Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozumiałam się z Binoche bez słów

Urszula Wolak
Krakowska aktorka Joanna Kulig zagrała w "Sponsoringu" obok francuskiej gwiazdy. O kulisach swojej pracy i pierwszych krokach na scenie mówi - Urszuli Wolak.

W rankingu aktorów "Gazety Krakowskiej" uznana została Pani za jedną z najlepszych aktorek ubiegłego roku. Cieszy się Pani?
Oczywiście i bardzo dziękuję za to wyróżnienie! Cieszę się tym bardziej, że stało się to na łamach "Gazety Krakowskiej", której udzieliłam swoich pierwszych wywiadów. Miałam wtedy 15 lat i zwyciężyłam w "Szansie na sukces", śpiewając "Między ciszą a ciszą" Grzegorza Turnaua. To właśnie jego słowa zacytowała Maria Ziemianin, która ze mną rozmawiała. Brzmiały mniej więcej tak: "Joasia zrobiła na mnie wrażenie dziewczynki ciekawej świata. Może wiele osiągnąć, jeśli nie da się uśpić przez miasto, które zabija i usypia czujność". Kiedy przyjechałam do Krakowa i uczyłam się w szkole muzycznej, a później studiowałam - uczyniłam z tych słów swoje motto. Ono dawało mi siłę i za to zawsze będę uwielbiać Grzegorza Turnaua i "Gazetę Krakowską".

Jak Pani przeżyła ostatnie dni spędzone na promocji filmu "Sponsoring"?
W blasku fleszy i w ogniu dziennikarskich pytań (śmiech). Nie było lekko. Stresowało mnie udzielanie odpowiedzi na, często, te same pytania i pozowanie z uśmiechem przed obiektywami fotoreporterów. To pierwszy film w mojej karierze, o którym tak dużo pisze się i mówi w mediach.

W "Sponsoringu" znalazły się bardzo odważne sceny erotyczne. Z jakim nastawieniem Pani do nich podeszła?
Przyznam, że bardzo się denerwowałam i stresowałam. Zauważyła to nawet Małgośka Szumowska. Dzień przed kręceniem tych scen powiedziała: "Aśka nie możesz tak przez cały czas mówić, że się boisz, i że nie dasz rady, bo w końcu przyjęłaś tę rolę. Trzeba było nie przyjmować!". Pomyślałam, że ma absolutną rację. Znałam scenariusz. Wiedziałam więc co mnie czeka. Kiedy w końcu nadszedł moment nagrywania, podeszłam do tych scen spokojnie i bardzo świadomie. Doskonale wiedziałam co i jak mam grać.

Jak przygotowywała się Pani do zagrania tych odważnych scen, w których główną rolę gra cielesność?
Tak jak przygotowuję się do innych trudnych scen, czyli poznając temat. Zdjęcia kręciliśmy w Paryżu, więc chodziłam do Muzeum Orsay i przyglądałam się nagim rzeźbom. Patrzyłam, jak w tych aktach zostały zaklęte różne emocje. Chciałam je w jakiś sposób uchwycić, by podejść do swojego ciała z jeszcze większym szacunkiem i wydobyć z niego prawdziwe piękno. Dostałam też materiały ze sfilmowanymi aktami seksualnymi. Na ich podstawie uczyłam się odpowiedniej mimiki.

Czy "Sponsoring" jest przełomowym filmem w Pani karierze?
Z pewnością, i to z wielu powodów. To jeden z dwóch pierwszych filmów, które nakręciłam poza granicami Polski. We Francji, w języku francuskim. Rola Alicji, prostytuującej się studentki, którą zagrałam w "Sponsoringu" była też bardzo trudna do skonstruowania pod względem psychologicznym. Wyzwaniem była dla mnie także gra obok francuskiej gwiazdy Juliette Binoche i oczywiście Krystyny Jandy, którą w "Sponsoringu" łączy z Alicją patologiczna relacja. Córka kocha ją i nienawidzi zarazem.

W filmie mówi Pani płynnie po francusku. Czy miała Pani wcześniej do czynienia z tym językiem?
Niestety nie. Spodobałam się jednak producentom "Sponsoringu" i to oni zaproponowali mi szybki kurs tego niełatwego języka, specjalną metodą Tomatis. Ta metoda uczyli się angielskiego Juliette Binoche i Gerarde Depardieu. Chodziłam także na lekcje do świetnej nauczycielki Isabelle Jannes-Kalinowski, która tłumaczyła na język francuski m.in. utwory Doroty Masłowskiej. Miała świetne wyczucie do uczenia mnie tego języka. Wszystkie kwestie, które wypowiadam w filmie przetłumaczyła na język francuski tak, by brzmiały one w moich ustach jak najbardziej naturalnie. Efekty naszej pracy można zobaczyć w filmie.

I tak od razu załapała Pani mówienie po francusku?
Oj nie. Na początku przechodziłam prawdziwe męki. Okazało, że podczas pierwszego dnia spędzonego na planie nikt mnie nie rozumiał. Małgośka Szumowska krzyczała wtedy na mnie: "Jak ty grasz?! Nikt Cię nie rozumie! Juliette Binoche też. Musisz się wziąć w garść". Te słowa zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Podszkoliłam się w języku i kiedy spotkałyśmy się ponownie była miła i bardzo mnie dopingowała.

Jak się Pani współpracowało z Binoche?
Nasze stosunki miały partnerski charakter. Aktorka otworzyła się na mnie, a ja na nią. Można powiedzieć, że wyczuwałyśmy swoje intencje bez słów. To była naprawdę świetna współpraca.

Tytuł "Sponsoringu" sugeruje, że głównym tematem filmu jest problem prostytucji, ale to chyba nie do końca prawda. Czy zgodzi się z tym Pani?
Tak. Tytułowy sponsoring jest tylko punktem wyjścia do opowiedzenia szerszej historii o samotności głównej bohaterki, Anny, granej przez Binoche. Kobieta postanawia przeprowadzić wywiad z prostytuującymi się młodymi studentkami. Jedną z nich jest właśnie grana przeze mnie Alicja. W trakcie rozmów z nimi okazuje się, że wyzwolone seksualnie dziewczyny pociągają Annę. Coś w niej pęka, coś się odblokowuje. Okazuje się, że kobieta jest tylko pozornie szczęśliwa u boku męża i dzieci, w domu, w którym wydaje się, że ma wszystko. Kiedy spotyka na swojej drodze dwie studentki zaczyna rozumieć, jak wiele jej w życiu brakuje.

Trudno jednak zrozumieć dziewczynę, która czuje się szczęśliwa jako prostytutka, a taka właśnie jest grana przez Panią Alicja. Czy Pani zrozumiała kierujące nią w życiu motywy.
Oczywiście. Musiałam zrozumieć tę postać, by dobrze ją zagrać. Wiedziałam też, jakich metod zamierza użyć Szumowska, by pomóc odnaleźć mi drogę do Alicji. Reżyserka wymaga zwykle od aktorów, by odwoływali się do własnych przeżyć i emocji, i pokazywali je przed kamerą. To metoda tzw. psychodramy, której nie jestem zwolenniczką. Powiedziałam o tym Małgośce, podkreślając, że chcę wykreować swoją postać poprzez współodczuwanie, a nie odwoływanie się do swoich prywatnych doświadczeń.

Czy Małgośka Szumowska łatwo Pani odpuściła?
Nie tak od razu. Próbowała wywrzeć na mnie pewien rodzaj presji, ale postawiłam mocne granice. Prowadziłyśmy natomiast długie rozmowy na temat Alicji i dzięki temu udało mi się zrozumieć tę dziewczynę, która traktuje sponsoring niezwykle konsumpcyjnie i czerpie wiele przyjemności z kontaktów z mężczyznami.

Polubiła ją Pani?
Tak. To odważna i pełna energii dziewczyna. Znaczące było dla mnie, że Alicja ma swój pierwowzór w rzeczywistości. Małgośka Szumowska, pracując nad filmem, przeprowadziła szereg rozmów z młodymi, prostytuującymi się studentkami. Opowiadała mi, jak wielkie wywarły na niej wrażenie, kiedy opowiadały wprost o swoich seksualnych doświadczeniach i o tym, że nie widzą nic złego w sponsoringu. Nigdy nie nazywały siebie prostytutkami, bo to one zawsze wybierały sobie klientów.

Czy taki argument pomógł Pani zrozumieć Alicję?
Zdecydowanie tak. Stanęłam przed bardzo trudnym zadaniem. Prywatnie buntuję się przeciw takiemu postępowaniu. Ale musiałam powiedzieć sobie wprost: "Aśka! To jest twój stosunek do życia i zostaw go w spokoju, Alicja jest zupełnie inna". Kiedy usłyszałam, że studentki, z którymi rozmawiała Szumowska, nie traktowały sponsoringu jak prostytucji, uspokoiłam się, i tak zaczęłam wchodzić w postać Alicji.

Czy to prawda, że Alicja ma pewne cechy Szumowskiej?
Coś w tym jest. Małgośka, pisząc tę postać obdarzyła ją swoją energią. Czasami podczas pracy nad rolą, przyglądałam się jej zachowaniom. Patrzyłam na przykład jak je, a swoje obserwacje wykorzystałam w filmie w scenie, w której Alicja je z Anną spaghetti. Budując tę postać czerpałam inspirację z Małgośki jak i z prawdziwej historii kobiety, która była pierwowzorem Alicji.

Niewiele brakowało, a mogłybyśmy dziś w ogóle nie rozmawiać o "Sponsoringu", bo parę tal temu przeżyła Pani aktorski kryzys...
Tak. To prawda byłam zmęczona pracą w Starym Teatrze. Miałam poczucie, że spalam się i psychicznie i fizycznie. Grałam aż osiemnaście przedstawień w miesiącu. Zaczęło to po prostu przerastać moje siły. Zerwałem więc z Teatrem, ale pozostałam w moim ukochanym Krakowie. Obecnie dzielę życie między tym miastem, a Warszawą.

Dlaczego zdecydowała się Pani wrócić jednak do gry?
Pewnego dnia obejrzałam teatr telewizji pt. "Doktor Halina", który zrealizowałam w 2007 roku. Wzruszyła mnie jedna ze scen z moim udziałem. Zrozumiałam, że jako aktorka potrafię jeszcze wiele z siebie dać. Dlatego wróciłam do gry, ale na własnych zasadach. Tak minął rok i nagle posypały się różne propozycje, a moje metody pracy zaczęły przynosić satysfakcjonujące efekty. Wstąpił we mnie nowy duch.

A pamięta Pani jeszcze swoje początki na krakowskiej PWST?
Tak (śmiech). Tego nie da się zapomnieć. Uczyłam się na wydziale wokalno - estradowym, i o ile ze śpiewem nie miałam żadnych problemów, o tyle kulałam jako aktorka. Myślałam nawet, że z pewnością mnie wyrzucą. Pamiętam jak na pierwszym roku Anna Polony powiedziała mi wprost: "Jezu! Ciebie to chyba przyjęli tylko dlatego, że ładnie śpiewasz! Nie wiem, co z tobą będzie..." (śmiech). Z aktorskich zadań dostawałam więc zawsze tróje, a ze śpiewu same piątki.

Ale w końcu się chyba poprawiłaś, prawda?
Tak. Na drugim roku studiów Mikołaj Grabowski zaangażował grupę studentów z mojego wydziału do spektaklu "Operetka". Byłam tym faktem niezwykle przejęta. Podeszłam do dyrektora i zapytałam go wprost, czy w spektaklu trzeba tak samo dobrze śpiewać jak grać? Odpowiedział: "No tak. Zdecydowanie to musi być na tym samym poziomie". Żadne inne zdanie nie zmobilizowało mnie tak do pracy, jak właśnie te słowa. Zaczęłam ostro trenować i osiągnęłam zadowalające efekty, na tyle, że dyrektor zaprosił mnie później na casting do Starego Teatru. Zagrałam wtedy u Mai Kleczewskiej w "Śnie nocy letniej", a później dostałam angaż w Teatrze.

Dziennikarze z kolorowych magazynów z pewnością "rzucą się" na Panią i zamiast pytać o Pani osiągnięcia, będą ciekawi tego, co ma Pani w szafie i z kim spędza Pani romantyczne wieczory. Znajdzie Pani czas na wywiady w tym tonie?
Wiem, że to może interesować kolorowe magazyny i nie mam z tym żadnego problemu, ale jestem typem osoby, która nie uzewnętrznia swojego życia prywatnego. Jeśli chcę porozmawiać na intymne tematy, spotykam się po prostu z przyjaciółmi - nie z dziennikarzami. A to jak spędzam wieczorami czas z moim mężem, zawsze pozostanie moją prywatną sprawą.

Kiedy grała Pani w "Sponsoringu", pracowała też Pani na planie filmu Pawła Pawlikowskiego pt. "Le Femme du 5e" (Kobieta z piątej dzielnicy), gdzie wystąpiła Pani obok amerykańskiego gwiazdora Ethana Howke'a, znanego choćby z takich filmów jak: "Stowarzyszenie umarłych poetów" czy "Przed wschodem słońca". Czy ten jeden z najprzystojniejszych w Hollywood aktorów nie zawrócił Pani w głowi?
Absolutnie nie (śmiech). Ale pracę z nim wspominam jako cudowne doświadczenie. To niezwykle sympatyczny, kreatywny i otwarty człowiek. Zagrałam u jego boku kobietę - anioła, dobrą duszę, jego opiekunkę. W filmie tych dwoje połączyła miłość do literatury i to, że oboje znaleźli się na życiowym zakręcie.

Ten anioł to jakby zupełne przeciwieństwo Alicji ze "Sponsoringu"...
Tak. W tym samym czasie zbudowałam dwie kompletnie skrajne postaci. I chyba właśnie to, w zawodzie aktora, jest najbardziej ekscytujące.

Wybierz Wpływową Kobietę Małopolski 2012 Zobacz listę kandydatek i oddaj głos!

Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i weź udział w plebiscycie

Ferie zimowe 2012. Zobacz, jak możesz je spędzić w Krakowie!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska