To skończyło się wizytą ludzi z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - opowiada Dorota G., mama studenta AGH z Krakowa. 20-latkowi za posiadanie substancji i materiałów wybuchowych grozi do 8 lat więzienia. ABW dotarła do chłopaka w czasie swoich prac po ataku norweskiego zamachowca Andersa Breivika. Stanie przed sądem.

Czujne ABW
- Takie akcje to rutynowe działanie służb - potwierdza Piotr Niemczyk, były funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa (poprzednika ABW) i ekspert sejmowej komisji służb specjalnych. Opowiada, że monitorowane są niektóre sklepy oraz transakcje dotyczące niektórych środków chemicznych, substancji i przedmiotów, które mogą posłużyć do produkcji bomb.

- To się robi dyskretnie i nie tylko wtedy, gdy dochodzi do zdarzenia tak tragicznego jak w Norwegii - opowiada. Jego zdaniem większa aktywność służb specjalnych w tym obszarze nastała w ub.r.oku gdy powstało Centrum Antyterrorystyczne ABW. Tajne służby uważniej monitorują też internet, a specjalne programy wyszukują słowa klucze, by wychwycić, czy w korespondencji mailowej padają takie wyrażenia jak bomba, zamach, prezydent.

32-letni Anders Breivik 22 lipca 2011 r. dokonał w Oslo dwóch zamachów terrorystycznych na siedzibę premiera Norwegii, w których zginęło 8 osób, a potem na wyspie Utoja zastrzelił 69 młodych ludzi.

Polskie tropy po zamachu
Już cztery dni później do prokuratury w Poznaniu wpłynął wniosek z ABW, by wszcząć śledztwo dotyczące mieszkańca Pobiedziska w Wielkopolsce, który sprzedał Breivikowi 30 metrów lontu o nazwie Visco.

Tomasz P. prowadził sklep internetowy, w którym handlował różnymi substancjami chemicznymi i akcesoriami do budowy materiałów pirotechnicznych. Z ustaleń ABW wynikało, że Polak lont o wartości 58 zł wysłał do Norwegii pocztą rok wcześniej. Pieniądze otrzymał przelewem. Korespondował też z Brevikiem mailowo. Norwegowie o tym wiedzieli, bo jeszcze przed zamachami w marcu 2011 r. w ramach międzynarodowej kontroli dewizowej otrzymali listę 41 klientów sklepu internetowego z chemikaliami, wśród których był Breivik. Transakcje wychwycił tajny program Global Shield używany przez urzędy celne z krajów NATO do nadzorowania obrotu towarami, z których można wyprodukować bomby. Zlekceważyli ten trop.

Tomaszowi P., właścicielowi sklepu internetowego, zarzucono, że na podstawie informacji zawartych na stronie internetowej sklepu można z legalnie sprzedawanych chemikaliów skonstruować niebezpieczne materiały wybuchowe. Mężczyzna rejestrował i przechowywał w komputerze fotografie oraz filmy przedstawiające detonacje oraz sposoby, jak doprowadzić do wybuchu. Zdaniem śledczych to mogło sprowadzać niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo mienia w wielkich rozmiarach. Podejrzany dostał dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Przyznał się do winy.

- Sprawę tego mężczyzny oraz dwóch innych, którzy mieli u siebie substancje wybuchowe, wysłaliśmy do sądu z aktem oskarżenia - potwierdza Magdalena Prus-Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Gnieźnie.
- Na 12 lutego br. jest wyznaczony termin pierwszej rozprawy - przyznaje Katarzyna Czyżowicz, prezes tego sądu.
Nalot na 90 mieszkań

Gdy agenci ABW wpadli do biur i mieszkania Tomasza P. Przeszukali wszystko, sprawdzili rachunki, faktury VAT i to, komu jeszcze sprzedawał substancje chemiczne. Ustalili wiele adresów w kraju i przeprowadzili tam zmasowany nalot. Między 11 i 12 października 2011 r. sprawdzili 90 mieszkań, piwnic, samochodów.

"W toku przeszukań ujawniono różnego rodzaju mieszaniny wybuchowe - podała ABW w komunikacie po tej akcji. - Były to m.in.: proch czarny, petardy domowej roboty, samodzielnie skonstruowane urządzenia wybuchowe oraz ponad 500 kg substancji chemicznych przechowywanych w sposób, który może stwarzać niebezpieczeństwo niekontrolowanej eksplozji".
Z 19 osób zatrzymanych do wyjaśnień, dziesięciu postawiono zarzuty posiadania niebezpiecznych substancji. Wśród nich byli mieszkańcy Tarnowa, Nowego Sącza i Krakowa. Do akt sprawy tego ostatniego udało się nam dotrzeć. Chodzi o studenta inżynierii materiałowej AGH.
- To był dla mnie szok, gdy do mieszkania przyszli ludzie z ABW. Początkowo nie wiedziałam, co to za służba - opowiada Dorota G., matka chłopaka. Kilka godzin trwało przeszukanie mieszkania i oględziny substancji znalezionych w pokoju studenta.
W przeszukaniu brali też udział funkcjonariusze policji, straży granicznej i pies przeszkolony do wykrywania materiałów wybuchowych. Zarekwirowano kilkadziesiąt substancji o łącznej wadze kilku kilogramów, odczynniki, telefony komórkowe, fragment lontu Visco, takiego samego jak kupował Breivik w Polsce, a nawet... ręczny młynek do mięsa. Chłopak rozdrabniał w nim niektóre substancje.

Z opinii biegłego chemika wynika, że w mieszkaniu odkryto cztery różne grupy substancji w tym petardy samodziałowe, wyroby pirotechniczne, mieszaniny pirotechniczne oraz substancje i produkty do wytwarzania takich mieszanin. Zdaniem biegłego, niedozwolone jest posiadanie takich rzeczy, a także wyrabianie ich domowym sposobem. Gromadzenie i przetwarzanie substancji może stwarzać zagrożenie, zwłaszcza gdyby doszło do przypadkowego pożaru w mieszkaniu. Były tam też środki, które mogły wybuchnąć nawet wtedy, gdyby przypadkowo stanąć na nich stopą. To groziło utratą kończyn.

- Nie bałam się, że coś wybuchnie w domu. Ufałam synowi, bo jest bardzo rozsądny i ostrożny - opowiada kobieta. Chłopak zabraniał innym domownikom wchodzić do pokoju.

Materiały do ogniska
- Nie przyznaję się do winy. Niektóre materiały służyły jako podpałka do ogniska. Znajomi prosili mnie o ich przechowanie - wyjaśniał chłopak w krakowskiej prokuraturze. Grozi mu do 8 lat więzienia. Teminu rozprawy przed krakowskim sądem jeszcze nie wyznaczono.

Mama chłopaka przekonuje, że syn nie stwarzał żadnego zagrożenia dla innych osób. Swoje eksperymenty robił i nagrywał w ustronnym miejscu. To było tylko jego hobby, bo na chemii znał się znakomicie. - Wiedziałam, że robi petardy i fajerwerki. Pokazywał mi, jak wybuchają. Za każdym razem wyjeżdżaliśmy wtedy poza Kraków - tłumaczy Dorota G.

***
Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego jesienią 2011 r. przeprowadzili wielką akcję poszukiwania materiałów wybuchowych i substancji pirotechnicznych w 90 mieszkaniach na terenie kraju. Agenci ABW znaleźli w ciągu dwóch dni pół tony takich substancji. Zatrzymano 19 mężczyzn, 10 z nich postawiono zarzuty, Wśród nich był też krakowianin, student inżynierii materiałowej w Akademii Górniczo-Hutniczej. Zgodnie z prawem na posiadanie takich materiałów wymagane jest pozwolenie. Pewne substancje można kupić legalnie, ale nie można ich przetwarzać, mielić i wyrabiać mieszanin pirotechnicznych.

Studniówki w Małopolsce 2013 [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska