18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na złość wezwał zakład pogrzebowy do żywego sąsiada

Artur Drożdżak
Andrzej M.
Andrzej M. fot. Artur Drożdżak
35-letni mężczyzna kilka miesięcy nękał znajome małżeństwo spod Oświęcimia. Szczytem prześladowań było wezwanie pracowników oświęcimskiego Zakładu Pogrzebowego Gloria, by... zabrali zwłoki rzekomo zmarłego Jana E. Tymczasem emerytowany górnik cały czas żyje i ma się świetnie. Sprawa dręczyciela trafiła do sądu i Andrzej M. usłyszał właśnie wyrok. Nękanie zaczęło się przed laty, gdy Adam, syn państwa E., wyprowadził się z domu i zamieszkał z kolegą Andrzejem M. w Tychach. Złośliwe zachowania przybrały na sile w lipcu ub.r.

- Jednego dnia dostałam 80 SMS-ów, kolejnego mój pracodawca został zasypany szkalującymi mnie e-mailami. Były również groźby, że stanie się nam krzywda - opowiada 49-letnia Zofia E. Zdarzyło się też, że prześladowca zamówił na koszt państwa E. kilkanaście sztuk pizzy, piwo, napoje.

- Wszystko przywieziono z pobliskiej restauracji Galicja. Odmówiliśmy zapłaty 200 zł rachunku, bo to nie my złożyliśmy zamówienie, tak duże jakbyśmy co najmniej urządzali wesele - potwierdza 52-letni Jan E. Nie pomogła zmiana numerów telefonów, wyłączanie aparatów.

Kulminacją dręczenia było wezwanie w listopadzie ub.r. pracowników zakładu pogrzebowego, by zabrali z domu rzekomo martwego Jana E.

- Od zgłaszającego nie mogłem się dowiedzieć, czy na miejscu był już lekarz i wystawił kartę zgonu. Zgłoszenie było dziwne, dlatego pojechałem pod wskazany adres, jednakże nie karawanem, ale prywatnym autem, by nie wystraszyć rodziny - potwierdza Maciej Jaromin, współwłaściciel Zakładu Pogrzebowego Gloria. Pamięta, że przed laty miał podobną historię, ale wtedy w błąd wprowadziła go konkurencja stosująca niedozwolone metody.

- Pojechałem na wezwanie grubo po północy, otworzyła pani w szlafroku, a my z noszami po zwłoki. Okazało się, że nikt jednak nie umarł. Skończyło się nerwowo, a ja miałem nauczkę - wspomina mężczyzna.

W przypadku Jana E. zachował ostrożność, tym bardziej że oddzwonił na numer, który się wyświetlił w trakcie zgłoszenia. Odebrał ten sam mężczyzna, Jaromin poznał go po głosie, ale rozmówca zaprzeczał, by to on zgłaszał zgon Jana E. Właściciel zakładu pogrzebowego pojechał jednak pod wskazany adres. Drzwi otworzył mu... rzekomo zmarły Jan E. Był w dobrej kondycji, zdziwiony niespodziewaną wizytą. - Trochę mnie zaskoczyła informacja, że pan przyjechał po moje zwłoki. Nie wytrzymałem, zawiadomiłem policję - opowiada Jan E. Tym bardziej że miał uzasadnione podejrzenia, kim jest żartowniś.

- Dziś można się już śmiać z tego incydentu, ale wtedy mnie i żonie wesoło nie było - opowiada pokrzywdzony.
Za swoje zachowanie dręczyciel został pociągnięty do odpowiedzialności prawnej. Wcześniej policja raz umorzyła dochodzenie o złośliwe nękanie rodzi- ny E., tym razem dowody były pewniejsze.

W lutym br. Andrzeja M. skazano na 1000 zł grzywny za to wykroczenie. Obwiniony złożył jednak skuteczne odwołanie, ponieważ wyrok zapadł bez jego obecności.

Kolejna sprawa była już z jego udziałem, 35-latek osobiście zjawił się przed Sądem Rejonowym w Oświęcimiu. Średniego wzrostu, krótko ostrzyżony, szczupły, blondyn. Na rozprawie wyraźnie trzęsły mu się ręce.

- Przyznaję się do winy. Robiłem to, by dokuczyć rodzicom Adama E., bo on z kolei mnie dokuczał - opowiadał.
Sędzia Konrad Gwoździewicz dopytywał się, czy zawiadomienie pracowników zakładu pogrzebowego, by pojechali do Jana E. miało być żartem.

- Tak, wysoki sądzie. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, jak rodzina mężczyzny może zareagować na widok karawanu - nie krył mężczyzna. Przepraszał za swoje zachowanie, obiecywał poprawę i dobrowolnie poddał się karze. Sąd skazał go na miesiąc ograniczenia wolności i 40 godzin prac społecznych.

- I mam nadzieję, że więcej się nie zobaczymy na sali rozpraw - rzucił sędzia Gwoździewicz. 35-latek obiecywał, że nie będzie już nękał rodziny E.

- Niech tylko jeszcze raz zadzwoni lub wyśle SMS, to od razu zgłosimy sprawę na policji - odgraża się zirytowana Zofia E. W takim przypadku sąd nie będzie już tak łagodny, bo po ostatniej zmianie przepisów - za złośliwe nękanie SMS-ami lub telefonami, czyli za tzw. stalking, od czerwca oskarżonemu grozi kara pozbawienia wolności do trzech lat.

Chuligani obrzucili tramwaj płytami chodnikowymi. Zobacz zdjęcia!

Zapraszamy do bezpłatnej rejestracji. Zapewni ona dostęp do wszystkich, również tych najbardziej wartościowych, najwyższej jakości tekstów i materiałów. Zarejestruj się na stronie "Gazety Krakowskiej

Trwa konkurs na Miss Lata. Zgłoś swoją kandydaturę!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Na złość wezwał zakład pogrzebowy do żywego sąsiada - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska