Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy Sącz. Uciekinierzy z Doniecka dostali mieszkanie

Paweł Szeliga
Paweł Szeliga
– Jestem Polakiem, więc po prostu wróciłem do domu – mówił dziś wzruszony Andrzej Młodnicki, odbierając z rąk Anny Dymnej klucze do mieszkania przy ul. Rokitniańczyków.

Pan Andrzej z żoną Wiktorią i trójką dzieci ( Bogdan ma 7, Mikołaj 6, a Weronika 3 lata) mieszkał niedaleko lotniska w Doniecku, o które toczyły się zażarte walki pomiędzy broniącymi obiektu Ukraińcami i prorosyjskimi separatystami. Gdy w styczniu rząd polski zaproponował ewakuację osób polskiego pochodzenia, spakowali najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyli do konsulatu RPw Charkowie. 13 stycznia byli już w Polsce. Wczoraj ze zdziwieniem zauważyli, że numer mieszkania, w którym rozpoczną nowe życie ma numer 13.

– To dla nich szczęśliwa trzynastka – uważa Anna Dymna. To jej fundacji „Mimo wszystko” dwa mieszkania w Nowym Sączu przekazała zmarła przed dwoma laty lekarka Krystyna Markiewicz. Gdy aktorka usłyszała o polskich rodzinach ewakuowanych z Donbasu postanowiła jeden z tych lokali przekazać którejś z nich. – Zadzwoniłam do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które najlepiej wiedziało, komu należy pomóc – opowiada Anna Dymna. – Okazało się, że jest rodzina z małymi dziećmi, więc chętnie jej to mieszkanie zaoferowaliśmy.

Państwo Młodniccy dostali lokal na rok, z możliwością przedłużenia użyczenia na pięć lat. Chodzi o to, by dać uchodźcom możliwość wyboru, czy chcą zostać w Nowym Sączu. Na razie wydaje się, że raczej tak się stanie. – Miasto bardzo nam się podoba, a mieszkanie jest pięknie odnowione, czego więcej nam trzeba? – zastanawia się Wiktoria Młodnicka. – Dzieci już mają miejsce w pobliskim przedszkolu i szkole, mąż dostanie pracę w Pałacu Młodzieży. Tylko ja jeszcze muszę gdzieś poszukać zatrudnienia.

Andrzej Młodnicki jest polonistą po UMCS, ale w Doniecku pracował jako handlowiec. Sprzedawał rury, ale potem wybuchła wojna i biznes się załamał. Wiktoria zrobiła doktorat z politologii na tej samej lubelskiej uczelni. Oboje podkreślają, że polskie władze otoczyły ich troskliwą opieką. Ponad pół roku spędzili w ośrodku Caritas pod Malborkiem. Dobrze im tam się żyło, ale przecież nie byli u siebie. – Teraz mamy własny dach nad głową – podkreśla Andrzej Młodnicki. – Po tej poniewierce to dla nas bardzo dużo znaczy. Do przeszłości nie chcemy wracać. Trzeba iść do przodu i wierzyć, że będzie dobrze.

Fundacja Anny Dymnej kupiła meble do mieszkania. Lokal ma powierzchnię 64 metrów kwadratowych. Jest kuchnia i łazienka, do tego trzy pokoje. Dzieci od razu rozpakowały pozostawione tam dla nich zabawki i zapomniały o towarzyszącym im tłumie ludzi, w tym dziennikarzy. – W Doniecku ciągle słyszały wystrzały i huk wybuchających bomb – opowiada Weronika Młodnicka. – Nie wiem czy to pozostawi jakiś ślad w ich psychice, ale wszyscy przeżyliśmy traumę.

Dziś pracownicy fundacji Anny Dymnej przywiozą do mieszkania uchodźców garnki i naczynia. Bardzo przydałaby im się pralka. Nie wyciągają jednak ręki po pomoc. – Cieszymy się z tego co mamy – podkreśla Andrzej Młodnicki. – Najważniejsze, że tutaj jest spokój. Nikt nie strzela na ulicy, za rogiem nie eksplodują pociski. Da się żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska