Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

OŚWIĘCIM. Grzegorz Piekarski: Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść...

Jerzy Zaborski
W poprzednim sezonie Grzegorz Piekarski dał się poznać jako skuteczny egzekutor rzutów karnych
W poprzednim sezonie Grzegorz Piekarski dał się poznać jako skuteczny egzekutor rzutów karnych Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z GRZEGORZEM PIEKARSKIM, byłym obrońcą Unii Oświęcim, który zdecydował się zakończyć hokejową karierę.

37 lat to dla hokeisty piękny wiek. Skąd nagła decyzja o zakończeniu hokejowej kariery?

Wiem, że w naszym kraju obecnie nawet dopiero po „czterdziestce” zawodnicy kończyli sportowe kariery. To już inne czasy, niż 20 lat temu, kiedy po przekroczeniu „trzydziestki” sport szedł w odstawkę. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy ze sceny zejść....

Ma pan jakiś pomysł na życie bez hokeja?

Razem z bratem Rafałem otworzyliśmy w Pszczynie przedszkole. Dlaczego tuż poza Oświęcimiem, już na Śląsku? Bo tam było takie zapotrzebowanie, a i Pszczyna wydaje się być bogatsza od Oświęcimia. Mam wykształcenie pedagogiczne, więc rodzinny interes idzie w nim w parze.

Trudno wyobrazić sobie pana w roli niańki, bo przecież hokeiści to twardzi ludzie, tak to przynajmniej wygląda z trybun.

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie jestem opiekunem jednej z grup dzieci w przedszkolu. Pracuję zawodowo w innej firmie, ale – jeśli tylko mam taką możliwość – staram się pomagać w przedszkolu, bo mam bardzo dobry kontakt z dziećmi.

W swojej seniorskiej przygodzie z hokejem wystąpił pan w dziewięciu klubach. Aż dziw bierze, że nie udało się zdobyć złotego medalu, choć dorobek jest imponujący, bo uzbierało się ich osiem. Cztery srebrne (w Krynicy, Unii Oświęcim, GKS Katowice i GKS Tychy), i brązowe w: Krynicy, Unii (dwukrotnie) i Cracovii.

No właśnie, tylko złota zabrakło. Wydawało mi się, że będę w stanie po nie sięgnąć w 2004 roku, kiedy po raz drugi do Oświęcimia zawitał Białorusin Andriej Sidorenko. To właśnie on, od 1998 roku wprowadził oświęcimian na mistrzowską ścieżkę. Potem jego misję kontynuowali czescy trenerzy, aż do czasu, kiedy przejął nie tylko Unię, ale i reprezentację Polski. To był trener, przy którym wielu zawodników może i narzekało na katorżniczą pracę, ale - decydując się na zawodowe uprawianie sportu - trzeba się z nią liczyć. Niestety, w finałach rozgrywanych w atmosferze skandalu, przeciwko tyskiemu GKS, Unia zdobyła „tylko” wicemistrzostwo.

Wtedy na kilku zawodników Unii padły podejrzenia handlowania meczami...

To był bzdury wyssane z palca. Wolę na ten temat spuścić zasłonę milczenia.

Zaliczył pan też występy w słowackiej ekstraklasie, w barwach Żiliny. Dla naszych południowych sąsiadów polski hokej był wtedy egzotyczny. Jak udało się tam panu trafić?

Jeszcze w czasach występów w Toruniu, a było to w 2003 roku, skontaktował się ze mną słowacki menedżer, dzięki któremu zostałem zaproszony na testy do Żilny. Po tygodniu podpisałem kontrakt.

Jak udało się Panu zaaklimatyzować w jednej z mocniejszych lig w Europie?

Występowałem w trzeciej piątce, w której miałem różnych partnerów. Nie czułem się tam obco. W trakcie rozgrywek do drużyny dołączył Roman Mucha, który występował w Unii, w czasach prosperity oświęcimskiego hokeja. Wtedy wrócił z Włoch. Wtedy poziom ligi słowackiej był wyższy od obecnego.

Co udało się panu osiągnąć na Słowacji?

W ćwierćfinale przegraliśmy z Koszycami. Potem dostałem propozycję z Unii. Magnesem była osoba Sidorenki i możliwość bycia bliżej rodzinnych stron.

Jak się okazało, właśnie w Oświęcimiu założył Pan swoją rodzinę...

Tak, dlatego to miasto, i ten klub, cenię sobie najbardziej. Dzięki hokejowi spotkałem najważniejsze w swoim życiu dla mnie osoby, więc gdybym drugi raz miał wybrać dyscyplinę sportu, postawiłbym na hokej.

Jest pan jednym z nielicznych zawodników „złotego” rocznika SMS, który potem w Krynicy zdobył wicemistrzostwo Polski...

To było dla nas przeżycie. Wtedy w półfinale wyeliminowaliśmy mocne Podhale, mające w swoim składzie Finów Kima Ahlroosa i Mikko Koivunoro. U nas byli za to Prima i Gusov. Dzisiaj takich obcokrajowców na naszych lodowiskach można szukać ze świeczką.

Wtedy jednak KTH przegrało z Unią finał w czterech meczach...

Tak, ale byliśmy wtedy młodzi. Unia miała w składzie najlepszych w Polsce zawodników. Z nas zeszło ciśnienie, bo wejście do finału było wykonaniem planu w nawiązką. Twórcą sukcesu był Rudolf Rohaczek, z którym prawie dziesięć lat później spotkałem się w Cracovii.

Był pan też reprezentantem Polski...

Walczyłem na zapleczu światowej elity, ale współpraca z Ludkiem Bukaczem, czy Petrem Ekrothem, była dla mnie przyjemnością. Szkoda, że po ostatnich MŚ zaplecza elity w Krakowie nie przyszła koniunktura na hokej. Jest jeszcze gorzej. W nowym sezonie trzy kluby mogą nie mieć kłopotów finansowych.

Czy synowie idą w ślady taty?

Straszy, 16-letni Janek, jest napastnikiem i ma papiery na granie. Może przegoni ojca i zdobędzie seniorskie złoto. Dobrze, że - jak ojciec - nie jest obrońcą, bo kibice często nie widzą, że błędy zaczynają się w przodzie. Z kolei 8-letni Paskal nie czuje miłości do hokeja. Postawił na futbol.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska