Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tata Mariusza Wacha: Ja także walczę!

Artur Gac
Ryszard Wach, ojciec znanego boksera Mariusza toczy własną walkę
Ryszard Wach, ojciec znanego boksera Mariusza toczy własną walkę Artur Gac
Rozmowa z Ryszardem Wachem, ojcem polskiego pięściarza wagi ciężkiej Mariusza Wacha, który ma za sobą 2,5-letnią odsiadkę, ale zapowiada walkę o dobre imię w Strasburgu.

Aż do teraz tajemnicą poliszynela był fakt, że długi okres przed walką o mistrzostwo świata syna Mariusza z Władimirem Kliczką spędził Pan w więzieniu...
Tak, jestem ofiarą instytucji świadka koronnego i układu prokuratorskiego, dlatego byłem na przymusowych "wakacjach". Zostałem oskarżony o udział w grupie przestępczej o charakterze zbrojnym, czyli gangu "Krakowiaka". Rzekomo byłem żołnierzem szefa grupy.

Jakie usłyszał Pan zarzuty?

Najcięższe, produkcja i handel narkotykami oraz napady z bronią w ręku. Tak naprawdę zacząłem siedzieć już w 1999 roku w Katowicach, ale z aresztu tymczasowego wyszedłem po dziesięciu miesiącach, jako jedyny z 36-osobowego grona osób.

Dlaczego?
Prawda sama się obroniła, bo była to jedna wielka lipa. Późniejszy wyrok sąd wydał, opierając się na zeznaniach świadka koronnego, czyli dwukrotnego mordercy. Jak można taką osobę traktować wiarygodnie? Dzięki temu złagodzono mu karę. Przeciwko mnie zeznał, że produkowałem narkotyki w Mogile. Mówił pod przysięgą, że przez lata jeździł do mnie po "towar" oraz odczynniki do ich produkcji.

Mocne zeznania...
Podczas odbywania kary dopatrzyłem się w aktach zdjęć, dotąd skrupulatnie ukrywanych, z których miało wynikać, że u mnie w domu znajdowały się narkotyki. Fotografie przedstawiały niby moją posesję, ale problem w tym, że takiego budynku nie ma w całej Mogile. Przed sądem zakwestionowałem ten materiał dowodowy i wreszcie, po latach, świadek wyparł się jakiejkolwiek wizyty w moim domu.

Niemniej, po dziesięciu latach, został Pan skazany prawomocnym wyrokiem sądu
.
Przez ten czas skutecznie się odwoływałem, a wnosząc rewizję, pisałem o krzywdzącym postępowaniu nawet do ministra sprawiedliwości. Koniec końców okazało się to nadaremne, bo sąd nie chciał ujawnić prawdy, co byłoby ujmą dla prokuratury i właśnie sądu. Po drodze tylko jeden sędzia uchylił wobec mnie wyrok, bo na logikę rozeznał, że to jedno wielkie bagno.

Czuje się Pan pokrzywdzony?
Oczywiście. Prokuratorzy dorabiają się na ludzkiej krzywdzie. Od 17 lat jeżdżę na sprawy, ale przez ten czas nic mi nie udowodniono, bo poza świadkiem koronnym nikt nie próbuje mnie w nic wmanipulować. Żaden wiarygodny człowiek nie powiedział, że Wach ma cokolwiek na sumieniu. W uzasadnieniu wyroku stoi jak byk: ,,skazany za udział w grupie przestępczej na 2,5 roku więzienia, ale jego obecność mogła być bierna lub czynna". Czy na domniemanym udziale powinno pozbawiać się człowieka wolności, czy kierować zasadą domniemania niewinności?

Gdzie odsiadywał Pan wyrok?

Najpierw w Pińczowie w Świętokrzyskiem, a później w Wojkowicach na Śląsku.

Kim dla Pana był "Krakowiak"?

Po prostu byliśmy kolegami. A do tego prowadziłem lokal, co od razu działało na moją niekorzyść. Jasiu, którego skazano na 15 lat więzienia, już rok czasu siedzi zamknięty bez sankcji. Przecież to jest skandal. Ogląda pan program telewizyjny "Państwo w państwie", który demaskuje przypadki naruszania prawa? Tu dzieje się dokładnie tak samo.

Co to był za biznes?
Jako jeden z pierwszych w okolicy miałem lokal z "rurą" w Posądzy (powiat proszowicki), w dużym budynku gminnej spółdzielni. I jak to w takim miejscu, bywali u mnie chłopaki z Krakowa i nie tylko, toteż nie był mi obcy praktycznie nikt w mieście. Znam wszystko od podszewki, nawet tę lewą ksywę Jasia, która nie ma nic wspólnego z prawdą.

No właśnie, skąd wziął się "Krakowiak"?
Poszła fama, że Jasiu tańczył na głowach pobitych i zabitych, co było kompletną fikcją i jednym z elementów budowania fabuły przez prokuratorów. A prawdziwy powód jest prozaiczny. Chłopak jest stąd, z Krakowa, a że po raz drugi ożenił się w Katowicach, gdzie Jaśków jest od groma, wymyślono ten pseudonim.

Stoi Pan murem za skazanym za ciężkie przestępstwa "Krakowiakiem"?
Jestem pewien, że nikogo nie zabił.

A jeśli był zleceniodawcą?
To następny, nieudowodniony przez 17 lat zarzut. A wie pan, co jest najśmieszniejsze? Ja zostałem skazany za udział w grupie przestępczej o charakterze zbrojnym, a Jasiu, niby mój szef, do dzisiaj nie jest skazany prawomocnym wyrokiem za założenie tej domniemanej grupy.

Będzie Pan domagał się odszkodowania?
Oczywiście. Po wyjściu Jasia i pozostałych na wolność chcemy wystosować pozew zbiorowy do Strasburga z prywatnymi oskarżeniami wobec prokuratorów. Będziemy domagali się wysokich, nawet wielomilionowych odszkodowań.

Jak Pan zniósł pobyt za kratami?
Psychicznie jestem twardym człowiekiem.

To prawda, że planowo miał Pan wyjść na wolność tuż po walce syna z Kliczką?
Tak, Mariusz boksował z Ukraińcem 10 listopada 2012 roku, a ja dwa dni później miałem opuścić więzienie. Na szczęście dwa miesiące wcześniej dostałem warunkowe, przedterminowe zwolnienie.

Synowi Pana problemy nie pomagały w przygotowaniach do walki o tytuł mistrza świata. Czuje się Pan w pewien sposób współwinny bolesnej porażki syna w Hamburgu?

Ta sprawa na pewno odbiła się na psychice i dyspozycji Mariusza w ringu. On wie, że jestem niewinny i nie zajmowałem się narkotykami, bo przecież nie dałbym rady przez cały czas jego dorastania ukryć tego procederu. Ale gdybym wtedy był na wolności, na pewno skorzystałbym z zaproszenia promotora Mariusza Kołodzieja i przez okres przygotowawczy byłbym przy Mariuszu w Stanach Zjednoczonych.

Czy ta sytuacja odbiła się negatywnie na waszych relacjach?
Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej nas zbliżyła i scementowała.

Wygląda Pan na zdeterminowanego...
Ja się nie poddam. Jestem ofiarą, jak wskazuje samo uzasadnienie wyroku, będące bełkotem, którego fragment Panu przekazuję. Czuję się niewinny, dlatego nie myślę robić żadnych uników.

"Krakowiak" Gang "Krakowiaka" był - zdaniem prokuratury - jedną z groźniejszych grup przestępczych. Grupa została rozbita na początku 1999 roku. W 2010 r., wydając wyrok w głównym procesie, katowicki sąd apelacyjny potwierdził, że Janusz T. założył i kierował związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym. Część wyroku z I instancji, dotycząca najpoważniejszych zarzutów, została jednak uchylona z powodu błędów formalnych. W 2013 r. "Krakowiaka", Janusza T., skazano na 15 lat za zlecenie napadu rabunkowegio i podżeganie do zabójstwa policjanta i prokuratora

Jacek Krawczyk rzecznik Sądu Okręgowego w Katowicach:
Ryszard W. występuje w tzw. głównym procesie Janusza T. ps. Krakowiak. Pierwszy wyrok zapadł 13.02.2008 r., a wyżej wymieniony został skazany na 2 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności. W tej części wyrok został utrzymany wyrokiem z 18.02.2010 roku. W dalszym ciągu nie zapadło rozstrzygnięcie w zakresie dwóch stawianych oskarżonemu zarzutów dotyczących rozboju i ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Został on w części przekazany do ponownego rozpoznania

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska