Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stuhr. Włosi krzyczą z energią, a my... z nienawiścią

Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr fot. Andrzej Banaś
Stajemy się nałogowymi oglądaczami naszej odrażającej polityki. To wciąga, jak narkotyk. Ale czy można w tym jeszcze znaleźć jakiś "punkt zaczepienia" dla poczucia wspólnoty, jakąś potrzebę współuczestnictwa?

Jest coraz trudniej. Pierwszy z brzegu przykład, dotyczący dziwnych meandrów politycznego savoir-vivre'u. Widziałem wywiad z panią premier robiony przez bardzo zresztą miłą i sprawną dziennikarkę, panią Kolendę-Zaleską. I zdumiałem się. Dziennikarka nie dała pani premier jednego zdania skończyć. Po prostu wchodziła jej w każde słowo, jakby to była jej koleżanka.

Zmieniła się nam obyczajowość, a nawet dobre wychowanie! Te kłótnie polityków, to wieczne przebijanie się dziennikarzy, te rozwrzeszczane osoby na każdym kroku spowodowały, że nie ma czegoś takiego, co niegdyś określano jako bon-ton! Zwróciłem na to uwagę już przy prezydencie Komorowskim. Ostatnie rozmowy z nim były żenujące w nachalności, we wchodzeniu mu w słowa, w zakrzykiwaniu. No przecież tak nie można! Przecież to była jeszcze głowa państwa!

To przeszło z walki politycznej. Teraz przeciwnicy polityczni napadają na panią premier, że wymusza na prezydencie Dudzie Radę Gabinetową, że złośliwie naciska, że jest niegrzeczna. A wszyscy zapomnieli, że już na początku użyła w tej sprawie słowa "proszę". Ale słowa "proszę" w polityce nikt nie zauważa. A prosić prezydenta każdy może. A co dopiero, gdy robi to premier, w tak ważnej sprawie.

To pewnie nie jest ich wina: oni wszyscy stępieli, nawet nie zauważają wrzasku, a to się potem przenosi na dzieci, na sąsiadów, na ludzi w ich codziennych kontaktach, i na ulicę. Wszyscy pyskują w Polsce. Włosi też krzyczą, ale nie widać w ich oczach nienawiści, jest to raczej wyraz temperamentu i energii, a nie chęci "dowalenia", zmieszania z błotem, oplucia, jak u nas.

Zaczynam mieć obawy o państwo. Sam się dziwię, że dopiero teraz. Pewnie dlatego, że tak trochę żyłem obok, stać mnie było już dawno na pewną niezależność. Ale teraz się boję, bo zaczyna się frymarczyć referendami…

Czytam profesora Zolla, który pisze, że referendum jest niekonstytucyjne, a obok na tej samej stronie inny profesor mówi, że to jest konstytucyjne - to co normalny obywatel praworządnego państwa ma z tego wiedzieć? A prezydent, który w tej napiętej sytuacji nie chce się spotkać z premierem rządu, to kim jest?

Jak to jest do pomyślenia, żeby głowa państwa nie chciała się spotkać z premierem? I mnie to nie obchodzi, że - jak się mówi - prezydent już czeka na nowego premiera, więc pewnie ten "międzyczas" chce sobie "odpuścić". Mnie to nie obchodzi, bo ja wciąż naiwnie wierzę, że jest on niezawisły i niezależny. I jak powiedział jest prezydentem wszystkich Polaków. Czyli moim też, bo ja szanuję demokrację i praworządność. A odkąd go zaprzysiężono i dano mu Orła Białego, jest naszym prezydentem, a ja jestem lojalistą.

Ale jeśli on będzie ten mój szacunek rozmieniał na drobne, to ja się załamię. Ja, który chcę być praworządnym obywatelem tego kraju, nigdy z niego nie wyjechałem, zachowywałem się zawsze bardzo lojalnie, byłem zawsze ambasadorem kultury polskiej.
Nawet w moich pracach pedagogicznych za granicą - zawsze propagowałem kulturę polską. Gdy do ćwiczeń dostawałem swobodę doboru repertuaru, to zawsze był to polski utwór. I w Bolonii, i w Perugii i wszędzie. Ja chcę być ciągle lojalnym obywatelem tego kraju. Na emeryturę nie przechodzę, czyli nie obciążam ZUS-u, pracuję dalej.

Ale jeśli ma być poważnie, to chcę, żeby zadano mi w referendum bardzo konkretne pytanie: czy godzę się na to, żeby pracować krócej i otrzymywać mniejszą emeryturę, i moje dzieci też - czy też godzę się na to, żeby pracować dłużej, żeby moje dzieci i wnuki też miały wyższą emeryturę?

Tak powinno być sformułowane pytanie. A tak, jak jest, to w połączeniu z pytaniem o sześciolatki wygląda, że my jesteśmy leniwym krajem. Bo jak "poszliśmy na swoje" to zaczęliśmy ostro pracować.

Ale teraz? Te dwa pytania świadczą raczej o "leniuchowatości" i krótkowzroczności. Bo dzieci mają się jeszcze rok dłużej bawić, a my dwa lata wcześniej odpoczywać, a o finansowej stronie tego usankcjonowanego lenistwa nikt nie chce nawet do nas mówić?

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska