Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia w szkole, histeria poza szkołą

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
archiwum
Dwie dekady z okładem po obaleniu komunizmu zawrotną karierę znów robią w Polsce pojęcia, które miały na wieki pozostać w mrokach PRL-u. Młodzież, wbrew pojawiającym się tu i ówdzie obawom (o tym za chwilę), dostaje na żywo lekcję historii najnowszej: istnieje już - przekonują niektórzy - drugi obieg, trwa walka o wolność słowa, zaczynają się protestacyjne głodówki, a rychło powstaną latające uniwersytety. Ujmując rzecz krócej, próbujemy, jak to pod zaborami, zachować zręby polskości.

Jestem w tej sprawie optymistą, myślę, że walka będzie wygrana i uda się zachować nie tylko zręby, ale całe połacie. Nie zmieni tego nawet reforma szkolnego programu nauczania, która zmusiła kilku byłych krakowskich opozycjonistów do podjęcia głodowego strajku. W pewnym sensie ich rozumiem. Mnie w systemie szkolnictwa też wiele rzeczy się nie podoba.

Ostatnio na przykład najbardziej nie podoba mi się to - choć domyślam się, że nie znajdę w tej sprawie zrozumienia u protestujących - że w przyszłym tygodniu w szkole mojego dziecka przez trzy dni lekcje będą skrócone, bo są rekolekcje. Na sali gimnastycznej. No to jak to jest? Msza na początek roku, msza w środku, msza na koniec, dwie godziny religii tygodniowo, teraz rekolekcje. Szkoła miała być publiczna, a nie przyklasztorna. A to druga klasa, ważne rzeczy są w programie. Mnożenie, dzielenie, ostatnio dzieci uczyły się też o zdrowym żywieniu. I jak wypadnie im w sumie kilka godzin nauki, to potem piszą w zeszytach, jak to moje młode, że w diecie najważniejsze są "produkty sbożowe". I potem za korepetycje trzeba będzie płacić jak za… sboże.

No, ale nie protestuję, głodówki nie ogłaszam, jakoś to będzie. Ale jak ktoś lubi inaczej, to proszę bardzo, choć akurat nie do końca trafiają do mnie argumenty krakowskiego strajku. Okrojenie liczby godzin historii jako dynamit podłożony pod fundamenty budowy tożsamości narodowej? Nie należy wykluczać, że reforma rzeczywiście jest fatalna - obecny rząd przyzwyczaił nas do tego, że oględnie mówiąc, nie wszystko mu wychodzi - niemniej dostrzeżenie w niej cynicznej strategii wykorzeniania polskości wymagałoby w moim przypadku zażycia mieszanki silnych środków halucynogennych.

Naiwne jest samo twierdzenie, że szkoła może kształtować coś takiego jak tożsamość narodową u 16-latka (reforma dotyczy liceów). Zróbcie małe ćwiczenie: przypomnijcie sobie, jak sami mieliście 16 lat i chodziliście do szkoły. Widzicie tam pełne pasji dyskusje z rówieśnikami na temat powstania styczniowego?

Problemem polskiej szkoły nie jest liczba godzin historii, matematyki, fizyki, tylko to, jak się je wykorzystuje. Szkoły ogólnokształcące wypuszczają w świat ludzi - jak sama nazwa wskazuje - ogólnie wykształconych, czyli takich, co mają wiedzieć wszystko, a nie wiedzą nic. A przynajmniej powinni umieć wypełnić PIT, bo ryzyko, że nie będzie ich stać na wynajęcie do tego celu księgowej, jest dość spore.

Jako były licealista i ojciec przyszłych, jak sądzę, licealistek pomysł różnicowania programu lekcji wedle zainteresowań ucznia uważam za rozsądny. Sam zamiast matematyki (logarytmy i całki i tak nigdy do niczego nie były mi potrzebne), wziąłbym więcej - ano tak - historii, bo to zawsze bardziej mnie kręciło; przez chwilę nawet ją studiowałem. Choć nie sądzę, aby badanie przeszłości zbudowało we mnie tożsamość narodową zbieżną z oczekiwaną przez protestujących. Raczej pozwoliło lepiej zrozumieć źródła polskich fobii, lęków i kompleksów.

Liceum ludzi nie zmienia, chyba że na gorsze, bo to tam z reguły jest pierwszy alkohol i pierwszy papieros (chciałem też napisać, że pierwszy seks, ale przecież w tym akurat nic złego nie ma). Jeśli więc ktoś chce pracować nad tożsamością narodową nastolatków, to niech się weźmie za popkulturę. Tak, tak, nie przesłyszeliście się.

Amerykanie słyną z przywiązania do swojej historii i tradycji, ale dzieje się tak nie dlatego, że dużo czasu spędzają w szkole nad książkami. Oni tam po prostu zrobili dwieście filmów o Gettysburgu, pięćset o II wojnie światowej, kilka tysięcy o kolonizowaniu Dzikiego Zachodu. Część to arcydzieła. A u nas jak człowiek idzie do kina na "Bitwę Warszawską", to tylko posmarka się ze śmiechu. I tu jest problem, a nie w tym, czy ktoś (nie)nauczy się daty Bitwy nad Bzurą.

Euro 2012 coraz bliżej! Zobacz, co będzie się działo w Krakowie

Nowa lista leków refundowanych**[SPRAWDŹ!] **

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska