Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamionka Mała. Dyspozytor pogotowia pomylił miejscowości

A. Fałek, B. Dybała, P. Chwał
Pogrzeb małżeństwa odbył się w ubiegły wtorek. Krewni wciąż nie mogą uwierzyć w to co się stało
Pogrzeb małżeństwa odbył się w ubiegły wtorek. Krewni wciąż nie mogą uwierzyć w to co się stało fot. Bartosz Dybała
Krzysztof Górka we wtorek pochował swoich rodziców: Józefa (58 lat) i Marię (56). Wciąż nie może się otrząsnąć po tragedii. W ciągu zaledwie kilku godzin stracił ojca i matkę. Cały czas zadaje sobie pytania, czy tata by żył, gdyby karetka przyjechała wcześniej? Czy mama wróciłaby do domu, gdyby w szpitalu wykonano jej echo serca?

WIDEO: Dyspozytor wysłał karetkę pod zły adres. Najpierw zmarł mąż, zaraz potem żona

Źródło: TVN 24, x-news.pl

Czytaj także: Kamionka Mała. Posłali karetkę do innej miejscowości? Nie żyje małżeństwo oraz Kamionka Mała. Śledczy zajęli się śmiercią małżeństwa [WIDEO]

Dziś już wiadomo, że pracownik tarnowskiej dyspozytorni pogotowia ratunkowego popełnił błąd i wysłał karetkę nie do tej Kamionki Małej, co powinien. Ewentualne błędy lekarzy bada prokuratura.

Nie dokończył kolacji
Józef Górka i jego zięć Grzegorz w miniony piątek po godz. 20 wrócili do domu w Kamionce Małej koło Laskowej. Byli w Limanowej, gdzie syn Józefa stawia dom. - Teść jadł kolację w pokoju. Teściowa, Maria, z moją żoną Lidką były w kuchni. W pewnym momencie usłyszały charczenie. Teść się krztusił. Kiedy przybiegły, siedział za stołem. Później wstał i się przewrócił - relacjonuje pan Grzegorz.

Maria Górka wybiegła na balkon i krzyknęła: "Ludzie, pomocy!". W tym czasie jej córka zadzwoniła na numer 999 i wezwała karetkę do Kamionki Małej. Na wołanie pani Marii zareagował sąsiad - policjant. Na zmianę z Grzegorczykiem reanimował dławiącego się sąsiada.

Gdy po 10 minutach karetki nie było, sąsiad zadzwonił na pogotowie. - Uspokoiliśmy się, bo powiedziano mu, że karetka minęła właśnie znak Kamionka Mała - wspomina zięć Górków. - Ale gdy nie dojechała, zorientowaliśmy się, że mogli ją wysłać do innej Kamionki.

Ambulans zjawił się po 30-40 min. Ratownicy przejęli reanimację, ale panu Józefowi życia nie uratowali. Bliscy zadzwonili do zakładu pogrzebowego. Karawan zabrał ciało. Zaczęli planować pogrzeb, położyli się spać przed godz. 2. Wdowa krzątała się jeszcze po domu. - Z trudem oddychała. Czuła ból w klatce piersiowej. Chciała, żebyśmy zawieźli ją na izbę przyjęć. Zadzwoniłem po jej siostrę. Pojechaliśmy - mówi pan Grzegorz.

Marię Górkę przyjęto na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Limanowej. Zajęła się nią pielęgniarka. Później pojawiła się lekarka. - Była bardzo niemiła. Moja siostra miała już założoną maseczkę tlenową. Pani doktor przeprowadzała z nią wywiad. Pytała, krzycząc, jakie leki bierze i w jakich dawkach - opowiada pani Jolanta. - Powiedziałam, że siostra przeszła trudne chwile po śmierci męża.

Jak wynika z jej relacji siostrze zrobiono EKG, pobrano krew, a gdy zaczęła się dusić rentgen klatki piersiowej. Podtrzymywałam Marię, kiedy robiono jej badanie. Ledwo trzymała się na nogach. W pewnym momencie przewróciła się. Z ust poleciała jej piana z krwią - opowiada z trudem powstrzymując łzy. - Po co był ten rentgen? Dlaczego nie zrobili jej echa serca?

Gdy stan pani Marii gwałtownie się pogorszył, wezwano Mariusza Bobulę, wicedyrektora szpitala, który miał dyżur. Uczestniczył w akcji reanimacyjnej. - To działo się za zamkniętymi drzwiami. Bobula wyszedł i powiedział, że udało się przywrócić krążenie. Drzwi znowu się zamknęły. Kolejną informacją, jaką dostaliśmy, była, że teściowa zmarła - wspomina pan Grzegorz.
Rodzina uważa, że może gdyby doktor Bobula został wezwany wcześniej, pani Maria by żyła.

Śledztwo z urzędu
Prokuratura Rejonowa w Limanowej w poniedziałek wszczęła śledztwo w sprawie śmierci Górków. Prowadzi je pod kątem narażenia małżonków na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania śmierci człowieka.

- Z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie otrzymaliśmy wstępne wyniki sekcji zwłok małżonków - informuje Małgorzata Odziomek, zastępca prokuratora rejonowego w Limanowej. - Potwierdziły się przypuszczenia, że przyczyną śmierci 58-latka było zachłyśnięcie, a jego żony problemy sercowe.

Śledczy zabezpieczyli dokumentację medyczną z pobytu pani Marii w limanowskim szpitalu. To samo mają uczynić z dokumentacją jej męża, który leczył się w tej placówce. Wiadomo, że kobieta chorowała na nadciśnienie i cukrzycę. U pana Józefa niedawno zdiagnozowano zwyrodnienie czołowo-skroniowe, które jest nieuleczalne.

- Dalsze czynności prowadzić będzie inna prokuratura, bo składamy taki wniosek do prokuratora okręgowego w Nowym Sączu - zaznacza prokurator Odziomek. - Z lekarzami limanowskiego szpitala utrzymujemy kontakty służbowe, są biegłymi w sprawach przez nas prowadzonych. Chcemy zachować bezstronność.

Pomyłka dyspozytora
Śledczy badają też wątek błędnego wysłania karetki. Z informacji przekazanych przez Krzysztofa Olejnika, rzecznika Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego, wynikało, że ratownicy w piątek zostali wysłani do Kamionki Małej pod Nowym Sączem, ale potem odwołani przez dyspozytora.

Potwierdza to Kazimiera Kunecka, dyrektorka tarnowskiego pogotowia, przy którym działa dyspozytornia obsługująca południowo-wschodnią Małopolskę. W poniedziałek powołała komisję, która odsłuchała m.in. nagranie wezwania po pomoc z ubiegłego piątku.

- Było ono w dramatycznym tonie. Dyspozytor, w ferworze pracy, nie zapytał, o którą Kamionkę Małą chodzi i wysłał karetkę do tej w powiecie nowosądeckim - przyznaje Kunecka. - Gdy ratownicy nie mogli odnaleźć chorego, dyspozytor zorientował się, że popełnił błąd i zadysponował kolejną karetkę - tym razem z Limanowej.

Dyrektorka pogotowia zapewnia, że system zadziałał prawidłowo wskazując na ekranie monitora dwie Kamionki Małe. Należało tylko zaznaczyć tę z właściwego powiatu. Dyspozytor nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego tego nie zrobił i wysłał ratowników w złe miejsce.

- To ratownik medyczny z ponad 20-letnim stażem, dla którego praca dyspozytora była jedynym źródłem utrzymania. Po tym, co się stało został od niej odsunięty - mówi Kunecka. - Nie może skarżyć się na gorąco, bo dyspozytornia jest klimatyzowana. Dyżur rozpoczął o godzinie 19, a wezwanie odnotowano o 20.26. Telefony o pomoc nie urywały się, aby trzeba było odbierać ich kilka naraz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska