O wszystkich tych formacjach pisze porywająco Dariusz Michalski w kolejnym tomie "Historii muzyki rozrywkowej 1958-1973" wydanej przez Iskry. A że anegdot nie brakuje, jest to lektura obowiązkowa dla miłośników polskiego rocka zwanego wówczas big beatem lub mocnym uderzeniem.
Wszystko zaczęło się - zapamiętajmy tę datę - 24 marca 1959 roku, gdy w klubie Rudy Kot w Gdańsku z inicjatywy Franciszka Walickiego - ojca polskiego rocka, wystąpiła grupa Rhythm and Blues. Potem jak grzyby po deszczu tworzyły się kolejne zespoły, zaś w 1965 powstała pierwsza supergrupa - Polanie, którą utworzyli członkowie Czerwono- i Niebiesko-Czarnych. Wprawdzie nie był to Cream, niemniej koncertowali z samymi Animalsami oraz zwyciężyli na festiwalu zespołów młodzieżowych w Hamburgu.
Nazwę zespołu wymyśliła bawiąca w Łodzi szwedzka aktorka Bibi Andersson, zaś jego geneza jest taka, że podczas występu Niebiesko-Czarnych Helena Majdaniec rzuciła do Zbigniewa Bernolaka: - "Ty ruda małpo!" Klawiszowiec się obraził i utworzył nową grupę.
Na fali big beatu wypłynęły dwie łódzkie formacje: Trubadurzy i No To Co. Pierwsza z nich występowała w oryginalnych strojach zaprojektowanych przez Szymona Koby-lińskiego. Artyści spotykali się w klubie studenckim Pod Siódemkami, wystąpili w filmie Andrzeja Wajdy "Wszystko na sprzedaż", zaś ich wielkiemu przebojowi "Po ten kwiat czerwony" towarzyszył pewien zgrzyt, bowiem śpiewali go żołnierze LWP śpieszący z "bratnią pomocą" do Czechosłowacji w 1968 r.
Nazwę drugiej grupy wyłoniono podczas telewizyjnego konkursu, na który napłynęło 5 tys. propozycji. Wygrała Elżbieta Piwowar zgłaszając nazwę No To Co, którą żartownisie traktowali jak pytanie i zaraz odpowiadali: - "No to cyk!" Dlatego członków tej skifflowej formacji nazywano pieszczotliwie "notocykami".
Ciekawym łódzkim zespołem był też prekursor polskiego podziemia: Vox Gentis, który grał przy świecach, przez co jego występy przypominały misterium. Swoją opowieść autor doprowadza do SBB i grupy hard rockowej Test zachwycając się przebojem "Przygoda bez miłości". I tu veto, bowiem ciekawszym utworem jest "Żółw na Galapagos" z kapitalną introdukcją: zaczyna się w tonacji Uriah Heep, przechodzi w Jehtro Tull i rozwija się niczym Deep Purple.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?