Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez lata nauczyciel udawał oficera

Artur Drożdżak
Zebranie OSP Myślenice-Górne Przedmieście w 2011 r. Marcin M. czwarty z prawej.
Zebranie OSP Myślenice-Górne Przedmieście w 2011 r. Marcin M. czwarty z prawej.
Marcin M. przez kilka lat brał udział w oficjalnych uroczystościach organizowanych przez policję, straż pożarną i samorządowców z powiatu myślenickiego. Podawał się za majora lotnictwa i chodził w mundurze Sił Powietrznych. Teraz okazało się, że nigdy żołnierzem nie był, w wojsku nie służył jednego dnia. - To co zrobiłem to największa głupota mojego życia - przyznaje w rozmowie z nami bohater zamieszania.

Krakowska prokuratura od początku września br. prowadzi śledztwo w tej nietypowej sprawie, w oparciu o paragraf 227 Kodeksu karnego, który mówi o karze do roku więzienia za podawanie się za funkcjonariusza publicznego. W tym wypadku śledczy badają, czy Marcin M. faktycznie przedstawiał się jako oficer Sztabu Generalnego lub Dowództwa Sił Powietrznych Wojska Polskiego.

W dokumentach policji i straży pożarnej widnieją różne funkcje, jakie miał rzekomo pełnić. Raz występuje jako pełnomocnik, innym razem jako asystent szefa Sztabu Generalnego ds. sił powietrznych. Pojawia się także jako specjalista Wojska Polskiego ds. sił powietrznych, a podczas IV Międzynarodowych Zawodów Sportowo-Pożarniczych w Tokarni w 2009 r. był tytułowany jako "przedstawiciel Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w Warszawie - mjr pilot Marcin M.". Nikt nie zwracał uwagi, kim jest, choć w takich uroczystościach brali też udział posłowie, komendant policji, prezes sądu, samorządowcy, kombatanci i... prawdziwi wojskowi.

Obowiązkowy nauczyciel

W rzeczywistości Marcin M. był skromnym nauczycielem informatyki w Zespole Szkół Techniczno-Ekonomicznych w Myślenicach. Jerzy Kosiński, dyrektor placówki, wystawia mu pozytywną opinię. - Sumienny, obowiązkowy. Nie było na niego skarg przez trzy lata zatrudnienia. Miał uprawnienia i ukończone studia na Akademii Pedagogicznej w Krakowie - opowiada.

Jednak od 1 września br. Marcin M. w myślenickiej szkole już nie uczy. - Nie przedłużyliśmy z nim umowy, u nas nie był na etacie - dodaje dyrektor. I potwierdza, że zastanawiał się, czy nie zaproponować mężczyźnie godzin z przysposobienia obronnego. -

Mówił, że pracuje w wojsku, dużo lata. Ale gdy prosiłem go, by przyniósł dyplom, by załatwić sprawę dodatkowych godzin z PO, usłyszałem, że nie może wydobyć dokumentów z jednostki wojskowej. Tych lekcji nie dostał - przyznaje Kosiński.

Dyrektor nie kryje, że wierzył w opowieści Marcina M. o jego karierze wojskowej do czasu wizyty policji w szkole. Nauczyciel miał też zajęcia w szkolnych warsztatach z przedmiotu "naprawa układów napędowych i techniczna obsługa silników". Jerzy Bałucki, zastępca kierownika warsztatów mówi: Dobry fachowiec, młodzież go lubiła. Widziałem go w mundurze wojskowym. Mówił, że lata, ale czy jako pilot czy pasażer, tego teraz już sam nie wiem.

Błyskawiczna kariera

W mundurze lotnika Marcina M. widywał Stanisław Pitala, wójt Sieprawia, gdzie "major" mieszka. - Zdziwiło mnie, że tak szybko awansuje. Najpierw był kapitanem, potem majorem i nagle podpułkownikiem. Nawet jak na polskie warunki to kariera błyskawiczna - mówi.

Marcina M. zapamiętał, bo ten aktywnie działał w strukturach miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. Na zebrania przychodził jednak w mundurze wojskowym, paradował w nim także po okolicy, bywał w sklepie. - Ja go widziałem w takim stalowym mundurze na uroczystościach w straży pożarnej - potwierdza Tadeusz Rabski z Wydziału Zarządzania Kryzysowego Starostwa Powiatowego w Myślenicach.

Kto go zapraszał?

Jednak teraz, gdy sprawa Marcina M. wyszła na jaw, wszyscy jak na komendę unikają odpowiedzi na pytanie, kto zapraszał mężczyznę na oficjalne uroczystości i spotkania. - Nie znam tego pana, nie mam z nim kontaktu, nie udzielam inormacji - ucina Wojciech Murzyn, wicekomendant Państwowej Straży Pożarnej w Myślenicach. Wójt Pitala mówi to samo: - Nie zapraszałem Marcina M. Bronisław Poradzisz, sekretarz Urzędu Miasta i Gminy w Myślenicach: - Nie wysyłaliśmy zaproszeń do tego pana. Poznałem go, ale prywatnie, przez dalszych znajomych. Mówił wtedy, że jest lotnikiem, był bardzo dowcipny, sypał żartami jak z rękawa. Potem kontakt się urwał.

A Marcin M. w 2008 r. w otoczeniu innych wojskowych brał udział w otwarciu wystawy fotografii Andrzeja Jareckiego w Klubie Garnizonowym w Krakowie, pojechał też z dziećmi ze szkoły w Tuszowie ( woj. podkarpackie) do jednostki wojskowej w podkrakowskich Balicach, uczestniczył w Tuszowie w uroczystościach 65. rocznicy śmierci gen. Władysława Sikorskiego. Za każdym razem występował w mundurze lotnika.- To mój przyjaciel, sponsorował wyjazd dzieci do jednostki wojskowej - nie kryje Renata Paterak, dyrektorka tuszowskiej biblioteki. Gdy dowiaduje się, że Marcin M. żadnym lotnikiem nie jest, milknie i przerywa rozmowę telefoniczną.

Rozmawiać o mężczyźnie nie chce także Szymon Sala, rzecznik prasowy myślenickiej komendy policji. To na jej stronach internetowych widnieje informacja, że "mjr Marcin M. 22 lipca 2009 r. brał udział w obchodach Święta Policji, połączonych z wręczeniem odznaczeń i wyróżnień oraz mianowaniem funkcjonariuszy na wyższe stopnie policyjne". - Uprzejmie proszę o zwrócenie się z pytaniami w tej sprawie do rzecznika małopolskiej policji" - rzecznik KPP Myślenice odbija piłeczkę. Z kolei Dariusz Nowak odsyła do prokuratury.

Miłość do munduru

Z nieoficjalnych informacji wynika, że sprawa może skończyć się dla Marcina M. łagodną karą. Ppłk Marcin Wiącek, rzecznik żandarmerii wojskowej przyznaje, że noszenie munduru wojskowego to wykroczenie, za które grozi grzywna do 1000 zł. Płk Andrzej Wiatrowski, rzecznik prasowy Sztabu Generalnego, mówi, że po raz pierwszy spotyka sie z taką sytuacją, by ktoś podawał się za oficera Sztabu. - Z jednej strony chwalebna jest miłość do munduru, ale z drugiej ubolewam, że mężczyzna dokonał pewnego nadużycia i nadszarpnął autorytet, jakim cieszy się wojsko, Sztab Generalny. Obawiam się, czy skończyło się tylko na tym. Mam nadzieję, że cywilna prokuratura wyjaśni sprawę - dodaje.

Marcin M. rozwiewa wątpliwości płk. Wiatrowskiego. - Nigdy nie odniosłem żadnych korzyści finansowych, nikomu nie wyrządziłem krzywdy. Słyszałem, że są osoby, które przebierają się np. w mundur policjanta i robią z tego użytek, ale ja w mundurze oficera tak nie postąpiłem ani razu - opowiada.

Niski, uśmiechnięty 33-latek, dziś bezrobotny, przyznaje, że mundur Ludowego Wojska Polskiego kupił przed laty, ubierał go, gdy wybierał się na oficjalne uroczystości i dni otwarte w różnych instytucjach. W wojsku nigdy nie był, po studiach został przeniesiony do rezerwy.

- Nie uważam, bym był złym człowiekiem, pomagałem dzieciom, choćby tym z Tuszowa. Dziś nie chcę rozgłosu, a sprawa z mundurem to historia sprzed lat - przekonuje.

Dla pewności sprawdzamy jego słowa. - Marcin M.? Nie było i nie ma żołnierza o takim nazwisku - informuje Departament Kadr Ministerstwa Obrony Narodowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Przez lata nauczyciel udawał oficera - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska