Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Padały trony, a Rydzowski ochrypł

Sławomir Sowa
Łódź żywiołowo świętowała i odzyskanie niepodległości, i każdą jej rocznicę
Łódź żywiołowo świętowała i odzyskanie niepodległości, i każdą jej rocznicę
11 listopada 1918 roku niepodległość przyszła do Łodzi prawie sama. Stosunkowo niewielu musiało walczyć o nią z karabinem w ręku i niewielu musiało oddać za nią życie. Patriotyczne uniesienie i poczucie dokonującego się przełomu szło w parze z codziennymi troskami: za co przeżyć zbliżającą się zimę, skąd wziąć dla dziecka nauczyciela gry na cytrze albo do którego to doktora wybrać się z świerzbem lub jeszcze brzydszą chorobą.

11 listopada 1918 roku wypadł w poniedziałek. Rozbrajanie niemieckich żołnierzy, krwawe starcie na placu Wolności, zdobywanie dworców Kaliskiego i Fabrycznego - to wszystko zaczęło się po południu. Ale coś święciło się już od rana, o czym łodzianie mogli przeczytać w porannych gazetach. Kto miał 20 fenigów, mógł przeczytać w dzienniku politycznym, społecznym i literackim "Godzina Polski" o przyjeździe brygadiera Piłsudskiego do Warszawy. Gazeta poświęciła Piłsudskiemu całą pierwszą stronę, zilustrowaną rysunkowym portretem komendanta.

"Wczoraj powrócił do Warszawy z niewoli w Magdeburgu komendant Piłsudski - pisał redaktor Godziny. - Okoliczności, w których to się stało przypominają najpiękniejszą epokę z dziejów wysiłków ludzkości o wolność i wyzwolenie. Jak w roku czterdziestym ósmym, podczas wojny ludów, gdy zrewolucjonizowany lud berliński uwolnił siłą z więzienia w Moabicie Mierosławskiego i na rękach zaniósł go przed zamek królewski, tak teraz znowu Polak był dla Niemców uosobieniem tych ideałów, o które walczą. Polak ten - to komendant Józef Piłsudski".

W podobne tony uderzył tego dnia "Nowy Kurier Łódzki": "Chwila staje się coraz bardziej poważną... Ze wschodu i zachodu, z południa i północy nadbiegają coraz to nowe wieści, coraz to donioślejsze, epokowe... W Niemczech rewolucja...". I tu rodząca się niepodległość była nieodmiennie związana z nazwiskiem Józefa Piłsudskiego. Jego wizerunek już wówczas był ikoną niepodległości.

Złaknionym wiadomości mieszkańcom świeżych wieści z kraju, świata i miasta dostarczały wieczorne wydania gazet, namiastka dzisiejszych szybkich serwisów telewizyjnych, radiowych i internetowych.

Kiedy w Łodzi tu i ówdzie słychać było już strzały, gazeciarze roznosili wieczorne wydanie "Godziny Polski", kosztujące tylko 10 fenigów, ale za to z jeszcze bardziej oszałamiającymi wieściami.

TRONY PADAJĄ - głosił wielki tytuł, co absolutnie odpowiadało wstrząsającym wiadomościom: "Przewrót w Saksonji. Detronizacja dynastji. Odezwa rady rob.-żoł.", "Detronizacja ks. Oldenburskiego", "Warunki zawieszenia broni z Niemcami", "Niemcy przyjęły warunki koalicji", "Wilhelm Hohenzollern w Holandji", "Hiszpanja także. Żądanie utworzenia republiki", "Południowi słowianie sprzymierzeńcami koalicji. Znajdują się w stanie wojny z Austrją i Węgrami" (pisownia oryginalna).

Dziś dziwić może taki rozbuchany światowy serwis, ale ówczesny obywatel nie miał wyboru. Nie mógł włączyć telewizora czy wejść do internetu. Musiał poczekać, co napisze gazeta. A najświeższe informacje z dnia przynosiło zwykle wydanie wieczorne.

Koniec Wielkiej Wojny (jak naówczas nazywano I wojnę światowę, bo nikt jeszcze nie wiedział, że będzie i druga) i stojąca u progu niepodległość splatała się z urządzaniem Polski nie tylko przy pomocy karabinu. "Składajmy ofiary na Polski Skarb Narodowy!" - apelowała 11 listopada "Godzina Polski", zamieszczając poniżej listę ofiarodawców. I ludzie wpłacali - każdy taką walutę, jaką miał: Józefa Ruminkiewiczowa - 7 rubli i 25 kopiejek srebrem, Piotr Piotrowicz - 10 rubli miedzią, Roemer i Artur Weis - 6 marek i 50 fenigów, Ewa Zapałowska - 3 ruble srebrem, broszkę i kolczyk srebrny. Pracownicy magistratu miasta Łodzi biuro zakupów w Iławie zebrali 225 marek, przy stolikach kawiarni Savoy zebrano od gości 215 marek i 50 fenigów. Niektórzy ofiarodawcy życzyli sobie dopisek. Stąd wiemy, że Leokadia Ejman wpłaciła 8 marek za przegraną sprawę sądową, zaś rodzina Tubjaszów zamiast kupić kwiaty na grób Kazimierza Gutentaua, też dała 20 marek na Polski Skarb Narodowy. Osobliwie brzmi zapisek niejakiego pana J.K: "Z okazji zerwania przykrych stosunków z panną F.D. - 5 marek".

W rubryce "Kronika łódzka" informowano zaś obszernie o niedzielnych wiecach i zebraniach: o wiecu niezawisłości narodowej, który odbył się w samo południe w sali koncertowej przy ul. Dzielnej (dziś Narutowicza), o pochodzie PPS z portretem Piłsudskiego przez Piotrkowską, o posiedzeniu Związku Budowy Państwa Polskiego, o organizujących się na nowo kolejarzach.

Nauczycielom chyba zaś nigdy nie było dobrze, co nie przeszkadzało im jednak w dawaniu dowodów patriotyzmu. Świadczy o tym następująca relacja z zebrania członków zrzeszenia nauczycielstwa polskich szkół początkowych: "Jakkolwiek dola nauczycielstwa łódzkiego graniczy z męką, to jednakże z całą gotowością i radością pospiesza ono opodatkować się na rzecz Skarbu Narodowego. W tym celu poleca delegatom pp. Życzkowskiemu, Stankiewiczowi i Papisowi, prezesowi oddziału zrzeszenia, zwrócić się do magistratu, by w imieniu nauczycielstwa polskiego podpisał pożyczkę państwową na sumę 10 do 15 tysięcy marek i sumę tę potrącił przy wypłacie pensji w ciągu roku".

Łódź opuszczały nie tylko wojska niemieckie. Krótka notka donosiła: "Urzędowe biuro niemieckich izb handlowych w Łodzi (Zachodnia 56) likwiduje swoje interesy i dziś zostaje zamknięte".

Tu i ówdzie przezierało zwyczajne życie. "Stan sanitarny w Łodzi obecnie jest dość zadawalniający - odnotowano w tej samej rubryce. - Zachorowań na choroby zakaźne zdarza się mało, czego dowodem jest, że w szpitalu miejskim dla chorych zakaźnych w Radogoszczu na 300 łóżek zajętych jest tylko 145, licząc już w tym chorych na gruźlicę".

Ludzie, nie bacząc na czas przełomu, układali sobie życie, publicznie o tym informując: "Hela Jakubowiczówna Łódź, Henryk Katz Sieradz zaręczeni. Łódź 9 listopada 1918 r."

Kwitnęło życie kulturalne. Z poniedziałkowego wydania "Godziny Polski" z 11 listopada można się było dowiedzieć, jak wypadła w Teatrze Polskim sobotnia premiera "powieści scenicznej w 6 obrazach Eros i Psyche". Bystry recenzent zauważył: "Co się tyczy gry aktorskiej, to na pierwszy plan wysunęła się p. Arkawinówna (Psyche), ściągając na siebie całą uwagę publiczności, przyjmującej ją z wielkim uznaniem. Pan Rydzowski, grający Blaksa, już na samym prawie początku przedstawienia ochrypł, co uniemożliwiło mu niemal zupełnie grę".

Najwięcej informacji o codziennym życiu 11 listopada przynoszą drobne ogłoszenia. Niepodległość niepodległością, a życiem życiem. Mocno reklamowali się lekarze, zwłaszcza specjaliści chorób skórnych, albo i gorszych.

"Dr L. Przybulski. Choroby skórne, weneryczne, moczopłciowe i niemoc płciowa. Zawadzka 1 róg Piotrkowskiej". Zaś dentysta S. Rakiszski informował stęsknionych pacjentów, że właśnie wrócił z Moskwy i już przyjmuje.

Usilnie i oryginalnie zapraszała restauracja "Gastronomja" przy Piotrkowskiej 43: "Szanowna Pani i Ty zacny Panie!

Jeśli szanujesz kieszeń swą i zdrowie,
Czy na kolację, obiad lub śniadanie -
Dokąd pójść? - adres poniższy Ci powie:

Pod adresem były zachęcające szczegóły: "Bufet zaopatrzony w pierwszorzędne zakąski i doborowe trunki. Piwo z beczki browaru K. Anstadta. Codziennie koncert od godz. 7 i pół do 12 wieczorem. W niedziele i czwartki flaki".

Tak jak i dzisiaj ludzie szukali specjalistów od korepetycji, choć w nieco innych dziedzinach i o innych kompetencjach niż współcześnie. "Kto może udzielać lekcji gry na cytrze, po przystępnej cenie, upraszam o łaskawe złożenie oferty dop adm. "Godziny Polski" pod "cytra". Albo: "Potrzebny chłopiec, umiejący czytać i pisać". Znaczenie niektórych anonsów cokolwiek trudno dziś zrozumieć: "Pokój do wynajęcia dla mężczyzny z usługą. Może być z całodziennym utrzymaniem. Andrzeja 13".

Ale i w przyziemne rubryki codziennego życia wkroczyło niepodległe państwo ze swoimi potrzebami: "Właścicieli domów, którzy chcieliby oddać lokalne na biura dla polskich władz wojskowych i cywilnych, uprasza się o składanie ofert w Wydziale Gospodarczym Magistratu m. Łodzi przy ul. Dzielnej nr. 2".

Nazajutrz, 12 listopada, niepodległość wołała z gazet symbolami i praktycznymi potrzebami. Gazeta "Godzina Polski" w podniosłym tonie informowała, że zmienia nazwę na "Głos Polski" i po ponad trzystu wydaniach zaczęła od nowa prowadzić numerację. Z pierwszej strony biły odezwy do obywateli.

"Naczelnym hasłem chwili jest spokój bezwzględny - apelowali dowódcy łódzkich organizacji wojskowych i paramilitarnych. - Niemcy pozostający jeszcze w Polsce uważają siebie i proszą o uznanie ich za neutralnych. Zabraniamy więc używania broni. Wzywamy ludność cywilną do oddania wszelkiej broni jaka się w jej posiadaniu znalazła do lokalu II oddziału straży ogniowej ochotniczej przy ulicy Przejazd".

Nieco dalej "Głos" informował ze wzruszeniem: "Dziś otrzymaliśmy pierwszą depeszę napisaną po polsku. Dotychczas bowiem, dopóki telegraf znajdował się w rękach władz okupacyjnych, przychodziły one w języku niemieckim".

Wieczorne wydanie za najważniejszą uznało wiadomość, że Józef Piłsudski został naczelnikiem polskich sił zbrojnych. W Łodzi zaś niepodległość kipiała na ulicach.

"Z samego rana miasto pełne tłumów - pisał dziennikarz "Głosu". - Tramwaje ozdobiono chorągiewkami o barwach narodowych polskich. (...) Oprócz wojska pieszego zjawiają się już na koniach polscy oficerowie kawalerzyści. (...) Generał Suryn Masalski przybył dziś w południe do magistratu i odbył naradę z pierwszym burmistrzem. Samochody od władz niemieckich obejmuje magistrat na rzecz państwa polskiego, uruchamiając jednocześnie warsztaty reparacyjne , by nie pozbawiać pracy robotników polskich".

W gazecie pojawiła się informacja o zabitych i rannych podczas rozbrajania Niemców poprzedniego dnia, ale tyle samo miejsca poświęcono zerwaniu połączenia kolejowego Łodzi z Warszawą po wykolejeniu pociągu towarowego między Głownem a Strykowem.

Rodzeniu się Niepodległej towarzyszyły premiery amerykańskich filmów. W kinie Luna zapowiadano sensacyjny dramat w pięciu częściach "W kajdanach szantażysty". Magnesem miał być gwiazdor co się zowie - Robert Warwick. "Nader ciekawa treść! Niebywała gra!" - zachęcała reklama. Lunie nie było łatwo, bo jednocześnie Casino wyświetlało "piękny dramat Okrutna Rywalka", a Grand Kino "Małżeństwo na próbę" i "Księcia stepu".

Wolna Polska nie mogła się jednak odciąć całkowicie od dnia wczorajszego. Komornik S. Piątkowski oznajmiał o licytacji mebli dłużników, a podenerwowani obywatele ogłaszali, że pogubili legitymacje chlebowe, karty węglowe, paszporty niemieckie. Nie wiadomo, czy pomógł na to jasnowidz, czyli "medjumista" z Krakowa prof. Adam Czerbak, który tego wieczoru występował w sali koncertowej za jedyne 5 marek.

No i nie sposób nie zauważyć licznie ogłaszających się tego dnia łódzkich akuszerek, czekających na pierwszych urodzonych w wolnym państwie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki