Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinna tragedia w Rudniku. Aż śmierć ich rozdzieliła...

Maria Mazurek
Nikt w Rudniku, powiat myślenicki, nie dziwi się, że Małgorzata i Stanisław, choć zginęli tego samego dnia, leżą tak daleko od siebie. Bo jak obok Małgorzaty pochować człowieka, który najpierw ją zabił, potem spalił jej ciało, a na koniec targnął się na swoje życie?

Grób Małgorzaty, szczelnie przykryty herbacianymi różami, kwiatami rumianku i więdnącymi powoli słonecznikami, leży na lewo od cmentarnej bramy. Tabliczka przy krzyżu informuje, że "Małgorzata W., Najukochańsza Mamusia, zmarła 14 sierpnia 2015 roku. Miała 51 lat".

Grób jej męża, o cztery lata starszego Stanisława, leży na drugim końcu rudnickiego cmentarza: od wejścia trzeba kierować się na prawo i dojść praktycznie na sam kraniec, pod ogrodzenie. Przykryty kilkoma skromnymi wieńcami, głównie chryzantem (od siostry z rodziną, od brata z rodziną, od kolegów z Polskiego Związku Hodowców Gołębi, oddział Sułkowice), nie ma nawet tabliczki, krzyża.
Dorosłe już dzieci W. (dwóch synów, jedna córka) miały - jak niesie gminna plotka - z wściekłości na ojca ten krzyż własnoręcznie wyrwać.

Pieniędzy nie brakowało
No więc teraz ich biały, elegancki dom z ozdobnymi filarkami i dachówką w kolorze czerwonym, stoi pusty. Tylko po zadbanym ogrodzie z równo przystrzyżonymi tujami biega samotny wilczur, którego ponoć dokarmiają sąsiedzi.

W tym białym domu mieszkało sześć osób: Małgorzata, Stanisław, jego 91-letnia, schorowana matka i troje dzieci W.
To znaczy, nie licząc staruszki, wszyscy domownicy przyjeżdżali na kilka miesięcy w roku, a pozostałe pracowali przy zbiorach w Niemczech. Na raty, żeby ktoś zawsze był na miejscu i zajmował się babcią.

Ostro harowali, mówi pani sołtys Zofia Góralik, żeby niczego w tym domu nie zabrakło.

I faktycznie - nie brakowało ani pieniędzy, ani dużego telewizora, ani przepięknych mebli. Brakowało tylko jednego: zgody.
Policja 14 sierpnia, około godz. 21, dostała dwa zgłoszenia: jedno od Małgorzaty, że mąż próbuje dostać się do pokoju, w którym się zamknęła, żeby ją zabić. Kolejne, kilka minut później, przyszło od sąsiadki.

Zadzwoniła, gdy w domu W. już się paliło.

Śledczy zawsze w takich sytuacjach przezornie mówią: "badamy okoliczności zdarzenia". Ale, na razie, widzą to tak: Stanisław siłą dostał się do pomieszczenia, w którym przed nim schowała się Małgorzata, zabił ją jakimś ostrym narzędziem, następnie oblał tę część domu benzyną i podpalił. Potem dostał się do przybudówki i tam się powiesił.

- Oczywiście tę wersję ostatecznie potwierdzą dopiero badania zlecone w Instytucie Ekspertyz Sądowych i opinia powołanych w tej sprawie biegłych - zastrzega prokurator Izabela Niezgoda, wiceszefowa Prokuratury Rejonowej w Myślenicach. - A to potrwa jeszcze co najmniej miesiąc. Nasze śledztwo jest w bardzo wstępnej fazie i wiadomo na razie niewiele ponadto co przypuszczano od samego początku - dodaje prok. Niezgoda.

Po tragedii staruszkę (wieczorem 14 sierpnia znajdowała się w domu, ale nic jej się nie stało) zabrała jej córka. 91-latka mieszka teraz w Nowej Hucie. Dzieci Małgorzaty i Stanisława wyjechały natomiast na kolejne prace do Niemiec i - z tego co mówiły pani sołtys - do Rudnika wracać nie zamierzają.

- Może sprzedadzą ten dom? - zastanawia się pani sołtys. - Tylko kto go kupi? Z takim piętnem? Ta historia obiegła przecież całą Polskę. Ja bym takiego domu nie kupiła... - zamyśla się.

Jeśli policja nie pomoże, to nikt
Fakty są takie: w domu na pewno były już wcześniej awantury. Policja była wzywana wielokrotnie. Ostatnie dwa razy to Stanisław zgłaszał, że synowie pastwią się nad nim. Tylko - jak dodaje rzecznik małopolskich funkcjonariuszy, podinsp. Mariusz Ciarka - na policję można zgłosić wszystko. Nawet jeśli nie ma to nic wspólnego z prawdą.

- Po pogrzebie na wsi mówiło się, że może to synowie są współwinni - wspomina pani sołtys. - Ale osobiście w to nie wierzę. Przyszli po pogrzebie do mnie sami, żebym podbiła im papiery przed wyjazdem do Niemiec i przy okazji się wygadać - wspomina pani sołtys. - I jak zaczęli mi opowiadać, co w tym domu się ostatnio działo, to aż zaczęły mnie przechodzić ciarki. W tych czterech ścianach trzymali swoją tajemnicę i rosnące między nimi napięcie. Stanisław ponoć pastwił się nad Małgorzatą. Nie tylko fizycznie. Wie pani, przemoc fizyczna nie jest wcale najgorsza. Siniaki w końcu się goją. Znacznie gorsze i boleśniejsze są rany na psychice - stwierdza pani sołtys.

Rodzina zgłaszała swoje problemy jedynie na policję, prosząc o doraźne interwencje. - Znam we wsi praktycznie każdego. Ich również dobrze kojarzyłam i przez te wszystkie lata wydawało mi się, że są normalną rodziną. Kulturalni, dość zamożni, bardzo pracowici. Zapytałam dzieci, czemu nie prosili mnie o pomoc, czemu nie zapytali, gdzie można zgłosić takie problemy? Przecież są różne centra pomocy rodzinie, jest dostępna pomoc psychologiczna. Ale oni wstydzili się. Poza tym myśleli, że jeśli policja nie jest w stanie im pomóc, to już nikt - mówi sołtys.

Ktokolwiek wie
We wsi mówi się (choć nikt oficjalnie tego nie potwierdza), że problemy w rodzinie W. zaczęły się 12 lat temu.

Wówczas Stanisław miał zostać po raz czwarty ojcem. Matką zaś miała być siostra Małgorzaty. Wtedy Małgorzata urwała kontakt ze swoją rodziną. Starała się jednak wybaczyć mężowi, bo ich dzieci były jeszcze nieletnie. Lecz potem dojrzały i ponoć, jak mówią mieszkańcy Rudnika, Małgorzata zwierzyła im się z pilnie strzeżonej tajemnicy.

A dzieci murem stanęły za nią. Mówiły ojcu wprost, bez owijania w bawełnę, co myślą na jego temat. Wtedy w rodzinie W. na dobre zaczęły się awantury.

Ale to jedynie plotka powtarzana na ulicach Rudnika. Trudno powiedzieć, co naprawdę mogło wydarzyć się w tym opuszczonym dziś domu.

Najbliżsi sąsiedzi, którzy musieli słyszeć rodzinne awantury, mają niewiele do powiedzenia. Sąsiadka, ta która wezwała policję widząc ogień, nie chce rozmawiać.

Pan Stanisław, parę domów dalej, twierdzi zaś, że to już za duża odległość, by coś konkretnego o tej rodzinie powiedzieć. Na pogrzebie Stanisława, owszem, był. Bo Stanisław to był uprzejmy człowiek, koleżeński. Tylko gdy popił, robił się głupawy.
Od wilczura biegającego samotnie po zadbanym podwórku też nie dowiemy się prawdy.

***

Rudnik. Wieś położona w gminie Sułkowice, w powiecie myślenickim, w Pogórzu Wielickim. Liczy trzy tysiące mieszkańców. W XV-XVI wieku wydobywało się tu rudy żelaza (stąd, prawdopodobnie, nazwa miejscowości).

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska