Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak to jest być żoną Stuhra

Redakcja
Barbara Stuhr nie opowiada o swoim mężu. Bo taką ma zasadę
Barbara Stuhr nie opowiada o swoim mężu. Bo taką ma zasadę Barek Syta
Nie znosi wywiadów, a gdy się już zgodzi, nie odpowie na żadne pytanie o męża. - Nie będę opowiadać, jak żona się czuje, gdy mąż ją całuję - mówi. Z Barbarą Stuhr o tanich obiadach, imprezach, akademiku i podróżowaniu w samochodzie wypełnionymi towarami z zachodu rozmawiają Anna Górska i Katarzyna Kachel

Rodzice Panią zmuszali do skrzypiec?
Absolutnie nie. Ja się lubiłam popisywać i występować na scenie.

Nie zamykali w pokoju i nie kazali ćwiczyć?
Nigdy, zawsze miałam czas na zabawę. Może mniej niż moi ówcześni rówieśnicy, ale na pewno więcej niż moja wnuczka.

Na studiach muzycznych też?
Oczywiście. Chodziliśmy na imprezy Pod Barany, czy Pod Jaszczury.

Czytaj także:**Ks. Boniecki: Nikomu nie mówię, że siedzi we mnie zgryźliwy staruszek**

Imprezy w akademiku były?
Pewnie. Jak to w akademiku. Na pewno do dzisiaj nic się w tej sprawie nie zmieniło. Mieszkałam na Filipa. Pokoje były wieloosobowe, więc nie było łatwo ćwiczyć. Ja grałam na skrzypcach, więc miałam łatwiej, bo mogłam ćwiczyć gdziekolwiek.

Grała Pani w łazience?
Wiele razy. Gnałam też rano, by pograć w szkole na tak zwanej "ćwiczeniówce".

Była Pani kujonem?
Nie, bardzo nie lubiłam bezmyślnego, pamięciowego nabywania wiadomości. Zawsze byłam zwolennikiem dociekania problemu. To dotyczy także muzyki. Jeśli zrozumiesz "o czym" ona mówi, to będziesz umiał dobrze ją wykonać, coś powiedzieć innym. Ale to często wymaga żmudnego ćwiczenia. Jak w matematyce.

Lubiła Pani matematykę?
Nie miałam kompletnie zdolności w tym kierunku, ale potrafiłam godzinami ślęczeć nad zadaniem, bo denerwowało mnie jak nie mogłam sama dojść do wyniku.

Zawsze Pani taka uparta?
Zależy w czym.

W matematyce i życiu zawodowym?
Prawie zawsze.

W rodzinie?
Ooo, to nie upór, tu zawsze obowiązuje zrozumienie i kompromis.

Kiedy to Panie zrozumiała?
To się nie dzieje nagle. To jest proces. Dziś już wiem, że trzeba umieć słuchać, godzić się, weryfikować niektóre prawdy.

Za mąż Pani wyszła wcześniej, bo już na studiach?
Pod koniec.

Oświadczyny były w Żaczku?
Nie, to na pewno nie był Żaczek. Zaraz, zaraz... To była Przewiązka na ulicy Bydgoskiej, tylko wtedy inaczej się nazywało.

Kosza nie było?
No, nie.

Szaleliście?
Biedni byliśmy jak mysz kościelna. Jedliśmy obiad na spółkę, bo trzeba było zostawić coś na studenckie życie. Do restauracji Europejskiej chodziliśmy na rozmowy"o sztuce i życiu", do Kapusty na pierogi, czy do Stasi na Mikołajską.

Wieczorami?
Do klubów studenckich, ale często po całodniowych zajęciach spotykaliśmy się z kolegami w klubie Przytulisko i wszyscy z wielką radością oglądaliśmy bajki dla dzieci. A specjalnie serial Wilk i Zając radzieckiej produkcji.

Jak w domu artystów udało się wychować takie całkiem normalne dzieci?
(śmiech) Sama nie wiem, jak to zrobiliśmy, że wyrosły nam takie dobre dzieci. Cały czas wydawało mi się, że za mało im czasu poświęcam. Do radia pędziłam przecież na godzinę 14, a przedtem trzeba było coś zdobyć w sklepach do jedzenia, coś ugotować, w ogóle jakoś zorganizować dom w tych trudnych czasach, no a skrzypce też domagały się osobnego czasu.

Nie chciała Pani zrezygnować z pracy?
Jakoś mi się nie udało. Pamiętam jak z małym Maciusiem przez pół roku po jego urodzeniu chodziłam na spacery. Kiedy wracałam do pracy, zrobiło mi się smutno, że teraz to już nie ja, ale jakaś pani będzie go wozić. Ale jakoś nie odpuściłam.

Było ciężko?
Było. Pamiętam pierwszą pracę, Stanisław Gałoński przyjechał do Krakowa, utworzył kameralny zespół, w którym początkowo pracowaliśmy prawie za darmo. Płacono nam tylko za koncerty.

Pierwsza pensja?
O Boże! Za pół roku naszych prób, koncertów uzbierał się może tysiąc złotych.

Czytaj także:**Jak Gessler rewolucję w krakowskiej 'U Jędzy' zrobić chciała**

Wtedy to było mało?
Nie mało, tylko bardzo mało. Na popularne waciki ledwo starczyło. Moją pierwszą sukienkę koncertową zrobiłam z sukienki ślubnej, którą pofarbowałam na czarno.

Ale na streecie Pani nie grała?
Nie, ale miałam kolegów, którzy grali. Ja nie miałam takiej odwagi i predyspozycji, by grać na ulicy.

Praca dawała satysfakcję?
Na początku tak, ale potem, jak w każdym zawodzie, pojawiły się zwątpienia, trzeba było szukać swojej drogi. Początkowo bardzo dużo podróżowaliśmy, bo byliśmy tanią siłą roboczą.

Zrezygnowałam z tego, bo już mnie nie cieszyło balangowanie. No i w końcu przestało się opłacać.Zagranica zaskakiwała?
O tak, tak, przyjeżdżaliśmy z pełnymi walizkami. Pamiętam też nasz pierwszy zagraniczny wyjazd, gdy mąż dostał lepszą gażę. Jak wpadliśmy do tych sklepów, o mój Boże. Auto po sufit było wypchane. Stosy różnych dóbr, o których dziś aż głupio pisać.

Dlaczego Pani rzuciła skrzypce?
Poczułam się wypalona, kwartet wymagał ogromnego nakładu pracy, przestałam radzić sobie z pogodzeniem wszystkich obowiązków, a nie da się grać tylko trochę. Trzeba być w formie zawsze, a to oznacza wiele ćwiczeń i prób. Poczułam się wypalona, kwartet miał trudny okres, a nie da się grać na pół gwizdka.

Stowarzyszenie wspierania onkologii to dobre zastępstwo?
Nie wyobrażam sobie, by tego nie robić, by nie pomagać. Walczę, szukam sponsora.

Inaczej niż na scenie?
Inaczej. Ale też duży wysiłek. I emocjonalny, i fizyczny.

Dlaczego nie lubi Pani wywiadów?
Bo dziennikarzy interesuje tylko to, jak to jest być żoną Stuhra. A ja nie lubię wyciągać prywatnego życia na okładkę. Nie rozumiem, jak kogoś może interesować, co jemy, czy się kłócimy.

Nie czyta Pani o życiu gwiazd?
Czytam, czytam, ale nie podnieca mnie to specjalnie. Dla mnie to niezdrowa ciekawość, plotkowanie, podglądactwo.

Dzieci nie miały łatwo?
Marianna poszła w innym kierunku, więc jej było w pewnym sensie łatwiej niż Maćkowi. On dużo musiał robić, by udowodnić, że jest sobą, że idzie swoją ścieżką. Chyba mu się udało i dzisiaj nikt nie powie, że to ojciec coś mu załatwił.

Młode pokolenie mówi: o, Jerzy Stuhr, to ten ojciec Maćka Stuhra.
Czasy się zmieniają. I widzowie w kinach i przed telewizorami też. I dobrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska