Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pielęgniarki z Kobierzyna uciekają przed pacjentami

Piotr Odorczuk
Siostry nie chcą ujawniać personaliów. Boją się dyrekcji. Mimo że wielokrotnie skarżyły się szefom, ci lekceważą problem
Siostry nie chcą ujawniać personaliów. Boją się dyrekcji. Mimo że wielokrotnie skarżyły się szefom, ci lekceważą problem Wojciech Matusik
Pielęgniarki ze szpitala psychiatrycznego w krakowskim Kobierzynie żyją w strachu. Podczas nocnych dyżurów na jedną z nich przypada nawet 70 chorych.

Pacjenci są agresywni, dużo więksi i silniejsi od sióstr. W starciu z nimi kobiety nie mają żadnych szans. W rozmowie z nami przyznają wprost: kiedy robi się niebezpiecznie, nie stawiają oporu - po prostu uciekają.

Każdego dnia po godzinie 15, gdy lekarze, sprzątaczki, psychologowie i ludzie z administracji idą do domów, pielęgniarki mogą liczyć tylko na siebie. Zostają same na całą noc. Po trzy na każdy oddział - dwie na parterze, jedna na piętrze. Przed dyżurem losują zapałki - która dzisiaj idzie na górę.
W razie draki mogą co prawda wezwać na pomoc dwuosobową grupę interwencyjną. Problem w tym, że patrol porusza się pieszo, a Szpital im. J. Babińskiego rozciąga się na 20 hektarach.

Siostry przyznają, że często wolą uciekać niż czekać na ochroniarzy. - Ucieka się bardzo często.
A potem dyrekcja pyta, czyja to wina, że pacjent pobił pacjenta, że pielęgniarki nie było, że uciekła - skarży się Agnieszka, jedna z sióstr. Ona i jej koleżanki nie chcą podawać nazwisk. Boją się reakcji przełożonych. - Oczywiście winne jesteśmy my - dodaje z goryczą Agnieszka.

Część pacjentów szpitala w Kobierzynie to chorzy skierowani na leczenie przez sąd. Niektórzy z nich napadali wcześniej, a nawet mordowali swoich najbliższych. - Ostatnio chory rzucił we mnie monitorem kardiologicznym - mówi Magda, pielęgniarka z Kobierzyna. - Co mogę zrobić, kiedy pacjent to prawie dwumetrowy i zupełnie nieprzewidywalny chłop, a ja ważę tylko 45 kilogramów?
- pyta. - Chorzy są pobudzeni lekami, nie wiadomo co zrobią za chwilę. We mnie poleciał stelaż pod kroplówkę - wtóruje jej Agata, druga z pielęgniarek.
Pielęgniarki są bezsilne. - Przyjeżdża policja i przywozi pacjenta. Nasi ochroniarze pomagają,
ale potem zostajemy same. I wiemy, że nikt nam nie pomoże, jeżeli coś się wydarzy, bo na górnych piętrach nie ma nawet telefonu - mówi Beata.

Marta Szczurek, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych u Babińskiego, informuje, że siostry wielokrotnie interweniowały u dyrekcji. Skarżyły się na ciężkie i niebezpieczne warunki pracy. Tymczasem Teresa Niżankowska, dyrektorka szpitala ds. pielęgniarek, twierdzi,
że nie ma problemów kadrowych. - Na moim biurku leży 20 podań o przyjęcie do pracy - mówi.
Dyrektorka przyznaje, że w nocy na oddziale dyżurują tylko trzy pielęgniarki. - Oczywiście chciałabym, żeby było ich więcej, ale w tej pracy najbardziej liczą się umiejętności - twierdzi Niżankowska. Dodaje, że aktualna obsada pielęgniarska doskonale sobie radzi.

Sprawą zainteresowaliśmy Wojciecha Kozaka, wicemarszałka Małopolski, odpowiedzialnego
za sprawy służby zdrowia. Poinformował nas, że przeprowadzony ostatnio w kobierzyńskim szpitalu audyt wewnętrzny wykazał... przerost zatrudnienia. Pracuje tam o 60 proc. za dużo psychologów. Skąd się to bierze? - Szpital Babińskiego ma kiepski kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia
- wyjaśnia Kozak. - Zatrudniając psychologów dyrekcja chciała zdobyć korzystniejszą wycenę świadczeń od NFZ. Teraz jednak przepisy się zmieniły i liczba psychologów nie ma już znaczenia.
U Babińskiego na około 1000 pracowników 355 to pielęgniarki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska