Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agata zabiła swojego męża. Teraz cała wieś stoi za nią murem

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Agata w swoim domu czeka na proces i wyrok
Agata w swoim domu czeka na proces i wyrok Michał Gąciarz
"Złoty człowiek". "Dzieci ją uwielbiają". "Ta kobieta żyła dla innych". "Przez lata cierpliwie znosiła, jak on ją bił" - mieszkańcy Gnojnika, powiat brzeski, stoją w obronie Agaty D. Reportaż Marii Mazurek.

To było niedługo po tym, jak Agata D. z Gnojnika, lat 49, zabiła męża. Jej druga albo trzecia noc w areszcie. Leżała na pryczy, modląc się. Była już pół we śnie, a pół na jawie. Oczy jej się zamykały.

Wtedy przyszedł do niej Józef, mąż. Pocałował w usta (jak dawno on jej tak nie całował). Agata D. natychmiast usiadła, zaczęła do niego mówić, wypatrywać go w więziennej celi. Trudno przyszło jej zaakceptować, że to tylko sen. Przecież czuła ten pocałunek na swoich ustach. Ale jeszcze czuła, jakby Józef jej wybaczył.

Wybaczył, że 23 stycznia 2015 roku śmiertelnie ugodziła go nożem.

Teraz jest oskarżona z artykułu 148 Kodeksu karnego, paragraf pierwszy: "Kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat ośmiu, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności".
Cała wieś stoi za nią murem. Zbierają podpisy, ślą do sądu i apelują: ta kobieta nie zasługuje na dotkliwą karę.

Niepamięć
Nie umawiam się, o której dokładnie przyjadę, ale Agata D. i tak czeka na mnie, stojąc przed swoim domem.
Dom jest szary, dawno nieodnawiany, leży ze dwa metry od drogi Brzesko - Nowy Sącz. Agata D. mieszka tu z córką i trojgiem wnuków: lat siedem, cztery i rok.

Okna pokoju, w którym pół roku temu zginął Józef, wychodzą wprost na drogę krajową. W środku smutno i brzydko, choć schludnie, czysto. Na ścianach dwa obrazy: jeden Świętej Rodziny z maleńkim Jezusem, drugi - Jana Pawła II. Fotele obite krwistoczerwoną, staromodną tapicerką. Prosty stół, biały obrus, kuchnia za bordową kotarą.

Jest w tym domu coś, czego nie da się ubrać w słowa: on po prostu pasuje do tego, co się wydarzyło. Jakoś nie dziwi, że to akurat tutaj, w tym szarym domu, żona zabiła męża.

Żona, przeciwnie, zupełnie nie pasuje do tej opowieści. - Nie wiem, od czego mam zacząć - z jej dużych, szaroniebieskich oczu spływają łzy. Jedna po drugiej, pod okularami, po policzkach. - Naprawdę bym chciała, żeby to on mnie zabił. Żebym to ja w grobie teraz leżała - opowiada.

Kilkanaście dni temu wyszła z aresztu w Krakowie, czeka na proces. Pierwsza rozprawa ma się odbyć 14 września. A ona, tak twierdzi, wciąż nie pamięta tych chwil.

23 stycznia to był piątek.

Dwa dni wcześniej Józef, kamieniarz, wrócił z fuchy w Gdańsku. Twierdził, że szef mu jeszcze nie zapłacił. Później wyszło jednak na jaw, że te 800 złotych, które miał zapłacić na KRUS i opał, przegrał po drodze na automatach. Zanim Agata D. się z nim o to pokłóciła, robiła w ten piątek to, co zawsze: wstała, prała, sprzątała, gotowała wnukom obiad. Zabrała Amelkę, najstarszą wnuczkę, do sklepu, by kupić jej pantofle. Gdy wróciła, zobaczyła resztkę wódki, którą zostawił Józef. Była tego z setka, może trochę więcej. Tak się zdenerwowała na męża, że wypiła duszkiem. Policja później zmierzy jej trzeźwość. Wyjdzie 0,7 promila.

Pamięta, że próbowała wyrwać mu ostatnie 100 złotych z ręki. Twierdzi, że Józef krzyknął: "Oddaj mi, ku...o, te pieniądze". Wyciągnął nóż, zamachnął się, uderzył w stół. Agata ściąga biały obrus i pokazuje ślad na drewnianej ławie. A potem, tak mówi, nie pamiętała już nic.

Z relacji córki wie, że w pewnym momencie wybiegła z pokoju, krzycząc, że go zabiła, żeby wzywać policję. Ponoć w jakimś amoku próbowała ścierać krew. Potem ma dopiero przebłyski, jak przyjechali już funkcjonariusze. Kiedy ją zabierali, Agata krzyczała jeszcze do córki, czy mają drewno na opał. Kto w piecu napali. Czy sobie bez niej poradzą.

Zmartwienia
Agata D. nie chciałaby mówić źle o mężu. O zmarłych, jej zdaniem, nie powinno się, szczególnie o tych najbliższych.
- Kochałam go. Naprawdę się troszczyłam. Martwiłam jak pił, jak wpadł w hazard, od tych automatów się uzależnił. Kiedy się rozchorował i nie chciał iść do lekarza, wstawałam rano i zajmowałam mu kolejkę w przychodni, żeby nie musiał czekać. Wiem, jak to teraz brzmi, ale tak: kochałam go. I myślę, że on też mnie na swój sposób kochał. I nie chciałby, żebym siedziała - zaznacza.

Ale jednak, dodaje, musi mówić też o tych złych rzeczach, musi mówić, że łatwego życia z nim nie miała. Żeby się bronić. - Praktycznie od początku mnie bił. Tłukł po głowie, rękach, szarpał za włosy. Córek nigdy nie uderzył, tego nie powiem. Ale mnie źle traktował. Groził nieraz, że zabije. Wyzywał od najgorszych - opowiada.

Józef od zawsze miał problemy z uzależnieniami. Najpierw alkohol, potem hazard. Raz wygrał pięć tysięcy na automatach i od tego momentu trwonił na nich wszystko, co zarobił lub pożyczył, mając nadzieję, że łut szczęścia jeszcze wróci.

Był winien siostrze pieniądze za KRUS. Nie interesowało go, czy w domu jest opał, czy rachunki popłacone, czy jest co włożyć do garnków. O to martwiła się Agata. Łapała dorywcze prace: a to się opiekowała starszymi, a to piekła ciasta na wesela (pieczenie zawsze dobrze wychodziło Agacie). Albo próbowała pracować w barze, choć Józef wtedy był o nią zazdrosny.
Nawet kilka dni przed tym dramatem Agata D. poszła do pani sołtys, Anny Stolarczyk, zapytać czy może nie słyszała o jakiejś pracy. Żaliła się, w jakiej trudnej są sytuacji. Chciała znaleźć sobie jakieś zajęcie, jakiekolwiek, by oddać długi męża, zarobić na rachunki.

Poparcie
To właśnie pani sołtys, energiczna, życzliwa blondynka, zorganizowała we wsi akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o łagodny wymiar kary dla Agaty D. W "pierwszym rzucie", na szybko, zebrała ich 200. Teraz zbiera kolejne.

- Nie trzeba ludzi prosić, tu wszyscy stoją za Agatą murem. Trzeba przyznać, pani redaktor, że ludzie zachowują się pięknie. Ile razy jestem u Agaty, to ktoś tam wpada: wesprzeć, porozmawiać, przynieść zakupy, bo przecież Agata została bez grosza. Czasem widzę na ulicy, jak ktoś ją spontanicznie przytuli, jak powie: jestem z tobą - opowiada pani sołtys.
Mieszkańcy Gnojnika rzeczywiście o Agacie D. wypowiadają się dobrze.

Cecylia Brzezina, widywała ją niemal codziennie, prowadząc sklep naprzeciw jej domu: - Agata to jest przedobry człowiek. Opiekuńcza, troskliwa, kulturalna. Jak ona się troszczyła o wnuki, o męża! Mimo że przecież łatwego życia z nim nie miała. Bił ją. Chodziła sina, poobijana. Na twarzy, rękach, pod oczami. Byłam w szoku, że go zabiła, bo przecież ona tak się o niego martwiła, wszystko by mu dała, o co poprosił. Ona w ogóle taka jest, że żyje dla innych. Jak ją brat prosił (też niełatwy człowiek), to oddawała mu swoją zupę, sama nie zjadła. I przecież chorą siostrą się opiekowała. Słyszała pani, co się z tą siostrą stało, kiedy Agata trafiła do aresztu? Podcięła sobie żyły, w szpitalu leży. A wnuki jak tęskniły za Agatą! A jak ona za nimi... Pamiętam, jak Agata zadzwoniła do mnie w ten dzień, kiedy wyszła z aresztu. Tak bardzo się cieszyła, że jest znów z rodziną. Płakała ze szczęścia, że u świętej Rity i Jana Pawła II sobie wymodliła to, by wrócić do domu. Choć na te kilka miesięcy...

Beata Styrna zna Agatę D. przez swoje i jej wnuki: - To Agata odprowadzała wnuki do przedszkola, potem przyprowadzała. Często przy tej okazji się spotykałyśmy. Bo właśnie ona głównie o te dzieci dbała. Zawsze były schludne, czyste, zadbane. Ona też elegancka w miarę możliwości. Zawsze serdeczna i choć zmęczona życiem - to jednak uśmiechająca się do ludzi. Nigdy nie powiedziała na nikogo złego słowa. Jak trzeba było pomóc przy organizowaniu jakiejś imprezy, na przykład Dnia Matki, zgłaszała się na ochotnika, żeby upiec jakiś placek. I wie pani, jak te dzieci były za nią! A dzieci przecież by wyczuły, gdyby to był zły człowiek. Wszyscy stoją tu po stronie Agaty z jednego prostego względu: to dobra kobieta. Są czasem jakieś cholery, jak to się mówi, które nie zasługują na to, by im pomóc. Ale u Agaty jest inaczej. Ona po prostu już chyba nie wytrzymała, jak on tak alkohol pił i na tych automatach grał. Ja też nie wiem, czybym to psychicznie zniosła, czy któregoś dnia bym w końcu nie wybuchnęła - dodaje.

Oskarżenie
Śledczym, który postawił Agacie D. zarzut zabójstwa, jest Andrzej Leśniak, zastępca prokuratora rejonowego w Brzesku.
Nie chce za bardzo wypowiadać się o sprawie, bo jest już po akcie oskarżenia, bo rusza proces, którego jest stroną. Ale rozmawiając z nim, trudno nie odnieść wrażenia, że i prokuratorowi Agaty D. jest po ludzku szkoda.

- Mogę tylko powiedzieć ogólnie, że sytuacja, w której ludzie tak masowo piszą listy popierające oskarżonego, nie jest typowa. I sąd, przy ocenie moralnej oskarżonej, z pewnością weźmie je pod uwagę - mówi śledczy.

- Agata D. nie skarży się na areszt, na śledczych. Twierdzi, że nie chce wracać do więzienia z innego powodu: tęsknoty za córkami i wnukami. Na warunki nie narzeka. Taki brak roszczeniowości to chyba rzadka postawa?

- I znów mogę powiedzieć pani tylko ogólnie: są podejrzani, którym nic się nie podoba, i są tacy, choć to rzadsze, którzy przyjmują wszystko z pokorą. Co nie znaczy, że nie walczą w sądzie.
- O jaki wymiar kary będzie pan wnioskował?
- O to wnioskuje się na ostatnim procesie. Nie mogę teraz tego powiedzieć. Będę brał pod uwagę wszystkie okoliczności. Teraz zbieramy dowody. Naprawdę nie mogę pani powiedzieć już nic więcej - mówi prokurator.

Konsekwencje
Zdaniem dra Macieja Szaszkiewicza z Instytutu Ekspertyz Sądowych, sąd może przekwalifikować czyn na "zabójstwo pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami" (co potocznie nazywamy "afektem").
Jeśli tak się stanie, Agata D. może liczyć na łagodniejszy wyrok - nawet pięć lat. Jeśli będzie wzorowym więźniem, może starać się wyjść po odbyciu połowy kary.

- To oczywiście zależy od tego, w jaki sposób oskarżona będzie się bronić przed sądem. Utrudnienie stanowi to, że nie pamięta momentu popełnienia przestępstwa.
- Daje pan wiarę temu tłumaczeniu? - pytam. - Agata D. twierdzi też, że dopóki nie wróciła z aresztu i nie zobaczyła zdjęcia męża, w ogóle nie pamiętała jego twarzy.
- Jej tłumaczenie jest dość wiarygodne i całkowicie wytłumaczalne psychologicznie. Niepamięć zdarza się dość często w przypadku tak zwanego "afektu". Irracjonalne działanie i bardzo silne, negatywne emocje mogą "wymazać" nasze wspomnienia. Proszę zwrócić uwagę, że podobnie dzieje się przy wypadkach. A jeśli już dojdzie przy nich do utraty świadomości, to zaburzenia pamięci są niemal regułą - odpowiada.
- Cała wieś stanęła w obronie Agaty D.
- Mówią, że był draniem i należało mu się?
- Może nie aż tak, ale podkreślają, że Agata D. jest dobrym człowiekiem.
- Dobrzy ludzie też popełniają przestępstwa. Też zabijają. Ale przestępstwo to przestępstwo - nawet jak popełnia je najbardziej złoty człowiek, musi ponieść jego konsekwencje.

Strach
Agata D. godzi się na rozmowę z nami w zasadzie z jednego powodu: ma nadzieję, że jeśli dużo ludzi dowie się o tej historii, jakiś zaangażowany, ambitny adwokat zgodzi się bronić oskarżonej mieszkanki Gnojnika, zrzekając się honorarium. Bo ona, najzwyklej, na to honorarium nie ma ani złotówki.

- Nie pamiętam, żebym zabiła Józefa, ale skoro w tym pokoju był tylko on i ja, skoro wybiegłam z krzykiem, że zabiłam, to na chłopski rozum: co innego mogło się tam stać? To ja musiałam go zabić. Nie znajduję innego wytłumaczenia, chyba że Józef sam dźgnął się tym nożem, bo odgrażał się wcześniej, że się zabije. Nie, pewnie nie, pewnie to ja go zamordowałam... Pan doktor powiedział mi, żebym nie próbowała sobie na siłę przypomnieć, nie zadręczała się, bezustannie grzebiąc w pamięci, obsesyjnie odtwarzając tamte chwile. Wspomnienia ponoć któregoś dnia same wrócą - mówi Agata.

Agata D. podczas półrocznego pobytu w areszcie kilka tygodni spędziła w więziennym szpitalu, na obserwacji psychiatrycznej.
Lekarze orzekli, że ma osobowość podatną na uzależnienia emocjonalne, tkwienie w toksycznych relacjach. To tłumaczy, jej zdaniem, dlaczego nie odeszła od męża, mimo że od lat działo się źle, mimo że wiedziała przecież, że bez niego pewnie byłoby jej łatwiej.

W areszcie dostawała silne leki uspokajające. Twierdzi, że bez nich nie przeżyłaby tych miesięcy. Nie, wcale nie dlatego, że złe warunki, że prysznic dwa razy w tygodniu, że brudno. Agata D. uważa, że pod tym względem jest całkiem znośnie: strażnicy są życzliwi, współczujący. Można mieć telewizor, książki czytać (choć ona akurat myśli skupić nie mogła). Z koleżanką z celi się zaprzyjaźniły. To, co dla niej było nieznośne, to tęsknota za córkami, za wnukami.

- Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, że można tak tęsknić. Tak bardzo, że spać nie można. Córki odwiedzały mnie często, ale nie widziałam wnuków, żeby nie wiedziały, że babcię w kryminale mają. One tęskniły, rysowały laurki. Odkąd wróciłam, śpię z Amelką w jednym łóżku, a ona boi się, że znów zachoruję i będę musiała raz jeszcze ją opuścić - opowiada Agata.
I tylko dlatego, twierdzi, chce walczyć o niższy wymiar kary: - Wiem, że za przestępstwo powinno odbyć się karę i nawet zniosłabym to, gdyby nie ten strach o rodzinę. Jak sobie poradzą - twierdzi.

Teraz, w szarym domu, też musi brać tabletki: osobne na skoki ciśnienia, problemy z krążeniem, osobne na głowę, żeby ukoić ten lęk, żeby zagłuszyć trochę sumienie. Wkrótce pójdzie do psychologa, musi trochę jeszcze poczekać, jak na wszystko, co za darmo.

Twierdzi jednak, że bardziej od tej rozmowy z psychologiem liczy się dla niej możliwość modlitwy. Siedzi godzinami z różańcem w ręku i błaga Boga o wybaczenie. Co drugi dzień idzie na cmentarz, na grób Józefa, ciągle zadając sobie pytanie: czemu to nie ja tam leżę?

Była u spowiedzi. Dostała rozgrzeszenie. Myśli jeszcze, żeby iść pogadać z księdzem na parafii, to dobry człowiek, otwarty, ludzie we wsi go lubią. Jak Agatę D. zamknęli, powiedział na kazaniu, że nie można jej osądzać, że tylko sam Bóg ma do tego prawo. Poprosił parafian, żeby modlili się - i za duszę Józefa, i za Agatę D.

- Czy jest coś, czego boi się Pani bardziej od więzienia?
- Tego, że Bóg mi nie wybaczy.
Po policzkach Agaty D. znów płyną łzy.

Współpraca: Małgorzata Więcek-Cebula

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Agata zabiła swojego męża. Teraz cała wieś stoi za nią murem - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska