Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W czwartek usłyszał, że żona chce rozwodu, w piątek zabił

Katarzyna Janiszewska
filip springer
List gończy za Witkiem Z. (lat 27, ok. 172 cm wzrostu, szczupłej budowy ciała, oczy piwne, włosy krótkie, ciemne) policja wysłała w piątek. Znalazł się w niedzielę, chwilę po północy. Z roztrzaskaną głową leżał na chodniku pod blokiem. Przed śmiercią chciał wiedzieć jedno: czy Ewa żyje? - Nie - odpowiedział do słuchawki brat, bo jakoś nie mógł skłamać.

Ślub w tajemnicy

Poznali się trzy lata temu. Chyba przez internet, czy jakoś tak - rodzina nie jest dziś pewna.

Ewa, szczupła blondynka, młodsza o sześć lat, jeszcze się uczyła.
Witek pracował jako suwnicowy, nieźle zarabiał.

Dla nich obojga to była pierwsza prawdziwa miłość. Ale to była ślepa miłość - mówią ci, co obserwowali z boku.

Każde ciągnęło w swoją stronę, każde chciało czegoś innego. A zamiast odpuścić, albo się rozstać - byli razem.

Półtora roku temu urodził się synek. Nie planowali tego. Krew nie woda, młodzieńcza wpadka, zdarza się. Pobrali się w listopadzie 2011 r.

Podobno Witek nie powiedział nic rodzicom. Zrobili to w tajemnicy, a po fakcie oświadczyli: zawarliśmy związek małżeński. Ot tak, po prostu.

Najpierw mieszkali osobno. Ale Ewa naciskała, że tak być nie może, przecież rodzina powinna żyć razem. Wprowadziła się do domu Witka. Tylko że relacje z teściową jakoś nie chciały się ułożyć.

- Rodzice Witka nie akceptowali Ewy - mówi Czesław Nowakowski, wujek. - Nie w smak im był ten związek. Cali w pretensjach, że rodzina biedna. Prawda, że w domu brata się nie przelewało. Ale to porządni ludzie, bogobojni, wódki, papierosów, tego u nich nie było. Od razu zaakceptowali sytuację, słowa wymówki nie robili córce. To tamci nie chcieli dziecka i ciosali synowi kołki na głowie. A Ewa - miła, spokojna, grzeczna, nikomu nie odpyskowała. Nie wiem, na kogo lepszego chcieli trafić.

- Ta dziewczyna to ani w domu, ani przy dziecku nic nie zrobiła - twierdzi przyjaciel Witka. - Nie dorosła do roli żony i matki. Jedyna jej rozrywka: siedzenie przed telewizorem. Mąż zmęczony wracał po pracy, a tu obiadu nie ma, dziecko nieprzewinięte. Mówi: wyłącz ten telewizor. Ale zwrócić jej uwagę, to była obraza majestatu. U tamtych w domu rządził ojciec, głowa rodziny, innych miał za nic. To on zgnębił Witka.

Młodzi wynajęli mieszanie w bloku. Będą sami, tylko oni, wtedy wszystko zacznie się układać. Ale też nie. W sierpniu Ewa zgłosiła, że Witek pobił dziecko i wyprowadziła się z powrotem do rodziców. Synek płakał, nie mógł zasnąć, więc wzięła go do łóżka - opowiadała. - A męża tak to poirytowało, że zepchnął syna nogą i uderzył w twarz.

Policja zatrzymała go na 48 godzin, postawiła zarzuty. Do czasu rozstrzygnięcia sprawy miał zakaz zbliżania się do żony i syna.

Dlaczego trafiło na nią?

W czwartek Witek dowiedział się, że Ewa wniosła do sądu sprawę o rozwód i alimenty.
W piątek świeciło słońce, ostatnie promienie lata. Mama Ewy wyszła przed dom pozbierać pranie, które suszyło się na sznurku. Furtka za jej plecami skrzypnęła. Odwróciła się i zobaczyła zięcia.

- Co ty tutaj robisz? - zapytała. Ale on nic nie odpowiedział, nie reagował kompletnie, jakby jej nie widział, jakby pytania nie docierały do niego. Wszedł do domu, ona za nim. Odepchnął ją tak, że poleciała głową na szafę. Nożem uderzył ją w twarz. Pobiegła do sąsiadów po pomoc.

Parę minut wcześniej - dochodziła godz. 15 - Ewa Niziołek spacerowała z pieskiem ulicą Malinową. Podtarnowskie osiedle, to najspokojniejsza okolica pod słońcem. Zgiełk ulicy, ruch miasta już tu nie dochodzą. Mnóstwo zieleni, domki z wypielęgnowanymi ogródkami, żwirowe alejki, sąsiedzi, którzy znają się od pokoleń, z dziada pradziada. Sielanka, błogi spokój. Na rogu ulic stoi parterowy domek. I jeszcze wtedy - pani Niziołek może przysiąc - nic złego się tam nie działo. Więc to musiały być ułamki sekund. Tyle co zdążyła wrócić do domu, odpiąć pieska ze smyczy.

Chciała właśnie zrobić sobie kawę. Ale nie, najpierw kanapki, bo zgłodniała. Ukroiła kromkę chleba, miała smarować ją masłem. Podniosła wzrok znad kuchennego blatu, wyjrzała przez okno.

- I aż te kanapki, to wszystko z rąk mi powypadało, tak się przestraszyłam - opowiada. - Patrzę, a tu przez trawnik matka Ewy idzie do mnie, twarz cała we krwi. Tak jej to czoło napuchło, że w pierwszej chwili myślałam, że nie ma oka. Idzie i woła: ratunku, pomocy. Wyskoczyłam z siostrą przed dom, chwyciłyśmy sztachety, żeby napastnika jakoś unieszkodliwić. Myślałam, że to napad.

Wcześniej - i to sobie dobrze przypomina - słyszała krzyk dziecka. Ale to normalne, dzieci przecież płaczą, nie zwróciła uwagi. Co innego jakby dorosły krzyczał, wtedy by się zainteresowała. Bo w tym domu nigdy żadnych krzyków, awantur nie było.

- No więc pobiegłyśmy tam - mówi dalej przejęta - ale to już było za późno.
Drzwi do kuchni zamknięte. A w środku cisza taka, że nogi podcinało. Żadnego jęknięcia, stęknięcia, nic. Żadnych oznak życia. Jego też już nie było, zdążył uciec i nikt go nie widział.

Czesław Nowakowski, wujek Ewy, mieszka nieopodal. Tuż pod lasem, do tego lasu Ewa chodziła z synkiem na spacery. Ostatnio miał sporo pracy w szklarni, jakieś domowe obowiązki. Taki był zabiegany, że od kilku dni nie widział siostrzenicy.

- Usłyszałem dzwonek do bramki. Wychodzę, patrzę, pełno ludzi. Myślę sobie, co to za zbiegowisko zrobiło się pod moim domem? Trzymają dziecko, które płacze wniebogłosy. Zabrałem chłopca, żeby się uspokoił. Witek robi rozróbę - mówi sąsiad - Ewa leży pobita. Nawet tam nie szedłem, bo za chwilę przyjechała karetka, policja. Pytam policjanta: to co, bardzo tę Ewę poturbował? A on na to: gorzej, nie żyje - przypomina sobie, a głos mu się łamie. - On naszą Ewę zmasakrował! Dlaczego musiała trafić na takiego diabła?

Tam była złość ogromna

Znaleźli ją w przejściu, między pokojem a kuchnią. Leżała w kałuży krwi, krew była w całym domu. Ewa dostała kilkanaście ciosów nożem w głowę, twarz i szyję. Zabójczy cios przeciął jej tętnicę. Zadawane razy były tak silne, że nóż się połamał.

Podobno - choć do końca tego nie wiadomo - Witek miał ten nóż z sobą. Więc szedł już z zamiarem zabicia? Idąc na spotkanie z nożem, planował go pewnie użyć. Jeśli znalazł go w domu - znaczy decyzję podjął pod wpływem chwili. Może przyszedł w dobrych zamiarach, żeby się rozmówić, pojednać? Ale Ewa krzyknęła: już cię nie kocham, nie będziemy razem, nigdy do ciebie nie wrócę. Tak też mogło być. Więc chciał ją nastraszyć i sytuacja wymknęła się spod kontroli?

Dr Maciej Szaszkiewicz, psycholog: Jeśli mamy do czynienia z nieznanym sprawcą i takimi obrażeniami, od razu stawiamy hipotezę, że dokonała tego osoba bliska. Bo tylko bliski człowiek wyzwala takie emocje, może nas doprowadzić do pasji. Z punktu widzenia kogoś, kto chce zabić, takie działanie jest bezsensowne. Powinien raczej atakować serce, ośrodki ważne dla życia. Głowa takim nie jest. Ale przez twarz identyfikujemy siebie. Zniszczenie twarzy ofiary to symboliczne zanegowanie z nią bliskości. Ktoś, to atakuje twarz, działa w ogromnej złości, chwilowej nienawiści.

Psychologia w takich wypadkach mówi o gwałtownym, doraźnym konflikcie interpersonalnym. Kumulacja napięć, negatywnych emocji jest tak wielka, że normalny, spokojny człowiek przestaje się kontrolować.

Poczucie przegranej

Na zewnątrz wszystko wydawało się układać bajkowo. Mieli gdzie mieszkać, za co żyć. Synek zdrowy, niczego im do szczęścia nie brakowało. Co działo się za murami pozorów, wiedzieli tylko oni. Teraz obie rodziny oskarżają siebie nawzajem o to, co się stało. Wcześniej nie chcieli zaakceptować życiowych wyborów swoich dzieci.

- Najbardziej dobiła Witka ta historia z dzieckiem - mówi jego przyjaciel. - A on przecież nie pobił własnego synka, zarzekał się, zaklinał. Wziął wtedy poduszkę i poszedł spać do drugiego pokoju. Rano się pożegnali z Ewą: cześć kochanie. Normalnie. W ciągu dnia rozmawiali przez telefon. I nagle ona idzie na policję. Witek wraca z pracy, a tu kajanie, dołek, po prostu pokazówka. Bardzo to przeżywał, kotłował się w nim żal, frustracja. To był normalny, spokojny chłopak, znałem go od małego. Wrażliwy, trochę nieśmiały. Nie miał mocnego kośćca psychicznego.

Dr Szaszkiewicz: To nie był zdemoralizowany zabójca. Po prostu wszystko, co się stało, przekroczyło jego możliwości adaptacyjne. Każdy może zabić. On działał w ogromnym wzburzeniu, pod wpływem emocji. Miał poczucie krzywdy, przegranej. Krytykowany przez wszystkich, w nikim nie miał oparcia. Na dodatek stracił to, co najważniejsze. Może przyszedł odzyskać żonę i dziecko? A gdy zrozumiał, że to się nie uda, postanowił: nikt ich już nie będzie miał? Musiało mu na nich zależeć.

Czy żona żyje?

W piątek Witek zniknął i od tego czasu nie było z nim kontaktu. Nie wiadomo, co robił, gdzie był. Teraz matka podejrzewa, że ukrywał się w kościele. Może nawet poszedł do spowiedzi, ale - to raczej pewne - nie dostał rozgrzeszenia? Na pewno dużo myślał. Wahał się, jeszcze nie był zdecydowany. Gdyby znalazł się wtedy ktoś, kto by mu to wszystko odradził. Przetłumaczył, że z każdej sytuacji jest wyjście. Nie było nikogo.

Brat Witka, który uczy się w seminarium, w niedzielę miał wrócić do kraju z misji w Boliwii. I wszystko wygląda tak, jakby Witek na niego czekał. Jakby nikogo nie chciał pominąć, kiedy będzie się żegnał. Rodzina, przyjaciele, znajomi wydzwaniali do niego przez trzy dni, od nikogo nie odbierał telefonu. W niedzielę, chwilę przed północą, odebrał. Powiedział bratu, że jest na osiedlu w centrum Tarnowa. Zapytał o żonę, czy żyje. A brat nie potrafił skłamać.

- Wszystko się ułoży, nawet więzienie, to nie koniec świata - tłumaczył mu drugi brat, z zawodu policjant.

- Czekaj na nas, zaraz przyjedziemy po ciebie. - Do więzienia iść nie mogę - odpowiedział Witek, nie wytrzymam tam.

- Zadzwoniłem do nich, kiedy byli w drodze - opowiada przyjaciel rodziny. - Chciałem się dowiedzieć co się dzieje, co z Witkiem? Dojeżdżamy - mówi jego brat - zaraz będziemy na miejscu. I nagle krzyk w słuchawce: rany boskie, nie zdążyłem…

(imiona i inicjały małżonków zmienione)

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Zbuntowany jezuita. Przed Natankiem był ksiądz Kiersztyn

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska