18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ucieknie z Krakowa, bo kusi ją energetyczna Warszawa

Redakcja
Wszystkie zarobione pieniądze Katarzyna wydaje na podróże
Wszystkie zarobione pieniądze Katarzyna wydaje na podróże Tomasz Bołt
Z Katarzyną Zawadzką, niespokojnym duchem, aktorką, która jeszcze nie skończyła krakowskiej PWST, a już debiutuje w głośnym filmie Barbary Sass "W imieniu diabła", rozmawia Urszula Wolak

Czytaj także: Sławomir Shuty miał być proboszczem. A kręci film o szatanie

Jak trafiłaś do filmu Barbary Sass?
Zostałam zaproszona na zdjęcia próbne do Warszawy. Pojechałam tam i odegrałam fragment swojej roli. Po jakimś czasie otrzymałam telefon od reżyserki, że bierze pod uwagę moją osobę, ale jeszcze musi się zastanowić.

Zestresował Cię telefon?
Nie, wręcz przeciwnie. Odebrałam to za bardzo miły gest z jej strony.

I czekałaś dalej...
Tak i marzyłam o zagraniu Anny, i pracy z tak uznaną reżyserką jak Barbara Sass. Na jej kolejny telefon musiałam jednak jeszcze długo poczekać. W pewnym momencie pomyślałam nawet, że zaangażowała już do tej roli kogoś innego. Ale w końcu telefon zadzwonił.

Mówi się, że Barbara Sass ma tzw. "rękę do aktorów" i w karierze debiutujących u niej aktorów często następuje pozytywny przełom. Czujesz, że to może dotyczyć także Ciebie?
Oczywiście słyszałam o tej słynnej "ręce do aktorów" pani Barbary. Ale nie nastawiam się na to, że nagle posypie się na moją głowę tuzin scenariuszy. Zobaczymy, co się wydarzy... Obecnie otrzymuję propozycje pracy głównie w teatrach i jestem za nie losowi niezwykle wdzięczna. Scena jest zawsze dla aktora wielkim wyzwaniem, ale marzę też o tym, by sprawdzić się w kolejnych rolach filmowych. Ostatnio zagrałam w czesko-polskiej koprodukcji pt. "Polski film". Obecnie nie mam żadnych planów filmowych.

Twoją kreację w filmie Barbary Sass docenili jurorzy na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. To chyba dość obiecujący początek, prawda?
Oczywiście, i cieszę się, że moja praca została doceniona, ale uważam, że nagrody są tylko nagrodami. Trzeba iść do przodu.

Myślisz, że film "W imieniu diabła", może wpłynąć na obraz zakonnic w oczach Polaków?
Myślę, że większość widzów po obejrzeniu filmu zrozumie, że zakonnice to nie tylko osoby duchowne, które wybrały życie zakonne i całkowicie podporządkowały je Bogu, ale także zwyczajne dziewczyny, dojrzałe kobiety, które podchodzą do świata emocjonalnie, mają lęki, pragnienia i niejednokrotnie targają nimi różne żądze. Różnica między nami a zakonnicami polega tylko na tym, że one muszą to wszystko skrywać pod habitem...

Barbara Sass przełamuje też pewne tabu funkcjonujące w naszym społeczeństwie. Potrafimy dziś już otwarcie rozmawiać na przykład o nadużyciach w środowisku księży, ale to, co dzieje się za murami kobiecych zakonów, wciąż owiane jest tajemnicą...
Rzeczywiście, życie zakonnic jest dziś tematem tabu, a za murami klasztorów mogą się przecież dziać najstraszniejsze rzeczy. W przypadku wszystkich zgromadzeń można mówić zarówno o ich dobrych, jak i złych stronach. Film Barbary Sass skupia się bardziej na tej drugiej stronie. Ukazuje mechanizmy, które sterują emocjami sióstr - betanek, które z własnej woli odgrodziły się od świata, a w pewnym momencie wszczęły bunt i sprzeciwiły się powszechnym zasadom w Kościele.

Ale w końcu ukazane w filmie betanki zrobiły to z miłości do Boga.
Całkowita izolacja od świata w ich przypadku nie była czymś normalnym. Nie da się bowiem tak łatwo oszukać natury. Myślę, że to właśnie dlatego siostrom tak bardzo zaczęła doskwierać niemożność zaspokojenia fizjologicznych potrzeb. Okazało się jednak, że potrzeby te może im zaspokoić modlitwa...

No właśnie, poruszająca jest w filmie scena, w której betanki doznają podczas modlitwy ekstazy.
To prawda, bohater filmu - ojciec Franciszek - inicjuje w zakonie modlitwę transową, a betanki wierzą, że najlepsza droga, jaka prowadzi do Boga, wiedzie przez ich cielesność.

Inicjatorem niekonwencjonalnej modlitwy był mężczyzna - ojciec Franciszek. Na ile uczestnictwo w takiej modlitwie przez siostry było wyrazem chęci zbliżenia się do Boga, a na ile była to tylko chęć zaspokojenia własnych żądz?
Siostra Anna, którą gram, naprawdę wierzyła w metody stosowane przez ojca Franciszka i proponowany przez niego, kontrowersyjny, niezgodny z dogmatami wiary sposób oddawania się Bogu. Dlaczego? Bo dawało to oczekiwane rezultaty, przynosiło efekty. Dlatego w słuszność metod ojca Franciszka uwierzyły też pozostałe zakonnice. Myślę, że początkowo kierowała betankami wyłącznie miłość do Boga. Później bardziej niż swoje żądze pragnęły zaspokoić jedynie oczekiwania ojca Franciszka i matki przełożonej - siostry Ligockiej. Ale to była już chora religijność.

Określiłabym graną przez Ciebie siostrę Annę jako żarliwie wierzącą i zupełnie nienaiwną. Czy zgadzasz się z taką charakterystyką?
Tak, ale tylko połowicznie. Oczywiście Anna jest głęboko wierzącą siostrą, ale niestety jest trochę naiwna, a ja grając tę postać, świadomie podkreślałam tę jej cechę. W końcu Anna ulega manipulacjom ojca Franciszka i matki przełożonej. Bezgranicznie wierzy w ich słowa. Staje się im całkowicie podporządkowana. Dopiero później zauważa, że w głoszonych przez duchownych naukach kryje się sporo sprzeczności, niezgodnych z dogmatami wiary i wtedy jakby zaczyna patrzeć trzeźwiej na otaczającą ją rzeczywistość. Niestety, przebudzenie następuje za późno.

Jak pracowałaś nad rolą?
Starałam się wczuć w tę młodą dziewczynę i przeniknąć jej wewnętrzny świat. Wyobrażałam sobie, jak mogła na przykład reagować na pewne rzeczy i tak powoli stawałam się Anną. Postać mojej bohaterki musiała być głęboko osadzona w nurcie religijnym. Jako dziecko uczestniczyła już w wyjazdach na oazy i należała do religijnych grup, stąd jej głęboka wiara. Anna odnalazła w Kościele oparcie, a zakon uznała za najbezpieczniejsze dla niej, pełne ciepła miejsce na ziemi. Dlatego też zdecydowała się wstąpić do zgromadzenia. Miała nadzieję, że będąc blisko Boga poczuje miłość, której nigdy nie zaznała w patologicznej rodzinie.

W pewnym momencie zaczęła nawet patrzeć na siostrę Ligocka, jak na swoją biologiczną matkę...
Tak, a siostra Ligocka zaczęła ją także traktować jak swoją córkę. Wzbudziła zaufanie młodej Anny i potrafiła dzielić z nią jej bolączki. Obie kobiety łączyła bowiem podobna, bolesna przeszłość. Obie cierpiały na brak miłości w dzieciństwie. Kiedy na drodze obu kobiet stanął ojciec Franciszek, łącząca je więź została przerwana. Piękne uczucie zaczęło się przeradzać w toksyczną relację - opartą na strachu, poczuciu lęku i konieczności spełniania przez Annę obowiązków narzucanych jej przez przełożoną. Musiała się w końcu odwdzięczyć za miłość, którą od niej dostała.

W trakcie pracy nad rolą nie myślałaś o tym, by dotrzeć do którejś z sióstr betanek wydalonej ze zgromadzenia w Kazimierzu Dolnym kilka lat temu? W końcu to ich historia zainspirowała Barbarę Sass do realizacji "W imieniu diabła".
To nie było potrzebne, bo reżyserka nigdy nie próbowała w filmie odtworzyć ich historii, chodziło jej raczej o ukazanie pewnej kondycji psychicznej poszczególnych kobiet, gdy znalazły się w takiej sytuacji jak betanki, które przebywając w zamknięciu, były manipulowane. Postępowanie mojej bohaterki doskonale obrazuje działanie mechanizmu sterowania ludzkimi emocjami. Anna okazała się słaba psychicznie, nieodporna na silne oddziaływanie ojca Franciszka i matki przełożonej. Poszukiwała u nich wsparcia i bezpieczeństwa, dlatego z taką łatwością zawładnęli jej umysłem i ciałem, wykorzystując Annę do swoich niecnych celów.

Film pokazuje, że zło może czaić się nawet za klasztornymi murami. I to tam właśnie rozgrywają się najmroczniejsze sceny w filmie.
To zasługa plenerów. "W imię diabła" kręciliśmy między innymi pod Lidzbarkiem Warmińskim, na uboczu miasta, gdzie obok kościoła znajdował się cmentarz. Kiedy po raz pierwszy przyjechaliśmy z ekipą na miejsce, przywitała nas sowa.

Poza filmem widzowie w Krakowie mogą Cię zobaczyć na deskach Starego Teatru w spektaklu "Tartuffe". Czy w nowym sezonie pojawisz się też w innych spektaklach?
Biorę udział w nowym projekcie Mikołaja Grabowskiego pt. "Pan Tadeusz". Miałabym zagrać Zosię. Sztuka jest jednak w fazie początkowej, zobaczymy, co z tego wyniknie. Zagram też w warszawskim teatrze Imka Tomasza Karolaka w spektaklu "Deus ex machina". Premiera sztuki odbędzie się niebawem, bo w przyszły piątek.

Podejrzewam zatem, że ciągnie Cię do Warszawy. Czy myślisz o wyjeździe do stolicy?
Nie ukrywam, że tak. Warszawa mnie kusi. (śmiech) Przez jakiś czas mieszkałam w stolicy i wiem, że panuje tam niesamowita energia, która sprzyja pracy twórczej, mobilizuje artystę do działania, napędza! Oczywiście jest to czasami bardzo męczące, ale w moim zawodzie chodzi przede wszystkim o to, by grać i rozwijać się. Nie można sobie pozwolić na zastój. Warszawa daje aktorom po prostu więcej możliwości niż jakiekolwiek inne miasto w Polsce. Myślę, że to jest główna przyczyna, dla której tak wielu młodych aktorów "ucieka" z Krakowa, mimo że jest to cudowne miejsce.

Ciągnie Cię w nieznane?
Od zawsze! Jestem raczej typem niespokojnego ducha. Wszystkie zarobione pieniądze wydaję na podróże. Ostatnio sama wyjechałam do Nepalu i Tybetu. W Nepalu usłyszałam nawet, że moja dusza potrzebowała energii tego miejsca. Nie mogłam się nie zgodzić z tymi słowami.

Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska