Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

U buka stracił 2,5 mln zł, które należały do klientów banku

Artur Drożdżak
fot. Artur Drożdżak
Nałóg przypomina wrednego robaka. Ćpuna kąsa powoli jak wesz, aż zostają ślady krwi na przedramieniu. Alkoholika wysysa niczym pijawka. To, co toczyło Macieja P., miało kształt wielkiego tasiemca. Jego szaleństwo dojrzewało bardzo powoli. Gdzieś głęboko, w środku, bez widocznych objawów. Do czasu.

Ze szczęśliwej rodziny
Dane z akt sprawy: 29 lat, wykształcenie średnie, technik elektryk, karany, właściciel seata ibizy, żonaty, dzieci nie posiada, ostatnie miejsce zatrudnienia Alior Bank w Tarnowie, placówka przy ul. Krakowskiej 12, zarobki miesięczne 2400 zł. Zatrzymany 8 sierpnia 2011 r. w miejscu pracy, przebywa w Zakładzie Karnym w Tarnowie, aresztowany do sprawy o sygnaturze II K 27/12.

Dzieciństwo miał udane, rodzina była pełna, szczęśliwa. Matka, dziś emerytka, kiedyś prowadziła sklep. Ojciec był dyrektorem w dużej firmie. Maciej P. po 5-letnim technikum cztery lata próbował swoich sił jako fotoreporter, robił zdjęcia żużlowcom i współpracował z lokalną prasą. Rozpoczął studia na wydziale marketingu i zarządzania w Wyższej Szkole Biznesu, ale nauka szła mu opornie, więc przerwał licencjat.

Potem dostał się na staż do Alior Banku. Miał dobre notowania i powoli piął się po szczeblach bankowej kariery. W czerwcu 2009 r. otrzymał etat i został bankierem klienta indywidualnego. To prestiżowa posada. Służbowy telefon komórkowy, wizytówki, biurko. To była mała stabilizacja.

Był upoważniony do zawierania umów dotyczących zakładania rachunków i lokat terminowych oraz do ich likwidacji. Miał też uprawnienia kasjera. Mógł przyjmować wkłady gotówkowe, wypłacać pieniądze i dokonywać przelewów.

Dobrze oceniany przez swoich szefów, lubiany przez kolegów, choć trzymał się nieco z boku. Elokwentny, szarmancki, kulturalny. Często zostawał po godzinach w biurze.Po prostu idealny młody pracownik.

Drugie życie bankiera

Miał drugie życie. Uwielbiał obstawiać zakłady bukmacherskie. Już jako 18-letni chłopak jeździł do punktów, gdzie szybko i małym nakładem środków próbował zgarnąć wielką fortunę. Wydawał na hazard niewielkie kwoty, rzędu 30-50 złotych. Był rok 2001. Robak szaleństwa powoli budził się do życia.

Matka Macieja P. mówi: Sama syna podwoziłam do pierwszych w mieście punktów bukmacherskich. Nie przypuszczałam, że może wyniknąć z tego coś złego...

Maciej P. zaczął wygrywać, znał się na sporcie, to jego konik. Oglądał wszystkie transmisje w telewizji, był pasjonatem zawodów żużlowych, sam uprawiał siatkówkę, narciarstwo, chodził na siłownię, basen, jeździł rowerem. Jako fotoreporter zarabiał coraz więcej. Teraz obstawiał zakłady za sumy rzędu 500 złotych.

Robak szaleństwa domagał się jednak większych poświęceń.

Żona: W 2007 roku, przed ślubem dowiedziałam się, że obstawia pieniądze i gra. Raz pożyczył ode mnie 100 zł, potem oddał. Kupił aparat fotograficzny za 4 tys. zł, miał obiektyw za 10 tys. zł. Po ślubie wszystko sprzedał, pieniądze poszły na grę.
Pamięta, że raz mąż sporo wygrał, chciał kupić laptopa, zamówił go, ale zanim sprzęt dotarł do ich domu, pieniądze stracił na zakładach. Gotówkę musiał na gwałt pożyczyć od swoich rodziców.

Żona kontynuuje: Korzystał z mojego konta bankowego i dokonywał przelewów. Pojawiały się kwoty rzędu 10 tys. złotych.
- To z wygranej kochanie - przekonywał. Gdy żona zaproponowała, by odłożyli coś na dom, odburknął, że "na razie nie".

Gdy byli na wakacjach wygrał samochód w konkursie SMS-owym. Wartość SMS-a 1,22 zł, a auto miało wartość 30 tys. złotych. Cieszyli się nowiutkim seatem ibizą. - Myślałam, że mąż ma szczęście... - mówi żona.

Pierwsza wypłata

On jednak w tajemnicy przed wszystkimi zaczął grać pieniędzmi klientów Alior Banku. Pierwszy raz poszedł na całość 14 grudnia 2009 roku. Zlikwidował lokatę terminową klientów Ireny i Mariusza P. Wypłacił 15 tys. złotych, a następnego dnia kolejne 5 tys. Gotówkę podjął z bankomatu.

Nikt nie zauważył kradzieży, więc zaczął doskonalić metodę. Likwidował kolejne lokaty klientów, podrabiał przy tym ich podpisy. Dokumenty świadczyły, że rzekomo to ludzie sami zrywali lokatę przed terminem i osobiście wybierali gotówkę.

Maciej P. znał zwyczaje w banku. Wiedział, że wolno mu wypłacać gotówkę w kasie do 15 tys. złotych, a przelewy nie mogą być większe niż 30 tys. zł. W przeciwnym wypadku musiałby prosić o akceptację innego pracownika. A to groziło wpadką.

Ostrożne manipulacje

Był ostrożny i coraz bardziej przebiegły. Na ofiary wybierał klientów, o których wiedział, że nie korzystają z internetu i bankowości elektronicznej. Tacy musieli przyjść do banku osobiście, by sprawdzić stan konta. Wiedział, że muszą zajrzeć do pracownika, który odpowiada za obsługę ich lokat. Czyli prosto do niego.

Umiał blefować i trzymać nerwy na wodzy. Gdy klientka Z. zjawiła się w banku, od innego pracownika usłyszała, że "w systemie bankowym nie ma jej lokaty". To był kolejny majstersztyk Macieja P., który po wypłacie z kont klientów likwidował ich lokaty i usuwał z systemu wszelkie wzmianki na ten temat.

Kobietę odesłano do niego, bo w końcu był "opiekunem klienta indywidualnego", czyli jej. Kobietę uspokoił, że "była awaria sytemu bankowego, lokata się znalazła, tym bardziej pieniądze". A w tym czasie z konta innego klienta przelał pieniądze na jej konto.Taki manewr powtórzył kilka razy w stosunku do wielu innych osób, które dopytywały się o stan swojej lokaty.

Robak szaleństwa był wniebowzięty, bo Maciej P. szaleńczo obstawiał już olbrzymie sumy na co najmniej sześciu portalach bukmacherskich.

W systemie bankowym Maciej P. dokonywał coraz śmielszych manipulacji, zakładał ludziom konta bez ich wiedzy, przelewał tam gotówkę, wypłacał ją, by grać. Operował przelewami w euro, dolarach i złotówkach. Stworzył fikcyjnych klientów o nazwiskach Tomasz Sak, Dariusz Sak i Tomasz Świętochowski.

Zakładał też rachunki w innych bankach i tam transferował środki. Powoli przestawał panować nad finansową pajęczyną, którą stworzył z takim trudem. Sam się dziwił, że kontrole w banku niczego nie wykrywały.

Koszenie z laptopem

Robak szaleństwa coraz bardziej zaczął wpływać na życie bankiera. Maciej zmienił się fizycznie. Nie dbał o dietę, przestał uprawiać sporty, zerwał kontakty z rodziną i znajomymi. Gdy odwiedzali go w domu, godzinami korzystał z telefonu komórkowego i sprawdzał wyniki meczów. Wszystkich wtedy ignorował. Telewizor musiał być zawsze włączony. Potrafił z laptopem w ręce kosić trawę w ogródku.

Żona: - Nie wyjeżdżaliśmy na wycieczki, nic nie kupowaliśmy, wszystko szło na grę. Maciej P. zaczął ostro pić. Spowodował wypadek, śmiertelnie potrącił pieszego. Wyrok - dwa lata więzienia w zawieszeniu. Gdy prowadził, był trzeźwy.

Wpadka z centrali

Wykrycie nadużyć było kwestią czasu. Stało się to po dwóch latach. Na trop wpadła pracownica Departamentu Bezpieczeństwa w centrali Alior Banku. Zainteresowało ją, dlaczego w tarnowskiej placówce jest tyle przypadków zrywania lokat terminowych przed czasem.

Wykryła, że stoi za tym Maciej P., że na jego rachunek wpłynęła właśnie kwota 30 tys. zł z likwidowanej lokaty. Potem okazało się, że są w systemie fikcyjni klienci, których stworzył pracownik tarnowskiego oddziału banku. Zawiadomiono policję. Zatrzymanie odbyło się sprawnie, po cichu. Przy Macieju P. znaleziono sfałszowane dokumenty, a analiza transakcji, jakich dokonywał, wskazywała, że działał na olbrzymią skalę. By ją ogarnąć, zbadano 43 tys. operacji finansowych, których dokonał. Wysokość wyprowadzonej z banku kasy rosła.

Najpierw ustalono, że to było ponad 900 tys. zł, potem milion, w końcu bilans strat zatrzymał się na sumie 2 559 811 zł i 78 gr.
Z ustaleń policji wynikło, że na koncie portalu www.betfair.com Maciej miał... 37 eurocentów. Z wyciągu wynikało, że suma przegranych sięgała ponad 100 tys. euro.

Na innym koncie Macieja było 33 grosze, a limit wpłat miesięcznych ustawiono na maksymalną kwotę 139 tys. zł. Taka była skala działań Macieja P.

Z kolei z rachunku w banku BRE wynikało, że przelał na grę w sumie 1,8 mln zł, wygrał prawie 500 tys., po czym wszystko przegrał.

Wyrok: 4 lata

Robak szaleństwa został zbadany i dokładnie opisany bynajmniej nie z punktu widzenia specjalisty chorób wewnętrznych, ale przez biegłego sądowego do spraw uzależnień. Nie miał wątpliwości: Maciej P. jest patologicznie uzależniony od hazardu.
Przed sądem Maciej P. przyznał się do winy i poddał karze 4 lat więzienia. Ma też zwrócić bankowi 2,5 mln zł. Bank zajął mu seata, telewizor, kino domowe, kamerę oraz 9,5 tys. zł.

Bank zwrócił poszkodowanym klientom zagarnięte im sumy. Żona Macieja P. złożyła w sądzie wniosek o rozdzielność majątkową. Napisała w nim wprost, że to dlatego, iż mąż jest hazardzistą.

Z 29-letnim Maciejem P., skazanym hazardzistą - rozmawia Artur Drożdżak

Wyjdzie Pan na wolność i...?
Spłacanie pieniędzy to kwestia odległa, być może uda się dogadać z bankiem, bo jemu jestem winny pieniądze, a nie osobom prywatnym. W tym widzę plus, że nie są już pokrzywdzeni klienci, jak np. w przypadku Amber Gold. Tu bank stanął na wysokości zadania, spłacono moje zobowiązania, bo chodziło o kwestię wiarygodności i wizerunku. Za to jestem wdzięczny.

A rodzina?
Dla mnie jest ważne, że mam wsparcie rodziców, że żona mnie nie zostawiła. Mam gdzie się podziać po wyjściu. Nie mam zamiaru wtapiać się w więzienne środowisko. Gdy tu trafiłem, więźniowie podchodzili, pytali czemu nie znaliśmy się wcześniej, na pewno zrobilibyśmy to inaczej. Lepiej. Jak wyjdę, może założę jakąś firmę, chcę normalnie pracować, żyć, mieć życie rodzinne.

Zagra Pan po wyjściu?
Tu nie mam dostępu do internetu, nie ma możliwości obstawiania wyników. Co pewien czas pojawia się myśl, co by się stało, gdybym postawił mecz... Myślę, że kiedy opuszczę celę będzie pokusa zagrania. Przy ustalonym kapitale to się może kiedyś uda. Chyba że nie będzie akceptacji ze strony rodziny, a pewnie nie będzie. Granie to zawsze był dla mnie zastrzyk adrenaliny. Czasem coś wygrywałem, ale ja się z tego nie cieszyłem. Nie były to małe kwoty, lecz wiedziałem, że rośnie zadłużenie.

Warto obstawiać zakłady bukmacherskie?
Wszystko jest dla ludzi. Uprawiając hazard łatwo jednak przekroczyć cienką granicę. W moim przypadku trafiłem na łatwe źródło pieniędzy pracując w banku. Jeśli ktoś nie ma zimnej głowy to będzie mu ciężko.

Ma Pan kontakt z kolegami z banku?
Wiem, że po całej sprawie zwolniono kierownictwo. 2-3 tygodnie temu napisałem list do wszystkich osób, z którymi pracowałem i przeprosiłem za to, co się stało.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska