Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

'Car' Aleksander Grad. Podejrzany do końca życia

Marek Bartosik
Aleksander Grad swoją pozycję w Tarnowie budował od 1998 r. Od tego czasu nosił ksywkę "Car Małopolski"
Aleksander Grad swoją pozycję w Tarnowie budował od 1998 r. Od tego czasu nosił ksywkę "Car Małopolski" Bartek Syta/Polskapresse
Były minister skarbu opuścił pierwszy szereg polityki, ale w Tarnowie nadal jest postacią centralną - pisze Marek Bartosik

To było w Mościcach. Przyszło mnóstwo osób, wszystkie najważniejsze w Tarnowie. Przyniesiono prezenty i bukiety. Było miło... Ale tylko przez chwilę, dokąd Grad nie powiedział szybko, że za kwiaty dziękuje, ale teraz trzeba wziąć się do roboty - tak pożegnalne spotkanie z Aleksandrem Gradem -po jego niedawnym odejściu z polityki opisuje jeden z jego uczestników. Były minister skarbu opuścił pierwszy szereg polityki, ale w Tarnowie nadal jest postacią centralną. Od 1998 roku zbudował tam sobie pozycję, która sprawia, że znienawidzona przez niego ksywka "Car Małopolski" wcale nie straciła na aktualności, choć zmienia jakość.

W pewnym momencie wydawało mu się, że jego odejście do biznesu, wprawdzie robionego za państwowe pieniądze, ale jednak, odbędzie się w miarę bezkolizyjnie. Na kilka miesięcy przed ubiegłorocznymi wyborami zapowiedział, że po ewentualnym zwycięstwie PO nie będzie ministrem skarbu. Potem złożył mandat poselski i został prezesem państwowej spółki.

W świat poszła wiadomość, że będzie zarabiał ponad 100 tysięcy złotych. Miesięcznie. Ale i to ucichło, choć nie dlatego, że w grę wchodzi kwota o połowę niższa. W lipcu Polacy zobaczyli w telewizorach nagraną ukrytą kamerą rozmowę Władysława Serafina, szefa kółek rolniczych z byłym szefem Agencji Rynku Rolnego. Tematem kolejnych dni stał się nepotyzm, czyli zatrudnianie krewnych i politycznych pociotków na państwowych posadach. To musiało przypomnieć Aleksandra Grada.

- Przez ucho igielne ciągłych oskarżeń będę przechodził jeszcze długo, może do końca życia - wzdycha były minister skarbu, który jako jedyny w historii III RP przetrwał na tym stanowisku pełną kadencję. Upłynęła ona pod znakiem dużych prywatyzacji, ale także na ciągłym przypominaniu przez opozycyjnych polityków i media nazwisk ludzi Grada, czyli jego krewnych, znajomych i politycznych pociotków ulokowanych w państwowych firmach i urzędach.

Dzisiaj byłego ministra można spotkać w eleganckim biurowcu w samym centrum Warszawy. Z niewielkiego gabinetu z przeszkloną ścianą kieruje państwową spółką PGE EJ1, która ma wybudować w Polsce pierwszą elektrownię jądrową. - Zauważyłem, że w polityce zachowywałem racjonalny sposób działania, ale przestałem odbierać bodźce. Nic mnie już bardzo nie drażniło, ale też w niczym nie umiałem znaleźć prawdziwej radości. Trochę przerażała mnie ta moja skorupa czy twarda skóra. Uznałem, że trzeba robić coś wymiernego i wrócić do właściwej hierarchii - tłumaczy.

Aleksander Grad jest najmłodszym z sześciorga rodzeństwa, któremu niedługo po pięćdziesiątce zmarł ojciec. W większości mieszkają na Lubelszczyźnie, gdzie Grad się urodził. Tam też, a dokładnie w Tomaszowie Lubelskim szefem struktur powiatowych PO jest Mariusz Grad, członek PO od 2004 r. i poseł od dwóch kadencji i bratanek byłego ministra.

Grad został prawie tarnowianinem, kiedy ożenił się z pochodzącą z Pleśnej koleżanką ze studiów. I tu, pod Tarnowem, powstało kolejne ognisko rodu Gradów. Małgorzata urodziła czwórkę dzieci, z tego dwoje już się usamodzielniło. Ale żona byłego ministra ma jeszcze siostrę bliźniaczkę, do tego jeszcze dwie inne siostry i brata. Wszyscy mają małżonków, dzieci itd.
Mężem bliźniaczej siostry żony Aleksandra Grada jest Stanisław Sorys, dzisiaj członek Zarządu Województwa Małopolskiego, a poprzednio wicewojewoda małopolski i m.in. wójt Pleśnej. Jest dla Grada także "szwagrem koalicyjnym", bo ma funkcję wiceprzewodniczącego PSL w Małopolsce.

Sorys przyznaje, że szwagier był dla niego kiedyś inspiracją. Wzorując się na nim, założył firmę turystyczną, a potem przewozową. Do PSL wstąpił w 1994 roku, ale zastrzega, że jego późniejsza kariera, która nabrała przyspieszenia pod dojściu PO i stronnictwa do władzy (w grudniu 2007 r. został wicewojewodą małopolskim) jest zupełnie osobna. Sam Grad twierdzi, że dochodziło między nimi kiedyś do ostrych sporów politycznych. - Spotykamy się często, bo nasze domy stoją obok siebie w Pleśnej na działce naszych teściów, ale polityki unikamy. Żony tego nie znoszą - przyznaje ze śmiechem. - Nie kiwnąłem nawet palcem, by któryś z moich krewniaków znalazł pracę w państwowych spółkach - deklaruje oficjalnie Aleksander Grad.

Wszyscy ludzie Grada

Drugim filarem pozycji, ale i elementem "ucha igielnego" Aleksandra Grada są jego ludzie. Nad stworzeniem ich grona pracował przez całą karierę. - Poznałem go, gdy w czasach AWS znienacka został wojewodą tarnowskim. Przypominał wtedy bardziej urzędnika niż działacza państwowego. Starał się nie uczestniczyć w walce politycznej i konsekwentnie budował swoje zaplecze - opowiada Krzysztof Janik, minister spraw wewnętrznych w rządzie Leszka Millera i kiedyś konkurent polityczny Grada w Tarnowie.

Sam Grad twierdził, że najwięcej obrywał za lansowanie byłego szefa swojego gabinetu Jerzego Marciniaka, prezesa tarnowskich Azotów, które po wejściu na giełdę i dokonaniu szeregu przejęć innych państwowych firm, stają się dzisiaj drugim co do wielkości producentem nawozów sztucznych w Europie. Umocnienie pozycji Azotów, poprzedzone okresem wielkich kłopotów firmy z postępowaniem układowym włącznie, dokonało się za ministerialnej kadencji Grada i jest powszechnie uważane za jego sukces, przynajmniej z perspektywy Tarnowa.

Świetnym przykładem "człowieka Grada" jest też Adam Leszkiewicz, ekonomista, dziennikarz w tarnowskim radiu RDN. Potem został rzecznikiem wojewody tarnowskiego, właśnie Aleksandra Grada. Po tym, jak ten został ministrem, Leszkiewicz też przeniósł się do Warszawy, gdzie został sekretarzem w magistracie rządzonym przez PO, a wkrótce zastępcą Grada w ministerstwie. Dzisiaj jest prezesem należących do grupy Azoty zakładów w Kędzierzynie.

Marzena Piszczek w ubiegłym roku została wiceprezesem w "jądrowej" spółce kierowanej od kilku miesięcy przez Grada. Poznali się, według b. ministra, w Krakowie, gdzie Piszczek pracowała w należącej do samorządu wojewódzkiego Małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego. Grad jako minister mianował ją najpierw szefową krakowskiej delegatury Ministerstwa Skarbu, a potem szefową rad nadzorczych PZU, banku PKO BP i tarnowskich Azotów. Grad twierdzi, że sprawdziła się m.in. w czasie negocjacji nad ugodą między PZU a Eureco. - Ja po prostu dobieram do współpracy i na ważne stanowiska dobrych ludzi. Gdybym się otaczał słabymi, to już dawno padłbym razem z nimi - mówi dzisiaj były minister.

Ścieżki kariery

Kariera jego samego zaczęła się w Pleśnej, gdzie w pierwszych wyborach samorządowych wszedł do Rady Gminy. Jest z natury nieśmiały, miał trudności z wystąpieniami publicznymi. Przyznaje, że dużo pracował nad tym, by to poprawić. Do poważnej polityki wszedł jako członek Ruchu Stu w 1997 roku, kiedy został wojewodą w Tarnowie. Podkreśla, że znalazł się tam jako człowiek niezależny finansowo. I ta niezależność to dzisiaj także element ucha igielnego ciągłych podejrzeń.

Chodzi o Małopolską Grupę Geodezyjno-Projektową z siedzibą w Tarnowie. To jedna z najpotężniejszych firm w branży, która jako grupa kapitałowa zatrudnia w Polsce i za granicą 450 osób. Jej wieloletni prezes Franciszek Gryboś jest poirytowany ciągłymi pytaniami o Aleksandra Grada i jego wpływ na interesy firmy.

Przypomina, że w obecnej postaci powstała ona w 1998 r., a więc już po zaangażowaniu się Grada w politykę. Wcześniej miał on ze wspólnikiem własną spółkę w Tarnowie, a Gryboś w Gorlicach. Zostały one połączone w 1996 r. Później Grad przekazał swoje udziały żonie. Dzisiaj Małgorzata Grad jest pracownikiem spółki, ma 25 proc. udziałów, ale jej status jako wspólnika jest taki, że formalnie nie ma wpływu na decyzje. Z mężem mają rozdzielność majątkową.

- Oczywistym jest fakt, iż taka sytuacja (czyli podejrzeń wokół związków z A. Gradem - przyp. MB) negatywnie wpływała i wpływa na dobre imię MGGP, na które to pracowaliśmy od początku istnienia Spółki oraz podważa zaufanie partnerów handlowych, środowiska społecznego i branżowego. Ponadto spółka poddawana była i jest cyklicznym kontrolom, które niejednokrotnie są wynikiem nieuzasadnionych donosów i pomówień. Wszystkie kontrole zakończone zostały ze skutkiem pozytywnym dla MGGP, wskazując na rzetelność i uczciwość w prowadzeniu spraw Spółki - oświadczył nam F. Gryboś.

Ciągłe podejrzenia biorą się z tego, że w ciągu ostatnich pięciu lat firma większość zamówień dostaje z sektora publicznego. W 2007 r., w którego końcu Grad został ministrem, na sprzedaż w wysokości 53 mln zł aż 93 proc. pochodziło z tego sektora. Dopiero w 2011 r. ten udział spadł istotnie - do 58 proc., a w tym ma wynieść 50 proc. Wśród zamawiających była m.in. gmina Tarnów, województwo małopolskie, agencje rolne, Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad, PKP, samorządy różnego szczebla, Lasy Państwowe, parki narodowe itd.

Można oczywiście tłumaczyć to specyfiką branży. W polskich warunkach głównie instytucje państwowe zamawiają tego typu usługi, a firma z udziałem żony A. Grada dysponuje unikalnym sprzętem do wykonywania pomiarów geodezyjnych, w tym własnymi samolotami. - Co mogę zrobić więcej w sprawie firmy, którą kiedyś budowałem? Od kilkunastu lat nie mam w niej udziałów. Za rządów PiS prokuratura dokładnie się jej przyglądała i umarzała doniesienia. Kiedy byłem ministrem , wystąpiłem nawet do CBA o zbadanie jej kontraktów z podmiotami państwowymi i samorządowymi. Postępowanie nic złego nie wykazało - mówi b. minister.

Ale ostatnio, po wyjściu z polityki mógł wybrać pracę w czysto prywatnym biznesie. Przyznaje, że miał kilk takich propozycji. Utrzymuje jednak, że chce sprawdzać się w wielkich projektach, które popychają Polskę do przodu i lubi nimi zarządzać. Pozycja b. ministra jest pochodną sytuacji politycznej. Gdyby władzę objął np. PiS, zostałby natychmiast zdmuchnięty, podobnie jak jego krewni i ludzie. Ale przez najbliższe lata to groźba teoretyczna.

Aleksander Grad zapewnia więc o swoim przywiązaniu do Tarnowa, gdzie przecież wygrał ostatnie wybory. Twierdzi, że miasto i region muszą przygotować się do wykorzystania pieniędzy, jakie napłyną z UE, w taki sposób, by przyniosły nowe miejsca pracy, a nie jak dotąd tylko polepszały jakość życia. Uważa też, że ukończenie autostrady A4 do Rzeszowa otworzy dla Tarnowa nowe możliwości. Zapewnia, że w Tarnowie nie pociąga za sznurki, a tylko doradza tym, którzy chcą słuchać.

- W dzieciństwie specjalnej biedy nie zaznałem - opowiada. - Po śmierci ojca radziliśmy sobie, bo rodzina była duża. Starsze rodzeństwo jednak układało sobie życie, wyjeżdżało w świat. Ja zostawałem. Czasem zastanawiam się, od kiedy jestem dorosły. I wychodzi mi, że od 6 klasy. I nie dlatego, że trzeba było o świcie zaprzęgać dwa konie i jechać w pole. Musiałem decydować jak dorosły. Bardzo szybko wpadłem w wir życia dorosłych. To mnie utwardziło, przyniosło determinację w bitwach z życiem - twierdzi były minister.

Wygląda jednak i na to, że w znoszeniu ciągłego tkwienia w uchu igielnym podejrzeń wspomniana determinacja też mu się przydaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska