Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karski i Kaja: Miłość piękna, choć tak mało romantyczna

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Kaja Mirecka-Ploss towarzyszyła Janowi Karskiemu w ostatnich latach jego życia. - To on nauczył mnie patrzeć z dumą na swoje życie - mówi
Kaja Mirecka-Ploss towarzyszyła Janowi Karskiemu w ostatnich latach jego życia. - To on nauczył mnie patrzeć z dumą na swoje życie - mówi Marcin Makówka
Karski, legendarny kurier Polskiego Państwa Podziemnego, mówił do niej: - Kaju, kochanie, mamy tyle lat, że możemy mówić wszystko. Najwyżej ludzie pomyślą, że zgłupieliśmy na starość. Kaja Mirecka-Ploss nauczyła się więc opowiadać historię swojego życia z dumnie podniesioną głową. Nic dziwnego, że Agnieszka Holland chce nakręcić o tej niezwykłej kobiecie film - pisze Maria Mazurek

Ona

: dystyngowana, elegancka, w butach od Prady i subtelnej, złotej biżuterii. Usta dokładnie pomalowane czerwoną szminką. Na jej 88-letniej twarzy wciąż widać blask dawnej urody. Prawdziwa dama. - Prosiłam Boga, aby na starość dał mi dach nad głową i chleb. Dostałam coś ekstra i to staram się zwrócić, pomagając biednym dzieciom. To moja największa duma. To cel mojego życia - uśmiecha się.

Sekrety przeszłości

Bo na buty Prady nie zawsze było ją stać. Był czas, kiedy nie było ją stać na żadne buty. Do szkoły w rodzinnym Nakle Śląskim, która dziś nosi jej imię, chodziła boso. - Ojciec ślusarz, dziadek organista. Klepaliśmy straszliwą biedę - opowiada.
Kiedy wybuchła wojna, miała 11 lat i skończone zaledwie kilka klas podstawówki. Trafiła do obozu dla małoletnich w Niemczech.

Długo na temat tych doświadczeń milczała. Przełamała się dopiero w latach 70., kiedy poznała Karskiego. To jemu pierwszemu opowiedziała o tym, co przeżyła podczas wojny. Wcześniej nie zwierzała się z tego nawet mężom: aktorowi Wiesławowi Mireckiemu i sowietologowi Sidneyowi Ploss. - A gdzieżby oni, wykształceni bogacze, to zrozumieli?! - wzburza się, gdy pytam, dlaczego ukrywała wojenne przeżycia.

A po chwili łamiącym głosem dodaje: - Jak mówić o tym, że było się gwałconą przez komendanta obozu, któremu musiałam przy tym wszystkim śpiewać nazistowskie piosenki? Bo w innym wypadku, za przeproszeniem, mu nie stawał?

Dama na salonach

Ale los się odwrócił. Po wojnie znalazła się w Londynie, wyszła za Wiesława Mireckiego, starszego od niej o 14 lat aktora, syna dyrektora banku. Miała pieniądze. Skończyła wydział mody na londyńskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pod koniec lat 50., za namową męża, który dostał angaż w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, wróciła do Polski. - Zastałam Polskę źle ubraną, smutną, szarą - opowiada. Właśnie dlatego założyła legendarne sklepy "Moda Polska".

Mirecka błyszczała na salonach: wykształcona, świetnie ubrana, piękna, charyzmatyczna. Wrażliwa, a zarazem zadziorna, trochę pyskata.

Błyszczeć przestała, kiedy zainteresowała się nią Służba Bezpieczeństwa. Funkcjonariusze postawili sprawę jasno: albo skompromituje założycieli Radia Wolna Europa, albo sama będzie mieć problemy. - A to byli moi przyjaciele, którzy dali ludziom cień nadziei na wolną Polską. Jakbym mogła się na to zgodzić? - pyta.

Kolejne miesiące były dla niej piekłem: esbecy gnębili jej ojca, nachodzili ją, zamknęli w areszcie. W 1966 roku musiała uciekać do Stanów Zjednoczonych. Pomógł jej w tym przyjaciel z Londynu, znany sowietolog Sidney Ploss.
W 1969 r., po rozwodzie z Mireckim, wyszła za niego za mąż. Ale, wyznaje, to nie było udane małżeństwo. Brakowało bliskości, zaufania, więzi emocjonalnej.

Ale mimo to w Stanach nieźle się odnalazła. W 1989 r. przejęła kierownictwo nad Amerykańską Radą Kultury Polskiej. W 1991 r. została dyrektorem Amerykańskiego Centrum Kultury w Waszyngtonie. Polonia amerykańska okrzyknęła ją najważniejszą Polką na emigracji.

Dla Pani zrobimy wyjątek

Nie zapomniała jednak o swoich korzeniach. Wierzy, że to, co dostała od losu, musi oddać potrzebującym. Pomogła już ponad 200 biednym dzieciom z Polski - do USA zaprosiła m.in. dzieci ofiar katastrof górniczych i mieszkańców Jedwabnego. - To młodzi ludzie, którzy często w swoim życiu nie jechali nawet pociągiem. Zapraszając ich do Stanów, pokazuję: wszystko jest możliwe!

Czasem myśli o śmierci - wszyscy bliscy jej ludzie przecież już odeszli. - Ja umrę tam, w Stanach. Już się z tym pogodziłam. Ale pochowana zostanę w Nakle, tutaj, gdzie się wychowałam - oświadcza stanowczo. A potem zawadiacko dodaje, że już nawet z księdzem ustaliła, że spocznie tam razem ze swoimi kotami. - Obiecał mi: dla Pani zrobimy wyjątek.

On

: najbardziej znany kurier i emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego, człowiek, który podczas wojny próbował wykrzyczeć całemu światu: ratujmy Żydów przed zagładą! Nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla, odznaczony tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata i Orderem Orła Białego. Zmarł w 2000 r. w Waszyngtonie. Kilka dni temu prezydent USA, Barack Obama, przyznał mu pośmiertnie najważniejsze amerykańskie odznaczenie - Medal Wolności.

Czując oddech śmierci

Kaja Mirecka-Ploss: - Szlag mnie trafia, że mówią o Karskim wyłącznie w kontekście tego, co zrobił dla Żydów. Albo medali, które za to dostał. Pani nie wyobraża sobie, jaki to był dobry człowiek. Owszem, zapisał się na kartach historii jako obrońca Żydów, i to była najważniejsza rzecz w jego życiu. Ale był też obrońcą ludzi biednych, starych, o innym kolorze skóry albo innym kształcie oczu.

Karski urodził się w 1914 r. w Łodzi. W przedwojennym Lwowie skończył prawo i dyplomację. W styczniu 1939 r. został zatrudniony w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W czasie wojny nadal służył państwu polskiemu. Był kurierem, emisariuszem - ciągle musiał uciekać, narażać się. Kilkakrotnie znalazł się w niewoli. Śmierć wciąż zaglądała mu w oczy. Zawsze jej uciekał. Ale nie zawsze uciekali jego współpracownicy. Karski wyliczył, że 30 osób zginęło, by on mógł żyć. Mirecka-Ploss twierdzi, że do swoich ostatnich dni nie mógł się z tym pogodzić.

Najważniejsza misja

Był 1942 rok, kiedy Karski, w przebraniu niemieckiego żołnierza, wdarł się do warszawskiego getta, a potem do niemieckiego obozu zagłady "Bełżec". Obrazy, które tam zobaczył, długo nie pozwalały mu spać.
Po relacji Karskiego spokojnie zasnąć nie mógł też premier emigracyjnego rządu, gen. Władysław Sikorski. Wysłał Karskiego do prezydenta USA, Franklina Roosevelta. Ten przerwał opowieść emisariusza o holokauście, zadając pytanie: a jak się mają konie w okupowanej Polsce?

Karski nie dawał za wygraną. Błagał wszystkich możnych w Ameryce, aby ratowali Żydów. Zwracał się do biskupów, polityków, artystów z Hollywood. Relację o holokauście nauczył się przedstawiać w 18 minut, aby nie zanudzać swoich rozmówców.

Ale ci mieli go za wariata. To, co mówił o zagładzie Żydów, wydawało się Amerykanom tak nieprawdopodobne, że nikt mu po prostu nie wierzył.

Do czasu. Po wyzwoleniu obozów koncentracyjnych Amerykanie przeżyli szok. Pewnie niejeden z rozmówców Karskiego przypomniał sobie wtedy relację kuriera.

Miłość i śmierć

Po wojnie został w Stanach, przez 40 lat wykładał stosunki międzynarodowe i teorię komunizmu. Ożenił się z polską Żydówką Polą Nireńską. Dla niego żona zmieniła wyznanie na katolickie. A potem nigdy nie potrafiła wybaczyć tego ani sobie, ani Karskiemu. Zapytała kiedyś Mirecką-Ploss, której drugi mąż też był Żydem, czy nie chciała, aby zmienił dla niej swoją wiarę? Ona odpowiedziała: nie, pokochałam go takim, jakim był. Nireńska zasmuciła się: widać Jan nie kocha mnie... I choć Ploss-Mirecka przekonywała ją, że to nieprawda, że Nireńska jest miłością jego życia, ta w 1991 r. popełniła samobójstwo.

Oni:

Mirecka- Ploss i Karski związali się po samobójczej śmierci Nireńskiej. Wcześniej przyjaźnili się przez 20 lat.
Mówił do niej: - Kaju, jesteś moją ostatnią miłością, moim życiem, Tyś mi to życie przedłużyła. Kilkakrotnie jej się oświadczał. Ona ślubu nie chciała. - Kochałam go, był najbliższą mi osobą, największym przyjacielem. Ale to nie była miłość romantyczna, nie byliśmy kochankami. Raczej towarzyszami jesieni życia - opowiada.

To dzięki niemu zaczęła spoglądać na swoją przeszłość dumnie. Mawiał do niej: - Kaju, mamy tyle lat, że możemy mówić wszystko. Najwyżej ludzie pomyślą, że zgłupieliśmy na starość.

Mirecka-Ploss wspomina też inne powiedzenie Jana: - Pamiętaj, że jeśli Bóg zamyka przed Tobą jedne drzwi, to tylko po to, aby otworzyć kolejne.

Kaja doskonale pamięta tę datę: 9 lipca 2000 roku. Wtedy po raz pierwszy zrozumiała: on umiera. - To była niedziela, zastałam go modlącego się. Zapytałam: "o co się modlisz?". On odpowiedział: "o spokojną śmierć". Umarł cztery dni później. Jego ostatnią wolą było, aby to ona została wykonawczynią jego testamentu. Zadzwonili ze szpitala: musiała zidentyfikować ciało, przygotować go do pochówku. - Zaniosłam jego najlepsze ubrania, aby elegancki stanął przed Bogiem. Włożyłam mu w dłonie mój różaniec. Bo z jego różańcem zostanę pochowana ja.

Damy Ci więcej!Zarejestruj się!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska