Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moskal z Wisłą na dobre i na złe

Wojciech Batko
Kazimierz Moskal grał m.in. w Lechu Poznań, Hutniku Kraków, Górniku Zabrze, a nawet w Izraelu, ale zawsze wracał do Wisły
Kazimierz Moskal grał m.in. w Lechu Poznań, Hutniku Kraków, Górniku Zabrze, a nawet w Izraelu, ale zawsze wracał do Wisły Andrzej Banaś
Kazimierz Moskal nigdy nie bał się ryzyka. Dowiódł tego choćby w listopadzie po przejęciu piłkarskiej drużyny Wisły, kiedy zdymisjonowano Roberta Maaskanta. Zaskoczenie mieszało się z niedowierzaniem, a niektórzy mówili wręcz: - On zakłada sobie pętlę na szyję.

Czytaj także: Bramkarz Wisły, Milan Jovanić ożenił się! [ZDJĘCIA]

W grze, jako zawodnik, też był daleki od stereotypów. Owszem, kiedy np. nie było innego wyjścia, stosował najprostsze boiskowe zagrania. Często jednak starał się szukać niekonwencjonalnych rozwiązań. Ku powodzeniu drużyny, własnej satysfakcji i radości kibiców.

Przykładowo, na zawsze utkwiła mi w pamięci akcja, jaką 19-letni wtedy Moskal zademonstrował 24 września 1986 roku, w meczu 1/16 finału Pucharu Polski, kiedy drugoligowa wówczas Wisła podejmowała ekstraklasowy Ruch z Chorzowa. Albowiem zagranie i jego finał przesądziły o sensacyjnym triumfie "Białej Gwiazdy" 2:1.

W drugiej minucie dogrywki, w okolicach "szesnastki", piłka trafiła do napastnika Moskala. Ten przerzucił ją nad sobą, czym kompletnie zaskoczył chorzowskich defensorów, po czym bezceremonialnie przymierzył z woleja. Niezgorszy bramkarz, jakim bez wątpienia był Janusz Jojko, okazał się bezradny!
Nie było wówczas wątpliwości, że mamy oto do czynienia z młodzieńcem utalentowanym. A ci, którzy więcej od statystycznego kibica wiedzieli o "kuchni" wiślackiego zespołu, nie omieszkali dodawać, że Kazek może zajść daleko. Zawsze wiedział, czego chce od życia, ale przy tym był - i jest nadal - wyjątkowo skromnym człowiekiem. Poza tym to wulkan ambicji.

Skromność... W przypadku Moskala była, jest i zapewne będzie ona wręcz przysłowiowa. Z Sułkowic do Krakowa nie jest daleko, więc zakochany w Wiśle chłopak marzył, żeby ubrać czerwoną koszulkę z charakterystyczną białą gwiazdą. Ale kiedy, w 1982 roku, wyróżniającemu się juniorowi młodszemu Gościbi, który właśnie skończył terminowanie w trampkarzach, zaproponowano przenosiny na ul. Reymonta, ten bał się przyjść na trening, kilkakrotnie rejterując nawet spod stadionowej bramy. Jakie to szczęście, że nie postąpiono wówczas wedle zasady - nie chce, to go zmuszać nie będziemy, łaski nie robi.

Jednakże w momencie, w którym nastolatek przekonał się, że wiślacka rzeczywistość nie była snem ani kaprysem dorosłych, odwdzięczył się - bez przesady - tytaniczną pracą, która przyniosła jakże piękne owoce. Wprawdzie trafił na wyjątkową bessę "Białej Gwiazdy" (m.in. wiosną 1985 degradacja do II ligi i potem trzy sezony spędzone na zapleczu elity), ale jako jeden z nielicznych naprawdę się wyróżniał. Dość powiedzieć, że od półmetka sezonu 1985/1986 został podstawowym zawodnikiem pierwszego zespołu, a przecież debiut w nim zaliczył raptem kilka miesięcy wcześniej, na finiszu "czarnego" sezonu 1984/1985 (10 minut w meczu z Górnikiem Zabrze w sobotę 8 czerwca).

Błyskawicznie też zdobył sobie sympatię kibiców. Więcej, stał się ich ulubieńcem. M.in. dzięki ambicji, podkreślaniu emocjonalnego stosunku do klubu i pięknym golom. Które celebrował w charakterystyczny sposób - robiąc (z rąk i tułowia) tzw. samolocik. Skuteczność w grze nie mogła jednak nie zostać niezauważona przez ówczesnych krajowych mocarzy, do których Wisła wtedy - niestety - nie zaliczała się (choć w 1988 powróciła do najwyższej klasy rozgrywkowej).

Latem 1990 roku parol na zdolnego napastnika zagiął więc ówczesny mistrz Polski poznański Lech. A Towarzystwo Sportowe, borykające się z olbrzymimi problemami (koniec finansowania z puli MSW) stanęło przed wyborem - solidny zastrzyk gotówki po transferze lub pustki w kasie po zatrzymaniu Moskala. Wybrano pierwszy wariant, tyle że po upublicznieniu informacji doszło pod Wawelem do bezprecedensowej reakcji kibiców - przez kilka dni i nocy, protestując, okupowali halę przy ul. Reymonta!

Mediował sam Ludwik Miętta-Mikołajewicz, a Moskal stwierdził wówczas: - Jeżeli mój transfer ma pomóc Wiśle, to z ciężkim sercem, ale odejdę. Marząc przy tym, że może kiedyś wrócę do Wisły i zdobędę z nią mistrzostwo Polski...

Cztery sezony spędzone w Lechu, trzy w Hapoelu Tel Awiw i jedna runda w Maccabi Ironi Aszdod ugruntowały pozycję Moskala jako więcej niż solidnego napastnika, ale przede wszystkim jako dobrego, skromnego i życzliwego wszystkim człowieka. W 1998 roku, także z myślą o najbliższych, trzeba było jednak wracać do Polski. Ale mająca już wtedy "imperialne" plany Wisła nie była zainteresowana 31-latkiem, choć zawodnik był do wzięcia za darmo. Skorzystał nam tym grający wówczasna zapleczu ekstraklasy krakowski Hutnik.

Ale życie płata niespodzianki i jesienią 1999 roku przy ul. Reymonta doszło nagle do personalnych zawirowań. W trybie awaryjnym przypomniano więc sobie o Moskalu, dodając równo- cześnie, że przychodzi na kilka lub kilkanaście meczów.

- Nie jest przecież piłkarzem perspektywicznym. To taka krótka misja ratunkowa - argumentowano.
Nie ma to jak rozeznanie w tzw. temacie... Z przerwą na sezon 2003/2004 i rundę jesienną kolejnego (występy w Górniku Zabrze) Kazimierz Moskal trwał i trwa w "Białej Gwieździe", a w latach 2001 i 2003 spełniło się jego najskrytsze sportowe marzenie - z ukochaną Wisłą wywalczył mistrzostwo Polski!
Od sześciu lat niezmiennie jest w sztabie szkoleniowym, będąc asystentem m.in. Jerzego Engela, Dana Petrescu czy Dragomira Okuki. Natomiast kiedy zajmował się juniorami lub drugim zespołem, zawodnicy nie dawali powiedzieć na niego złego słowa! Ujmując się za szkoleniowcem chwilami nawet żarliwiej, niż traktowali rywali na boisku!

W czwartek 22 grudnia 2011 roku oficjalnie ogłoszono, że na czas nieokreślony Kazimierz Moskal został trenerem zespołu krakowskiej Wisły. Oby wytrwał na tym stanowisku jak najdłużej. Zasłużył sobie na to jak mało kto!

Sylwester w Krakowie: sprawdź, gdzie możesz go spędzić i porównaj ceny!

Wybieramy najpiękniejszą sportsmenkę Małopolski! Weź udział w plebiscycie!

"Super pies, super kot"! Zobacz zwierzaki zgłoszone w plebiscycie i oddaj głos!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Moskal z Wisłą na dobre i na złe - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska