Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra. Jak się wchodzi na tę największą scenę...

Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr Łukasz Gdak
Już wiemy, kto na tę najwyższą scenę wszedł, a komu się nie udało. Ale tu nie interesuje nas polityka, natomiast warto chyba spojrzeć na samą technikę wyścigu. Jeśli patrzy na tę rywalizację tak wytrawny aktor jak Pan?

Technika - to słuszne spojrzenie. Bo wtedy nie trzeba mówić, który "aktor" nie potrafi się pozbyć własnej niedojrzałości i widać, jak się męczy, albo - inny "aktor", doświadczony nie potrafi pokazać świeżości doznań. Bo technika w tym przypadku to świadomość. Musisz wiedzieć, do ilu ludzi masz dotrzeć. I musisz wierzyć, że potrafisz to zrobić. A wiara bierze się z wyobraźni. Nic więc nowego! To jest to, co powiedział Stanisławski: w okolicznościach założonych, kiedy aktor wyobraża sobie, co by się stało, gdyby znalazł się w takiej sytuacji. Oto jestem wybierany do Sejmu, Senatu, rządu itd. Muszę przemówić - i wtedy już jestem tym kimś. Bo sobie wyobraziłem magiczne "gdyby…"

A kiedy aktorstwo przeszkadza? W określonych funkcjach na pewno. Nie chciałbym mieć prezydenta z umiejętnościami aktorskimi. Bo troszkę bym się go obawiał. Wolę, gdy ktoś nie gra.

Byłem kiedyś w jury konkursu dla studentów prawa, w konkursie krasomówczym aplikantów prokuratorskich. Ja jeden byłem z branży artystycznej, pozostali to byli prawnicy, był też profesor Waltoś. Studenci wygłaszali mowy na zadany temat, a jury miało to ocenić. Potem mieliśmy naradę. I profesor Waltoś zwraca się do mnie: Panie rektorze, jakie jest pańskie zdanie? A ja zachwyciłem się jedną z dziewczyn, która była według mnie najlepsza. Z taką siłą i ekspresją potrafiła przemawiać...

Profesor Waltoś był zdziwiony: "To było najgorsze, co można było zrobić! Prokurator jest przecież przedstawicielem państwa i prawa. Jemu nie wolno się emocjonować. On ma sucho przedstawić fakty, zdarzenia i dowody winy. A ta panienka zagrała spektakl. Panu rektorowi się może myli z amerykańskim sądem, widocznym na różnych filmach, gdzie dwie strony walczą, aby przekonać "tych dwunastu". A tu jest państwo, jest prawo, to adwokat może sobie poszaleć. Prokurator - nigdy!"

I uzmysłowił mi profesor Waltoś, że brak zdolności aktorskich może w tym przypadku sprzyjać wiarygodności.

Na własnej skórze poznałem to zresztą, gdy grając w "Tygodniu z życia mężczyzny" wymyśliłem sobie, że mój bohater będzie prokuratorem i wygłosi na ekranie trzy duże mowy prokuratorskie. Do dziś pamiętam tamtą mękę. Wiedząc to wszystko, co wiem - dopiero po rozmowie z profesorem Waltosiem zrozumiałem, dlaczego mój ojciec był tak powściągliwy w okazywaniu uczuć - miał zawodowe skażenie, dopiero na emeryturze potrafił się denerwować, gdy się coś mówiło o polityce.

A więc muszę, jako prokurator wygłosić na ekranie monolog… całkowicie bezuczuciowy. Ale to się rykoszetem odbije przecież na widowni, bo kogo to obchodzi? Mowa ma być interesująca i atrakcyjna.

Wiem jednak, że muszę się pozbawić ekspresji, żeby wiarygodnie zagrać prokuratora. I pamiętam, jak trudne było to zadanie, żeby to było wiarygodne, a z drugiej strony, żeby było atrakcyjne dla widowni.

Mówmy więc i tak o kandydatach na prezydenta, których oglądałem. Czułem ich męki, bo pamiętam moje rektorskie mowy. Cały kraj wie i wszyscy, którzy tych mów słuchali w auli Leopoldyna we Wrocławiu, czy w naszej auli w Krakowie wiedzą, jak musiałem dużo pracować, żeby powściągnąć swoje umiejętności.

Ta toga, łańcuch i biret powodowały ograniczenie środków. Bardzo się pilnowałem, żeby się nie miotać, nie szastać - jak mówią aktorzy. Przecież kostium zobowiązuje. To tak jak w mundurze nie można tańczyć twista, czy rock and rolla! Nie uda się "technicznie", a zresztą i nie wypada.

Czasem większą wiarygodność można osiągnąć pozbywając się aktorstwa. Ja na naszych dwóch kandydatów też patrzyłem poprzez funkcję, którą mają sprawować. Chodzi o dostojność urzędu.

We Włoszech, to też jest operowy kraj, ale prezydent zawsze był wybierany… stateczny.

I ten pan Sergio Mattarella, który niedawno został prezydentem, też jest taki stateczny. To starszy pan, oczywiście, ale przecież Napolitano był jeszcze starszy, miał chyba z 87 lat. Pamiętam ich wszystkich, od Sandro Pertiniego. Zawsze byli to ludzie stateczni, czasem z przeszłością dużą, tak jak Pertini, który miał przeszłość partyzancką.

Włosi, którzy Cicciolinę do Senatu potrafili wprowadzić, jednak stawiali na stateczność. Ale teraz nie ma reguł.

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska