Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra. O urlopie i innych radościach, a także ważnych obowiązkach

Jerzy Stuhr
Podoba mi się to, że nawet pogrążony w tematach zawodowych, próbuje Pan komentować współczesność. I to tę polityczną, która nie jest miła. Czy to rzeczywiste zainteresowanie, czy też… działają tu przypadkowe skojarzenia?

Powinienem odpowiedzieć: Jestem obywatelem, a więc takie tematy są też moimi tematami. Ale ostatnio, najczęściej wypływa to z jakiegoś zaskoczenia albo zdziwienia. Co mnie zadziwiło w ostatnich tygodniach? Nie te przepychanki, Kukizy i inne "prawidłowości", a tylko to, że prezydent elekt nie przyjął zaproszenia na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, tłumacząc, że jedzie na urlop.

Ja wiem, że reprezentuje on partię, która nigdy takich zaproszeń nie przyjmowała, ale przecież jest prezydentem elektem, a nie zwyczajnym członkiem swojej partii. A w sytuacji, gdy Europa jest w dosyć niebezpiecznym momencie, gdy Azja ma swoje straszliwe problemy, gdy terroryzm staje się namacalnym powodem dla międzynarodowej mobilizacji, to ten prezydent elekt nawet się nie chce czegoś dowiedzieć od ludzi, którzy tam są zaproszeni?

Niechby chociaż słuchał, to nikomu jeszcze nie zaszkodziło! Przecież wyobrażam sobie, że gdyby mnie wybrano na takie stanowisko, to wszystkie okazje dowiedzenia się czegokolwiek, w tym przypadku choćby o zagrożeniu ościennym, byłyby dla mnie piekielnie ważne. I tłumaczenie się urlopem, na tym stanowisku jest po prostu niepoważne.

Pamiętam, na festiwalu weneckim, gdy nagle moje "Historie miłosne" w 1997 roku w jeden wieczór zrobiły błyskawiczną karierę i na drugi dzień już siedziałem przy stoliku z moim przyszłym dystrybutorem, panem Manfredim Traxlerem, który przedtem dystrybuował "Dekalog".

- Bierzemy ten film - powiedział, z kim mam rozmawiać?
A ja na to: Z tym i tym z Canalu Plus, bo to jest producent wiodący.
A on: To gdzie on jest?
A ja: On pojechał na wakacje.
A on: Jak to? To on ma film w konkursie, w Wenecji i pojechał na urlop?

Taka już wtedy była mentalność tych ludzi! Ja sam, gdy mam rozmowy o przyszłej roli, a jestem na nartach w Bolzano, to wsiadam w samolot, lecę do Rzymu, a wieczorem przyjeżdżam z powrotem na narty. No ludzie! To jest dla mnie zjawisko i postępowanie kompletnie niezrozumiałe, by przedkładać urlop nad pewne wartości, już nie mówię biznesowe, ale w tym przypadku ważniejsze, polityczne.

Czyżby młodsze pokolenia miały teraz w ogóle zupełnie inny stosunek do swojej wiedzy, do obowiązków, do poczucia odpowiedzialności?… Bo jak to potem… "schodząc po stopniach", objawić się może wśród młodzieży? Moja żona prowadzi tę swoją działalność Unicornową - wiemy, Zielony Dół itd. i często organizujemy różne wydarzenia artystyczne dla chorych, na które przyjeżdża śmietanka artystów polskich, i to rozmaitych.

I ci wszyscy ludzie z radością i charytatywnie występują. Nikt nam nigdy nie odmawiał. To jest jakby taki kodeks, że jeśli to jest dla chorych, to występuje się charytatywnie.

Moja żona zwróciła się do niedawnej absolwentki PWST Kraków. Młoda dziewczyna spytała najpierw, jakie jest honorarium. Mogła nie wiedzieć, mogła przyjąć zasadę biznesową. Więc Basia tłumaczy, że my tu mamy takie savoir-vivre, że robimy dla chorych zawsze charytatywnie. Dziewczyna przeprosiła i powiedziała, że oczywiście, bardzo chętnie.

Na dwa dni przed występem zadzwoniono do niej z Unicornu z pytaniem, jakie mikrofony przygotować, gdzie fortepian ma stać, a ona mówi - nie przyjdę, bo jestem chora. Nawet nie zawiadomiła, a potem się okazało, że pojechała na urlop. Tak to się teraz pewnie załatwia.

Bo przecież nie mogę powiedzieć, że wyszukuję specjalnie, jak funkcjonuje pojęcie "urlopu". Powiedzmy, że ta młoda artystka zaangażuje się do Teatru im. Słowackiego. I do mojego kolegi, pana Krzysztofa Orzechowskiego, nawet nie zadzwoni, że właśnie zachorowała.

Dlaczego myślę, że "przykład idzie z góry"? Pewnie dlatego, że taki jest obowiązek "pedagoga": dać przykład sobą. Na wysokich stanowiskach - także. Dziwię się więc, że nasz elekt nie wstydził się wypowiedzieć słowa urlop. A zresztą jest tyle połączeń z Toskanii, że można w jeden dzień obrócić: być i tam, gdzie być powinien i wrócić na urlop.

Ileż ja razy to pokonywałem, nieraz w znacznie drobniejszych sprawach. Ktoś kiedyś powiedział: Pamiętajcie, że nic, co zrobicie jako osoba publiczna, nie będzie bezkarne. To się gdzieś i kiedyś odbije. Jak nie natychmiast - jak u biednego Daniela Olbrychskiego - to po latach, choćby nikt już tego nie pamiętał. Ale pojawi się na pewno.

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska