Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnów. Włamanie tuż przy monitoringu. Straż miejska tego nie zauważyła

Robert Gąsiorek
Robert Gąsiorek
Nasza akcja dowiodła, że, choć kamery nagrywają przestępstwa, właściciele aut nie są bezpieczni. Nasz reporter przez prawie 20 minut próbował okraść samochód. Nikt go nie powstrzymał

W Tarnowie jest aż 38 kamer sieci monitoringu, za które miasto zapłaciło ponad 2 mln zł. Postanowiliśmy wytestować te urządzenia, które obsługuje straż miejska. Sprawdzian wypadł dla niej blado.
Prowokacyjnie parkujemy samochód kilka metrów od kamery zamontowanej u zbiegu ulic Krakowskiej, Nowy Świat i Urszulańskiej. Stajemy już poza wyznaczoną strefą parkowania, ale tylko o jedno stanowisko dalej. Nie mija pięć minut, gdy przy aucie pojawia się strażnik miejski. W ręce ma już bloczek z mandatami, spisuje rejestrację.
"Strefa zamieszkała, parkowanie poza miejscem wyznaczonym" stoi czarno na białym w wezwaniu do zapłaty, który wręcza właścicielowi samochodu mundurowy. Tym razem łapiemy się na "żółtą kartkę", bo to pierwsze przewinienie (taki system wprowadził w mieście nowy komendant straży).
- W przeciwnym razie byłby mandat 100 zł i jeden punkt karny - informuje strażnik.
Kolejny bilecik z parkomatu i ruszamy z drugą odsłoną naszej akcji. Ustawiamy się na wprost tej samej kamery, ale już w miejscu dozwolonym. Nasza prowokacja teraz ma odpowiedzieć na pytanie, jak i czy w ogóle zareagują strażnicy miejscy na widok złodzieja (w tę rolę wciela się nasz reporter), który będzie włamywał się do zaparkowanego pojazdu.
Wtorek. Ulica Krakowska, godzina 12.30. Wyposażony w zaostrzony kołek i długi drut nasz "włamywacz" podchodzi do auta. Zaczyna od góry delikatnie odchylać drzwi od strony kierowcy, po czym wkłada do środka sztywną, zagiętą na końcu stalową linę. Obok przechodzą setki osób. Nikt nie reaguje. Pierwsza próba otwarcia samochodu jest nieskuteczna. Nasz reporter zmienia stronę. Teraz walczy z drugimi drzwiami, będąc już na chodniku. Raptem kilka zaintrygowanych osób mierzy go wzrokiem, ale nikt nie pyta, co tu robi. Przechodzą bez żadnej reakcji. Po straży miejskiej ani widu, ani słychu, choć kamera rejestruje całe zajście jak na dłoni. Po 10 minutach zatrzymuje się pierwsza osoba.
- Lepiej gąbkę mieć, bo drut porysuje lakier - podpowiada mężczyzna w czerwonej czapce.
- Poradzę sobie, mam już w tym wprawę - odpowiada nasz "włamywacz".
Mężczyzna radzi jeszcze, aby poprosić o pomoc taksówkarzy, bo oni znają się na tym. Wyraźnie jest przekonany, że rozmawia z właścicielem pojazdu, któremu wewnątrz zatrzasnęły się kluczyki. Żegna się i idzie w swoją stronę. Nasz reporter działa dalej. Po kwadransie otwiera samochód, zaczepiając drut o wewnętrzną klamkę. Jedno pociągnięcie i drzwi stają przed nim otworem. Wsiada do środka. Po kilkudziesięciu sekundach wychodzi już z cudzym telefonem komórkowym (samochód i komórka należą do jednego z naszych dziennikarzy). Przez nikogo niepokojony, zmierza w górę Krakowskiej.
O komentarz do tej sytuacji poprosiliśmy komendanta straży miejskiej Krzysztofa Tomasika. Zapoznał się z nagraniem z kamery. - Mamy tylko jednego dyżurnego obsługującego cały system kamer i fizycznie nie jest możliwe, aby śledził jednocześnie obraz z nich wszystkich - mówi wprost komendant Tomasik.
Mimo wszystko broni samej istoty monitoringu, bo zawsze to jakiś dowód w sprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska